[ Pobierz całość w formacie PDF ]
porozmawiać!
Juliet Fitzroy podniosła się z miejsca i poprawiła prosty wianek
z liści bluszczu, który Sophie miała na głowie. Ubrana była
w ciemnozielonÄ… jedwabnÄ… sukienkÄ™, prostÄ… i eleganckÄ…. Sukienka
Sophie była wąska, z jedwabiu, na który nałożona była warstwa
delikatnej koronki naszywanej drobniutkimi perełkami.
Będziecie mieli całą resztę życia, żeby rozmawiać uśmiechnęła
się Juliet z uczuciem. Ciesz się każdą minutą. To twój dzień.
Rainbow potrząsnęła głową i w jej niebieskich oczach błysnęły łzy.
Pięknie wyglądasz. Czuję się tak& urwała i przyłożyła rękę do
ust. Juliet dotknęła jej ramienia z wyraznym zrozumieniem.
Twoja mama jest z ciebie dumna. Ja też powiedziała głosem,
w którym pobrzmiewały echa głosu Kita. Zasługujesz na szczęście.
Dziękuję. Sophie spojrzała na swoje dłonie. Na palcu
błyszczała Czarna Gwiazda, do której wkrótce miała dołączyć prosta złota
obrączka. Jesteście pewne, że opale nie przynoszą nieszczęścia?
zapytała po raz kolejny.
Absolutnie nie odrzekła Rainbow ze stoickim spokojem.
Mówi się, że przynoszą nieszczęście, o ile nie są czyimś kamieniem
urodzeniowym, a w twoim wypadku właśnie tak jest. Ale w leczeniu
kryształami opale mają uwalniać od lęków i dodawać siły. Kojarzy się je
również z atrakcyjnością seksualną.
Sophie roześmiała się. Pożądanie między nią a Kitem było równie
mocne jak zawsze, teraz jednak często rozmawiali do pózna w nocy
o swoich nadziejach na przyszłość i na rodzinę. Nie miała jeszcze
pewności i już kilkakrotnie przeżyła rozczarowanie, ale może tym
razem?
Stojący już przy ołtarzu Kit zwrócił się do Jaspera. Przy
kalifornijskiej opaleniznie brata jego twarz wydawała się równie biała
jak wykrochmalony kołnierzyk koszuli.
Co się tam dzieje? zapytał niespokojnie. Przyjechały już
dawno. Nie sądzisz chyba, że się rozmyśliła?
Jasper powstrzymał uśmiech i nonszalancko wzruszył ramionami.
Wciąż nie mógł się nadziwić przemianie swego dotychczas niewzruszonego
starszego brata.
Może& rzekł z kpiną. Nie była tak do końca pewna, czy chce
za ciebie wyjść.
Kit wymamrotał pod nosem przekleństwo i ruszył przed siebie, ale
Jasper zastąpił mu drogę.
Nie zachowuj się jak osioł. Z desperacją przewrócił oczami.
Wiedziałem, że powinienem być druhną Sophie, a nie twoim drużbą.
Kit wyminął go i podszedł do jednego z umundurowanych
mężczyzn po swojej stronie kościoła.
Lewis, wyjdz przed kościół i sprawdz, czy wszystko w porządku,
dobrze?
Jasne. Lewis oddał synka świeżo poślubionej żonie, która
siedziała w ławce obok niego, i z dawną pewnością siebie poszedł
wzdłuż rzędu ławek. Chwilę pózniej wrócił szeroko uśmiechnięty
i podniósł kciuk do góry. W kościele rozległ się szmer. Sophie stanęła
w drzwiach. Nie miała welonu, a na jej włosach lśniły płatki śniegu jak
malutkie diamenty.
Kit ruszył w jej stronę. W kościele zapadło milczenie. Nie było
organowej muzyki ani marsza weselnego. Grupa przyjaciółek Rainbow
na galerii grała na gitarze, skrzypcach i blaszanym gwizdku starą, piękną
ludową balladę Południowy wiatr.
Sophie szła w jego stronę, śmiejąc się i płacząc jednocześnie. Za
jedną rękę trzymała ją Rainbow, za drugą Juliet. Wydawała się silna,
szczęśliwa i tak piękna, że nie tylko w oczach Kita błysnęły łzy. Nie
mógł już czekać dłużej. Zostawił zdesperowanego Jaspera przy ołtarzu,
wyszedł naprzeciwko i spotkali się pośrodku kościoła. Wsunął dłoń w jej
lśniące włosy i pocałował ją.
Ksiądz westchnął i podniósł oczy do nieba.
Jeszcze nie dotarliśmy do tego momentu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]