[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie mam obowiązku spowiadać ci się, panie, z tego,
jak się noszę, ani z tego, w co się ubieram. Trzeba być
ślepym jak kret i głuchym jak pień, żeby nie słyszeć i nie
widzieć wszystkiego, co dotąd zrobiłam i powiedziałam.
Nie możesz udawać, że nie wyÅ‚ożyÅ‚am jasno moich za­
miarów. JeÅ›li już z żadnych innych wzglÄ™dów, to przynaj­
mniej z tej przyczyny powinieneÅ› poczynać sobie bar­
dziej powściągliwie. Co do twojego zachowania przed
turniejem, podczas ćwiczeÅ„ z kółkiem, byÅ‚o ono rów­
nie niegodne i bezwzględne, całkowicie nieprzystające
rycerzowi.
- A wiÄ™c widziaÅ‚aÅ›? - na poÅ‚y zapytaÅ‚, na poÅ‚y stwier­
dził z uśmiechem. - Czyż nie powinnaś w takim razie
domyślić się, co zamierzam zrobić wieczorem? Czy nie
był to wyrazny sygnał?
- Nie był. Potwierdziło to tylko moje wcześniejsze
przypuszczenia.
-Czyli...?
- %7łe twój umysł, panie, jest ograniczony tak samo jak
każdego innego przedstawiciela twojego zasługującego
na współczucie rodzaju. Dzięki niebiosom kobiety mogą
skupić siÄ™ na bardziej interesujÄ…cych dziaÅ‚aniach. A te­
raz zechcesz mi wybaczyć, ale muszę wrócić z Saskią na
plac turniejowy. Oszczędz sobie dalszego obcałowywa-
nia mnie, w niczym nie zmieni to moich uczuć wobec
101
ciebie, które sÄ… tak samo obojÄ™tne, jak wzglÄ™dem każde­
go innego mężczyzny. Każdy może się nauczyć całować,
jeśli praktykuje wystarczająco długo. W istocie niewiele
różni się to od turniejowych potyczek.
- InteresujÄ…ce spostrzeżenie, ale nie pomylÄ™ siÄ™, stwier­
dzajÄ…c, że do mistrzostwa trzeba jeszcze szczypty wrodzo­
nych zdolności - powiedział, starając się ukryć uśmiech.
- Sir Owainie! - dobiegło ich uszu wołanie stłumione
nieco grubym płótnem namiotu. - Sir Owainie! Wzywa­
jÄ… ciÄ™, panie, na paradÄ™! Heroldowie czekajÄ…!
- IdÄ™! - odkrzyknÄ…Å‚. - Przyprowadzcie mi tu Dunna! -
Stanął naprzeciw Eloise, twarz miał poważną. - Wybacz
mi, pani. Ostatnia rzecz, której bym chciaÅ‚, to doprowa­
dzić ciÄ™ do Å‚ez. - WyciÄ…gnÄ…Å‚ ku niej rÄ™kÄ™. - ProszÄ™, ze­
chcesz mi wyÅ›wiadczyć ten zaszczyt, bym mógÅ‚ ciÄ™ od­
prowadzić na twoje miejsce?
Zdeterminowana nie ustąpić mu ani na jotę, zrobiła
krok w tył, potrząsając przecząco głową.
- Dziękuję ci, panie, ale nie. Opowiedz, proszę, twoim
wszystkim druhom, jak ci siÄ™ udaÅ‚o skraść pocaÅ‚unek la­
dy Eloise po to, żeby jej pokazać, kto tu jest panem. Będą
się rozkoszować.
- Twój koń, panie - rozległ się w pobliżu nalegający
głos.
- A niech to... - wymamrotał sir Owain, zmierzając
wielkimi krokami w kierunku sylwetki konia, rysujÄ…cej
się naprzeciwko podniesionej poły namiotu.
Jedna chwila i zasiadÅ‚ w wysokim siodle tak swo­
bodnie, jakby zajmował miejsce na krześle. Ogier ruszył
102
z parskniÄ™ciem, grupka sÅ‚użących rozpierzchÅ‚a siÄ™, ustÄ™­
pujÄ…c mu z drogi, giermkowie ruszyli biegiem, niosÄ…c
hełm i kopię na miejsce, gdzie miała odbyć się parada.
Zabrzmiały fanfary, sygnalizując przejazd zwycięzców
dnia. Jutro mieli znowu stanąć przeciwko sobie, by wy­
łonić najlepszego spośród siebie.
W opustoszaÅ‚ym namiocie brata Eloise szlochaÅ‚a w ra­
mionach Saskii, pokonana przez emocje: ból, gniew i se­
kretnÄ… przyjemność, jakiej przez chwilÄ™ zaznaÅ‚a w objÄ™­
ciach sir Owaina.
Całkiem pokpił sprawę, nie zamierzał udawać sam
przed sobÄ…, że jest inaczej. KusiÅ‚o go, by obwiniać oko­
liczności, niedostatek czasu, gniew Eloise, ale nic nie
usprawiedliwiało niezręczności. Miała prawo się złościć.
WyciÄ…gnÄ…Å‚ machinalnie opancerzone ramiÄ™ w kierunku
giermka i z roztargnieniem czekaÅ‚, aż odepnie wszyst­
kie sprzączki i zacznie zdejmować części zbroi, jedną
po drugiej: rękawice, nałokietnik, zarękawie. Stanowczo
nie powinien był brać Eloise w objęcia w całej uprzęży.
Gniew nie był tu żadnym usprawiedliwieniem.
- Panie? - zwróciÅ‚ siÄ™ do niego mÅ‚ody giermek, za­
niepokojony rozdrażnieniem, malującym się na jego
twarzy.
- Nic. Zdejmuj dalej.
- Zechcesz usiąść, panie? - MÅ‚ody adept sztuki rycer­
skiej nie dorównywał wzrostem mistrzowi.
Sir Owain usiadÅ‚ na pokrytej kobiercem skrzyni i pod­
czas gdy giermek zdejmował naramiennik, a potem na-
103
pierÅ›nik i naplecznik, analizowaÅ‚ wydarzenia dnia, po­
strzegając je teraz, po wybuchu Eloise, w zupełnie innym
świetle. Uczciwie przyznał sam przed sobą, że wszystko
to, co się zdarzyło, albo prawie wszystko, można było
zinterpretować dwuznacznie. Kopia przeszywajÄ…ca kół­
ko, proÅ›ba o fawor i otrzymanie go, ten a nie inny ko­
lor, żądania i ustępstwa... Wszystko to doprowadziło ją
do szału, odnawiając starą urazę, choć zaczęli dzień od
porozumiewawczego uśmiechu, dającego nadzieję na
rozejm. Zdał sobie sprawę, że będzie zła w tym samym
momencie, w którym uniósł kopię z przywiązanym do
niej różowym rÄ™kawem, ale wtedy nie mógÅ‚ już nic zro­
bić. Uśmiechnął się.
- Panie? - powiedział spłoszony giermek.
- Kolczuga. - Sir Owain uniósł ręce ponad głowę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire