[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Caine zniknął. Pibble podszedł do telefonu i nakręcił numer Scotland Yardu. Neda nie było, więc
połączył się z sierżantem Burnaby.
Dzień dobry, Burnaby. Czy inspektor Rickard mówił ci o 109
moich kłopotach? No więc zagadnąłem naszego faceta o to, ale wydaje mi się, że nie będę miał z
niego żadnego pożytku, za to może się tobie na coś przydać. Ubiegłą noc spędził z jakąś kobietą, teraz
pró-
bował do niej dzwonić (myślę, że do niej), ale nikt nie odpowiadał, więc zaczął nakręcać inny
numer, ale się rozmyślił. Trochę za silnie zareagował, pewno więc ubiegłej nocy popełnił jakieś
wykroczenie (Rickard mówi, że już mu się to zdarzało) i boi się, że Furlough odkryje, dlaczego go
męczymy. W każdym razie mogę się założyć, że coś, tu śmierdzi i że będziesz miał nie lada orzech do
zgryzienia.
Gdybyś mógł dowiedzieć się czegoś o tej dziewczynie... Nie masz akurat nic, co za szczęście! Ned
mi mówił, że ten facet to twoje hobby... Chciałbym z nią pomówić, jeśli to możliwe... Och, w po-
rządku, będę delikatny. Ale lepiej niech nie przychodzi do domu.
Czy mógłbyś ją przywiezć do Hotelu Dworcowego tuż przed zamknięciem? Zdaje się, że po
zachodniej stronie jest niewielki bar. A ja tymczasem porozmawiam z pośrednikiem sprzedaży
placów.
Gdybyś miał co do mnie, to jest taki jeden o śmiesznym nazwisku, mieszka tuż przy moście
kolejowym.
No, cóż, zasłużyłeś na jakiegoś fuksa, nawet jeśli będzie to raczej mały kamyczek dorzucony do
piramidy dowodów, które kiedyś zlikwidują Furlougha, niż pomoc w rozwikłaniu tej zagadki. Pibble
pomyślał, że chciałby posłuchać dyskusji na temat kary śmierci, jako czynnika odstraszającego,
stosowanej w sprawach podobnych do tej.
Idąc do pośrednika w to parne popołudnie Pibble pożałował, że nie skończył drugiego kufelka. Mógł
przecież zostać tam i czekając na dziewczynę Caine'a rozwiązywać przerwaną krzyżówkę. Zwycię-
żyła jednak silna wola, i słusznie.
110
Pośrednik sprzedaży placów nie wydawał się taki mizerny, jakim pozostał w jego pamięci. Nazwa
firmy nie uległa zmianie: Lackadaisy, Lackadaisy i Squill wyraznie wymalowana złotą farbą.
Ogło-szenia o sprzedaży wypisane były na elektrycznych maszynach na ozdobnym papierze
firmowym. Posiadłości ziemskie od 15 000
funtów w górę, mieszkania od 20 gwinei na tydzień, odpowiednie dla młodych urzędników.
Detektyw, posiadający wrodzone poczucie wartości pieniądza, zdumiał się zobaczywszy fotografię
resztówki z puszczonej w długoletnią dzierżawę posiadłości na Brissac Street, która szła za marne 6
000 funtów. Zastanawiał się, czy to ten sam dom, do którego przyszedł po szesnastoletniego
złodziejaszka i znalazł go usypiającego chore dziecko, w pokoju, gdzie leżało jeszcze kilkoro dzieci,
ojciec chrapał na łóżku, a matka gotowała na gazowej kuchence jakąś zupę z pasternaku, gęsto
skrapiajÄ…c jÄ… Å‚zami.
W pokoju od frontu jakiś młodzieniec o ostrych rysach twarzy popatrzył bez wrażenia na nakaz
rewizji i zniknął. Powrócił natychmiast mówiąc, że pan Evans-Evans jest do usług pana inspektora.
Następny pokój był niewielki, lecz bogato wyposażony. Leżał tam gruby ciemny dywan, stało duże
biurko, a nad kominkiem wisiał
obraz malowany przez Paula. Pan Evans-Evans miał krawat oks-fordzkiego college'u i małą,
schludną bródkę. Wstał i poprzez biurko potrząsnął ręką detektywa. Musieli włożyć w to trochę
wysiłku, podobnie jak średniowieczne damy, gdy demonstrowały, że mogą się przywitać z sąsiadką
po drugiej stronie ulicy nie opuszczając swoich domów o wysuniętych górnych piętrach.
111
A więc, panie inspektorze, czym mogę panu służyć?
Tak naprawdę to nie wiem odparł Pibble ale może by mnie pan zorientował w cenach domów
w tej okolicy. Wydaje mi się, że pańska firma bardzo się rozwinęła. Bywałem tutaj zaraz po wojnie.
Pan Evans-Evans odżegnał się od tego uniesieniem jednej brwi i zaczął mówić bardzo szybko, ale
dostatecznie wyraznie, aby go można było zrozumieć, przywodził na myśl księdza, klepiącego
modlitwę za pomniejszych członków królewskiej rodziny.
To właściwie nie jest ta sama firma, wie pan, tak naprawdę to jesteśmy starą spółką z West Endu,
ale już kilkanaście lat temu czu-
łem, że ta dzielnica ma przed sobą przyszłość znacznie większą, niż przypuszczał którykolwiek z
tutejszych pośredników, bo to się wtedy, oczywiście, dopiero zaczynało, więc namówiłem ojca, żeby
wykupił firmę Gurneya, którego, być może, pan znał. To był taki gruby, czerwony na twarzy facet,
dosyć zdemoralizowany przez to, że całe życie dzierżawił slumsy, no i tak to się rozkręciło.
Przerwał, aby zaczerpnąć tchu. Pibble obserwował obraz Paula, namalowany w stylu, który cieszył
się największym wzięciem.
Przedstawiał pomarańczowego kota, skradającego się przez gma-twaninę zieleni i błękitu,
przypominającą dżunglę. W brzuchu kota widać było ptaszka, który leżał na grzbiecie ze
skrzyżowanymi skrzydełkami, w postawie pogodnej rezygnacji, jaką nadają ciałom zmarłych
przedsiębiorcy pogrzebowi. Mimo pewnej stylizacji kot nosił cechy indywidualne, był bardzo
zwinny i koci, bez odrobiny antropomorfizacji.
112
Pan, zdaje się, prowadzi jakieś interesy plemienia Ku? zauważył detektyw.
Podoba się panu ten obraz? zapytał pan Evans-Evans.
Mnie się z początku nie podobał, ale poszedłem za radą kuzyna, który ma w tych sprawach nosa, a on
się zaklinał, że w ciągu najbliż-
szych dziesięciu lat obraz zyska uznanie. Teraz już widzę, że miał
rację, a ja sam tak się przyzwyczaiłem do tego obrazu, że musiano by mi zaoferować bardzo dobrą
cenę, żeby mnie skusić do sprzeda-nia, a to już coś znaczy, jeżeli się tak mówi, prawda?
Gwałtowne zaczerpnięcie oddechu. To pan prowadzi z ramienia policji tę dziwaczną sprawę z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]