[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Walters, lecz szybko odepchnął od siebie ten pomysł i wybrał numer do Ce-
line.
- Co masz na sobie? - zapytał zniżonym głosem.
- Cześć, Simon - zamruczała w słuchawkę. - Nie wierzę, że obudziłeś
mnie tylko po to, by zapytać, co mam na sobie.
- Zbudziłem cię? - Zerknął na zegarek. - Ludzie jedzą już o tej porze
lunch.
- Niektórzy tak, a inni wolą poprzeciągać się w łóżku.
- Czy to zaproszenie?
- Może...
- Powiedz mi, co masz na sobie?
- Wpadnij i sam się przekonaj. Potraktuję cię jak deser -szepnęła seksow-
nie.
S
R
- To najlepsza oferta, jaką dzisiaj otrzymałem - powiedział z rezygnacją -
ale obawiam się, że będziemy musieli to przełożyć na kiedy indziej. Muszę
być w pracy. Pamiętasz, co tu jest grane?
- Jak bym miała o tym zapomnieć? I tak nigdy nie miałeś dla mnie zbyt
wiele czasu, a teraz będę mogła mówić o szczęściu, kiedy choć raz w ciągu
tego miesiąca uda ci się do mnie zajrzeć.
- Odbijemy sobie, gdy będzie już po wszystkim. Kolacja, teatr, noc spę-
dzona w luksusowym hotelu i te rzeczy...
- Już się nie mogę doczekać...
- Wierz mi, ja także.
Takiej właśnie odpowiedzi oczekiwała, doskonale o tym wiedział, bo
mówił podobne frazesy kobietom już od sześciu lat, odkąd odeszła od niego
Leigh. Teraz jednak jakoś dziwnie zaczęło go irytować, że nie mówi tego,
co naprawdę myśli i czuje.
Kelli miała przed lunchem szczelnie wypełniony kalendarz: dwie roz-
mowy biznesowe i trzy mniej formalne spotkania. Miała wrażenie, że Si-
mon specjalnie od poniedziałku zwalił jej tyle roboty na głowę, by sobie nie
myślała, że jego życie jest lekkie, łatwe i przyjemne. Nie napotkała jednak
na żadne szczególne trudności i doskonale dała sobie radę, przynajmniej tak
się jej zdawało. Mogła mieć tylko nadzieję, że i jury programu podobnie to
oceni. Podczas pracy dwa razy zadzwoniła do domu, by sprawdzić, czy
wszystko jest w porządku. Zresztą to nic nowego, zawsze dzwoniła do
dziewczynek. Pani Murphy uspokoiła ją, że nie ma powodu do obaw, jed-
nak Katie była mocno zaniepokojona.
S
R
- Mamo, kiedy przyjdziesz do domu? - zapytała.
- Kochanie, przecież znasz odpowiedz. Przyjdę pózno, gdy będziecie już
spały.
- A on tu będzie? - Mała nie starała się nawet ukrywać niechęci.
- Tak, to także wiesz. Pan Maxwell przygotuje wam kolację i położy was
spać. I pamiętaj, że macie być bardzo grzeczne.
- Ale ja go nie lubiÄ™. A ty go lubisz?
Oczywiście, że za nim nie przepadała i ten pocałunek też nic nie zmienił,
ale zdawała sobie sprawę, że nie powinna mówić o tym z Katie.
- Nie o to chodzi, tłumaczyłam ci. Pomagaj panu Maxwellowi zajmować
się Chloe, bo nie ma zbyt dużego pojęcia o dzieciach.
- Przyjedz do domu, mamo. Obiecuję, że będziemy grzeczne.
- Kochanie, to przecież nie jest żadna kara, to tylko miesiąc. .. Jesteś już
dużą dziewczynką.
- Nie chcę być duża, miesiąc to strasznie długo, proszę, przyjedz!
- Katie, teraz to już chyba przesadzasz. Przecież i tak o tej porze byłabym
w pracy. Musimy być dzielne, wszystkie, to dla nas naprawdę bardzo waż-
na sprawa. Kochanie, miesiÄ…c szybko minie, damy radÄ™, zobaczysz.
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Gdy Simon wrócił po ciężkim dniu do domu, marzył wyłączenie o tym,
by położyć się w chłodnym pokoju na sofie z zimnym piwem w ręku i od-
począć. Tymczasem rzeczywistość okazała się trudna do zniesienia. Nie
dość, że w lodówce nie było piwa, to w domu panował piekielny upał, a on,
zamiast odpoczywać, musiał się wziąć do przygotowania kolacji dla dzieci,
i to jeszcze z uśmiechem na ustach pod bacznym okiem kamery. Miał wra-
żenie, że nie przeżyje tego dnia. Zaczął się zastanawiać, co mógłby przy-
rządzić szybko i możliwie bez używania kuchenki, by dodatkowo nie na-
grzewać mieszkania. Tosty i masło orzechowe, zadecydował i już wziął się
do roboty, gdy przypomniało mu się, że Katie ma alergię. W takim razie
kotlety serowe z grilla, to przynajmniej umiem robić.
Tak jak się spodziewał, mała krytykowała niemal każdy jego ruch, a gdy
położył gotowy kotlet na talerzu i przeciął go na pół, dziewczynka spojrzała
na niego zdziwiona, jakby był z innej planety, i powiedziała z oburzeniem:
- Mama kroi je zawsze na trzy części, nie na dwie.
Zagryzł zęby, żeby nie wymknęło mu się jakieś nieodpowiednie słowo.
- W takim razie to będzie dla mnie, a twoją porcję przetnę na trzy części.
Zgoda?
- Niech będzie. - Dziewczynka pokiwała z politowaniem głową.
Sądził, że Katie, jako starsza z dzieci, będzie mu sprawiać większe kło-
poty swoim ciętym języczkiem, ale Chloe najwyrazniej nie lubiła pozosta-
wać w tyle. Przez całą kolację krzyczała wniebogłosy, skandując nieprze-
rwanie, że chce do mamy. Na koniec zrzuciła swój talerz na podłogę. Led-
S
R
wie zdążył posprzątać po tej akcji protestacyjnej, a już musiał wychodzić
do szkoły wieczorowej. Opiekunka przyszła na szczęście punktualnie.
Podczas zajęć zamykały mu się oczy, z trudem panował nad sennością,
lecz oczekiwano od niego, że będzie uważnie przysłuchiwał się wykładom,
sporządzał rzetelne notatki, a także że wezmie udział we wszystkich zaję-
ciach i kolokwiach, które profesorowie przewidzieli na ten miesiąc. Przed
sobą miał kartkę papieru, na której zdołał zapisać tylko kilka zdawkowych
informacji. Wcześniej odnosił się do tego lekceważąco, był w końcu wice-
prezesem sieci handlowej, poza tym od lat zarządzał dużą firmą, więc miał-
by sobie z tym nie poradzić? śmiechu warte... Teraz jednak nie było mu już
do Zmiechu. Rozpaczliwie starał się skupić, a jego desperackie wysiłki
uwieczniał na filmowej taśmie coraz bardziej znużony Joe.
Był już na przystanku, gdy przypomniał sobie, że miał zrobić zakupy.
Uznał jednak, poczeka z tym do jutra.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]