[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A\ tak zle? Zapewniam pana, Knighton, \e nie jestem a\ tak wra\liwy.
Być mo\e zgodził się sekretarz. Ale to& Urwał.
Kettering przyglądał mu się przenikliwie.
Słucham, niech pan wreszcie powie, o co chodzi ponaglił uprzejmie. Wiem doskonale,
\e zlecenia drogiego teścia nie zawsze nale\ą do przyjemnych.
Knighton odchrząknął. W końcu przemówił oficjalnym tonem, starając się ukryć
skrępowanie.
Pan Van Aldin polecił mi zło\yć panu pewną ofertę.
Ofertę? przez moment Kettering nie zdołał ukryć zdumienia. Słowa sekretarza były
zupełnie inne, ni\ się spodziewał. Poczęstował Knightona papierosem, sam zapalił drugiego i
zagłębił się z powrotem w fotelu, mrucząc ironicznie:
Oferta? To brzmi bardzo interesujÄ…co.
Mogę mówić dalej?
Proszę. Musi mi pan wybaczyć zdumienie, ale zdaje się, ze mój drogi teść nieco spuścił z
tonu od czasu naszej porannej pogawędki. A nie jest to coś, czego się człowiek spodziewa po
21
wielkich tego świata, Napoleonach finansjery i tak dalej. Wygląda na to& wygląda, jakby się
przekonał, \e jego pozycja jest słabsza, ni\ sądził.
Knighton uprzejmie słuchał lekkiego, nieco drwiącego tonu, ale sam nie przejawiał \adnych
uczuć. Zaczekał, a\ Derek skończy, po czym powiedział cicho:
Postaram się przedstawić propozycję najkrócej jak to mo\liwe.
SÅ‚ucham.
Sekretarz nie patrzył na Ketteringa, Jego głos był oschły i rzeczowy.
Otó\, jak panu wiadomo, pani Kettering ma zamiar wnieść sprawę o rozwód. Jeśli rzecz
zostanie załatwiona polubownie, otrzyma pan sto tysięcy w dniu, w którym wyrok się
uprawomocni.
Kettering, zajęty zapalaniem papierosa, zamarł w bezruchu.
Sto tysięcy! wykrzyknął. Dolarów?
Funtów.
Przez prawie dwie minuty panowała martwa cisza. Kettering siedział zamyślony, ze
zmarszczonymi brwiami. Sto tysięcy funtów. Oznaczało to Mirelle i dalsze przyjemne,
beztroskie \ycie. Oznaczało, \e Van Aldin o czymś wie. Milioner nie płacił bez powodu.
Kettering wstał i podszedł do kominka.
A jeśli odmówię przyjęcia tej korzystnej oferty? spytał z chłodną, ironiczną
uprzejmością. Knighton poruszył się nerwowo.
Zapewniam pana, Kettering powiedział gorąco \e z największą niechęcią zgodziłem
się pośredniczyć w tej sprawie.
Rozumiem powiedział Kettering. Proszę się nie niepokoić; wiem, \e to nie pańska
wina. Chciałbym jednak usłyszeć odpowiedz na moje pytanie.
Knighton podniósł się równie\.
W razie gdyby odmówił pan przyjęcia propozycji powiedział z większym jeszcze
ociąganiem ni\ przed chwilą pan Van Aldin kazał panu przekazać, \e pana zniszczy. Tylko
tyle.
Kettering uniósł brwi, ale nie zmienił swojej nonszalanckiej pozy.
Patrzcie państwo! Nie wątpię, \e potrafiłby to zrobić stwierdził. Có\ mógłbym
poradzić w walce z najbogatszym człowiekiem Ameryki. Sto tysięcy! Jak ju\ przekupywać, to
raz a dobrze. A gdybym panu powiedział, \e \yczę sobie dwustu tysięcy, to co wtedy?
Przekazałbym wiadomość panu Van Aldinowi odparł Knighton obojętnie. Czy tak
brzmi pańska odpowiedz?
Nie zaprzeczył Kettering. Nie, co najzabawniejsze. Proszę powiedzieć mojemu
teściowi, \eby poszedł do diabła razem ze swoimi łapówkami. Jasne?
Najzupełniej powiedział Knighton. Wstał, zawahał się, zarumienił. Ja& pozwolę sobie
powiedzieć, panie Kettering, \e bardzo mi się podoba pańska odpowiedz.
Kettering nie odezwał się. Po wyjściu gościa siedział przez parę minut pogrą\ony w myślach.
Dziwny uśmiech wykrzywił mu wargi.
A więc to tak powiedział cicho.
X
BAKITNY EKSPRES
Tato! Pani Kettering drgnęła gwałtownie. Tego ranka niezupełnie panowała nad swoimi
nerwami. Ubrana w bardzo eleganckie futro z norek i mały lakierowany czerwony kapelusik,
przechadzała się po zatłoczonym peronie Victoria Station głęboko pogrą\ona w myślach.
Nagłe pojawienie się ojca i jego serdeczne powitanie wywołały zgoła nieoczekiwany efekt.
Spokojnie, Ruth, to tylko ja!
Po prostu nie spodziewałam się ciebie zobaczyć. Po\egnałeś się ze mną wczoraj. Mówiłeś,
\e masz konferencjÄ™ dzisiaj rano.
I to prawda powiedział Van Aldin ale znaczysz dla mnie więcej ni\ diabli wiedzą ile
konferencji. Chciałem cię zobaczyć po raz ostatni, bo nie będę cię widywał przez jakiś czas.
Jesteś kochany. Szkoda, \e nie mo\esz ze mną jechać.
A gdybym zmienił plany?
Był to jedynie \art, więc Van Aldina bardzo zdumiał nagły rumieniec, jaki wypłynął na
policzki Ruth. Przez chwilę wydawało mu się niemal, \e dostrzega w jej oczach błysk
przestrachu. Roześmiała się nerwowo, niepewnie.
Przez moment zdawało mi się, \e mówisz powa\nie powiedziała.
Nie sprawiłoby ci to przyjemności?
Ale\ tak potwierdziła z przesadnym entuzjazmem.
No, dobrze.
To naprawdę nie potrwa długo, tato ciągnęła Ruth. I tak przyje\d\asz w przyszłym
miesiÄ…cu.
Tak potwierdził Van Aldin obojętnie. Czasem sobie myślę, czy by się nie wybrać do
jednego z tych wa\niaków z Harley Street i nie zmusić go, by mi powiedział, \e koniecznie
potrzebuję słońca i zmiany powietrza.
22
Nie bądz taki leniwy! wykrzyknęła Ruth. W przyszłym miesiącu będzie tam o wiele
przyjemniej. Poza tym jest tu mnóstwo spraw, których nie mo\esz tak po prostu zostawić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]