[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i skręciła za róg, a stamtąd w stronę bawialni.
Catherine kłamała. Elliot nie interesował się nią dlatego, że była córką
diuka. Tak samo jak ona był namiętny, a nie rozerotyzowany, niech diabli
porwÄ… Catherine za to sÅ‚owo! Nie napalony! Tak samo jak ona, czuÅ‚ napiÄ™­
cie miÄ™dzy nimi. Niemożliwe, żeby udawaÅ‚. Nie byÅ‚ aż tak dobrym akto­
rem.
Ale, do diabła, jeśli nie mógł się jej oprzeć, dlaczego jej ponownie nie
pocałował?
ZO
Nikt nigdy nie zakochał się z wdziękiem.
IZi lliot podniósÅ‚ wzrok i zobaczyÅ‚, że lady Agatha patrzy na niego. Spo­
tkali siÄ™ spojrzeniami. WidziaÅ‚, jak rozszerzajÄ… siÄ™ ciemne gÅ‚Ä™bie jej zre­
nic, jak delikatny rumieniec pełznie w górę po jej szyi, a światło połyskuje
we włosach.
130
Gdy odeszła, z trudem skupił ponownie uwagę na Willu Macataiem.
Nawet teraz nie wiedziaÅ‚, co obiecaÅ‚ zrobić, ale zapewne dostatecznie wie­
le, skoro Macalvie odszedł zadowolony.
Puste miejsce po nim natychmiast zajął Henry Smith. Elliot nie zamierzał
jednak skÅ‚adać wiÄ™cej pochopnych obietnic, wiÄ™c umówiÅ‚ siÄ™ z nim na spotka­
nie w następny poniedziałek w swoim biurze. A potem poszedł szukać Letty.
Znalazł ją w salonie. Stała głównie w otoczeniu mężczyzn, co mu sienie
spodobaÅ‚o. CzarowaÅ‚a bÅ‚yskotliwÄ… konwersacjÄ… i przychodziÅ‚o jej to z Å‚a­
twością.
Zatrzymał się, by przemyśleć następny krok. Najmądrzej byłoby, gdyby
utrzymywaÅ‚ miÄ™dzy nimi bezpieczny dystans. W bladożółtej miÄ™kkiej sa­
tynie, z białymi piersiami otulonymi lśniącym materiałem, z błyszczącymi
oczami i zalotnym uśmiechem... Szczerze mówiąc, nie był pewien, czy
zdoła oprzeć się jej dzisiejszego wieczoru.
JeÅ›li przez kolejnÄ… godzinÄ™ bÄ™dzie musiaÅ‚ przestrzegać krÄ™pujÄ…cych to­
warzyskich zasad umizgów, gdy tak jej pożąda, to załamie się i poprosi ją
o rękę. Ona oczywiście nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie ma pojęcia, jak
silnie i instynktownie on na niÄ… reaguje.
To przecież nie jej wina. Ze względu na nią starał się panować nad sobą.
ByÅ‚oby mu jednak Å‚atwiej, gdyby choć odrobinÄ™ okazaÅ‚a, że widzi i doce­
nia jego wysiÅ‚ki. Ale ona wcale nie wyglÄ…daÅ‚a na zachwyconÄ… jego po­
wściągliwością. Była tym raczej zmieszana i nawet trochę zirytowana.
Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Coś było nie tak. Podszedł do
niej, przywitaÅ‚a go zuchwaÅ‚ym, faÅ‚szywym uÅ›miechem, nie przestajÄ…c cza­
rować stojących wokół mężczyzn. Przyglądał się jej z boku. Choć była
bardzo swobodna i kokietowaÅ‚a caÅ‚e towarzystwo, czuÅ‚ siÄ™ z niego wyklu­
czony. To mu się nie podobało.
Rozległ się gong sygnalizujący przygotowanie bufetu. Grupa wokół Letty
rozproszyÅ‚a siÄ™, panowie ruszyli szukać swoich towarzyszek, a damy po­
zwoliły się odnalezć. Letty stała przy nim w ciszy.
- Idziemy? - zapytał.
- Może za chwilę. Jest mi trochę gorąco.
Nie wiadomo dlaczego mocno się zarumieniła.
- Czy mogę dotrzymać pani towarzystwa?
- Nie trzeba.
Zmarszczył brwi. Chyba się przesłyszał.
- Zapewniam paniÄ…, że nie czujÄ™ żadnego przymusu. To dla mnie przy­
jemność.
Spojrzała na niego ostro.
131
- Sir Elliocie, jestem panu winna przeprosiny.
- Za co?
- Gdy tu przyjechaÅ‚am, mieszkaÅ„cy miasteczka wydali mi siÄ™ prosto­
duszni, prowincjonalni i prości. Pan jednak, sir, w potyczkach słownych
dorównuje biegłością mieszczuchom.
Spojrzał na nią uważnie.
- Biegłością czy zdawkowością?
Spuściła wzrok.
- Nie mnie oceniać.
- Ale pani już oceniła i nadal ocenia, i bardzo chciałbym wiedzieć, co
zrobiłem zle, czemu straciłem w pani oczach.
- StraciÅ‚ pan? Pan wrÄ™cz zyskaÅ‚ w moich oczach, sir. Jestem pod wraże­
niem pańskiej elokwencji.
- Nie chodzi mi o twojÄ… ocenÄ™ mojej elokwencji, Letty.
Jeszcze nigdy nie widział, by unikała mówienia prawdy, aż do teraz.
- Nie wiem, o co panu chodzi. Prawie się nie znamy. Właściwie wcale
pana nie znam.
Patrzył na nią zmieszany. Czuł, jakby znał ją od zawsze, jakby tylko
czekał na nią, aż się pojawi. Całe życie szukał takiej kobiety, jak ona. Nie
przyszło mu do głowy, że ona nie czuje tego samego.
- Chciałbym to zmienić - zapewnił ją.
W jej oczach zapalił się prowokujący błysk.
- NaprawdÄ™?
- Naturalnie. Jeśli pozwoli pani towarzyszyć sobie podczas kolacji,
postaram się panią bliżej ze sobą zapoznać.
- A jak ja mogę pana zaznajomić ze sobą? - zapytała.
Zrobił krok w jej stronę. Zapach jaśminu otulał ją jak welon. Ciepło jej
ciała przepływało między nimi.
- Przecież ja już cię znam - powiedział. - Znam cię.
Zadrżała i odsunęła się od niego.
- Nie. Nie znasz mnie.
Wydawała się spłoszona, a przecież nie o to mu chodziło, więc nie nalegał.
- Przy kolacji to nadrobimy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire