[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spoza pól i rzeki runê³y na niego setki p³on¹cych dusz, jakby
porwa³ je wiatr. By³y bezbarwne, oSlepiaj¹co bia³e, jakby pozbawio-
ne skrzepów duchowej pow³oki. Tull zrozumia³, ¿e s¹ to dusze zma-
r³ych. Okr¹¿y³y go, sta³ jak gdyby w centrum oSlepiaj¹cego tornado,
wokó³ niego b³yska³y upiorne Swiat³a, d¹³ zimny wicher.
Próbowa³ uciekaæ, szukaæ schronienia, ale jego duch tkwi³ nie-
ruchomo. Zna³ swoj¹ moc, swoje ograniczenia. Mówi³ o tym Chaa.
Tull zrozumia³, ¿e wpad³ w pu³apkê. JakaS jego czêSæ wzywa³a Favê,
pojedyncze w³Ã³kienko Swiat³a jego duszy wymknê³o siê daleko, na
pó³noc. Dotkn¹³ Favy, poczu³ j¹. Spa³a. Wiedzia³, ¿e wybiera siê do
Bashevgo, ¿eby go ratowaæ.
Spojrza³ na po³udnie, gdzie kolorowe Swiat³a b³yszcza³y na ho-
ryzoncie jak p³on¹ce klejnoty. Tull mo¿e i nie spostrzeg³by tego, ale
jedno ze Swiate³ by³o wyj¹tkowo potê¿ne, jak lSni¹cy czarny p³o-
mieñ. Zauwa¿y³ jego spojrzenie i przyby³, id¹c wielkimi krokami
przez przestworza. To by³ Atherkula.
Zmarli zgromadzili siê wokó³ Tulla, wirowali coraz szybciej.
Próbowa³ os³oniæ siê od sonduj¹cej go macki ciemnoSci wysuniêtej
przez Atherkulê, ale wysi³ki spe³za³y na niczym. Brakowa³o mu si³y
i woli. Skupi³ mySli na odleg³ych czasach i miejscach, by Atherkula
nie skrêpowany czasoprzestrzeni¹ podj¹³ fa³szywy trop.
Zamkn¹³ oczy i stara³ siê przypomnieæ sobie ³¹kê, na której ba-
wi³ siê jako dziecko. £¹kê pokrywa³y z³ote kaczeñce i dziki czosnek.
Czarno-¿Ã³³te trzmiele niezgrabnie przelatywa³y z kwiatu na kwiat,
borsuki chrz¹ka³y w norach.
168
Obezw³adniaj¹ca moc wspieraj¹ca atak Atherkuli sprawi³a, ¿e
by³o to bardzo trudne. Macka lodowatej ciemnoSci wystrzeli³a z cza-
rownika, jakby na próbê. Tull zafascynowany patrzy³, jak czarna
wstêga owija szamocz¹c¹ siê w nim b³yskawicê duszy i zaciska siê
na niej.
KilkanaScie czarnych macek zd¹¿a³o ku niemu, sondowa³o go.
Próbowa³ uciekaæ, b³yskawica tañczy³a w nim jak oszala³a, usi³uj¹c
unikn¹æ macek. Zmagania by³y d³ugie i straszne, Swiat³o duszy migo-
ta³o w nim szybciej ni¿ by³ w stanie uchwyciæ to wzrokiem, ale ilekroæ
Atherkula przejmowa³ odga³êzienie b³yskawicy, Tull przekonywa³ siê,
¿e nie jest w stanie siê uwolniæ, wypl¹taæ z uScisku, bo do czarownika
przy³¹cza³a siê armia zmar³ych i setki macek oplata³y Swiat³a migo-
cz¹ce w duszy Tulla. Beznamiêtnie przygl¹da³ siê ca³ej scenie, choæ
wiedzia³, ¿e jest to jakaS forma duchowego gwa³tu. Zdawa³ sobie spra-
wê, ¿e nie uniknie przeznaczenia.
Powietrze brzêcza³o, zmarli t³oczyli siê wokó³ niego. Wreszcie
Atherkula wyci¹gn¹³ dwadzieScia dwa promienie Swiat³a i po³¹czy³
je w pary. Przywar³y ciasno do Tulla. Poczu³, ¿e jego stopy trac¹
kontakt z pod³o¿em. Zawis³ w powietrzu. PonieSli go zmarli, któ-
rych dusze trzepota³y wokó³ niego.
Tull skoncentrowa³ siê na zapachu dzikiego czosnku, na norze
borsuka, do której kiedyS wpad³ mu pieni¹¿ek, gdy bawi³ siê na tra-
wie. Wreszcie wykrzycza³ z g³êbi serca:
Proszê!
Rwiat³a, które go trzyma³y, zakrêci³y siê i r¹bnê³y jego ducho-
wym cia³em o czerwony piaskowiec. By³a to kara za nieudolne pró-
by ucieczki. Odbi³ siê od kamieni; Atherkula trzyma³ go nadal. Tull
wyobrazi³ sobie, ¿e w¹cha kwiaty i nadal pozostawa³ w mocy Ather-
kuli.
Trzymam ciê za ognie twojej duszy wyszepta³ Atherkula.
Rozpal ich wiêcej, te¿ je poch³onê.
Postara³ siê zrobiæ to, co powiedzia³ Atherkula i wysun¹³ wiêcej
jêzyków ognia. Zdawa³o mu siê, ¿e mo¿e dok¹dS uciec, ¿e pokona
Atherkulê. Ale nik³e ogniki nie potrafi³y sprostaæ zamiarom. Zamiast
uciekaæ, niesiony nad ziemi¹ wiatrem szybowa³ powoli w stronê mo-
rza b³yszcz¹cych jak diamenty ¿ywych dusz armii Rodu Klingi.
Do zachodu Thora, Fava i Darrissea spa³y na szczycie muru,
potem w ciemnoSci posz³y w kierunku obozu Rodu Klingi. Pó³ mili
169
dalej znalaz³y obalony pieñ sekwoi. Drzewo by³o stare i wielkie,
w przekroju mierzy³o prawie dwadzieScia piêæ stóp. Przeskoczy³y
z muru na drzewo i spuSci³y siê po nim na ziemiê. Posz³y do drogi
okr¹¿aj¹cej obóz Rodu Klingi i pomaszerowa³y na pó³noc. M¿y³ lekki
deszczyk.
Rwit zasta³ je wysoko w nadbrze¿nych górach, na starej drodze
zamienionej w b³oto przez stopy tysiêcy rycerzy Klingi. Promienie
porannego s³oñca posrebrzy³y b³oto. Droga wygl¹da³a jak rzeka p³y-
n¹ca wSród drzew. Sz³y t¹ drog¹ przez osiem dni. By³y bardzo ostro¿-
ne, cztery razy chowa³y siê przed karawanami thrallów nios¹cych
zapasy dla Rodu Klingi.
Pewnego poranka dotar³y do P³askowy¿u Mamuciego. Stanê³y
na wzgórku wychodz¹cym na br¹zowe równiny nie pokryte Sniegiem.
By³y g³odne i zmêczone ucieczk¹ i ¿yciem poza domem. Zesz³y ze
wzgórz, p³osz¹c tyranoptaka, który w³aSnie upolowa³ ³osia. Ma³o na
niego nie nadepnê³y w gêstwinie je¿yn. Ma³y smok mia³ tylko cztery
stopy w k³êbie, brudnobr¹zowe skrzyd³a i ma³y róg. Wytrzeszcza³
na nie rubinowe oczy i zgrzyta³ zêbami. Potem za³opota³ skrzyd³ami
i odlecia³ ze Swistem nad g³owami dziewczyn. Usiad³ na drzewie i pa-
trzy³. Od dwóch dni nie jad³y nic ciep³ego, wiêc Fava wyciê³a z ³osia
kawa³ polêdwicy.
Rozbi³y obóz w gêstych krzakach na skraju lasu. Darrissea za-
pali³a Swieczkê, ¿eby ugotowaæ miêso w cynowym naczyniu. Fava
spa³a. Z g³êbokiej drzemki wyrwa³ j¹ okrzyk.
Unios³a g³owê i zobaczy³a w ciemnoSci parê potê¿nych, ow³o-
sionych ³ydek rozstawionych prawie o stopê od siebie. Serce jej za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]