[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I znienawidziłeś go.
Ma jej oczy powiedział Ivor takim tonem, jakby ten fakt wyjaśniał i tłumaczył
wszystko.
A twój ojciec?
Błagał ją, żeby wróciła. Płakał, czołgał się niemal u jej nóg. Budził sobą niesmak. Ona
zaś znalazła sobie innego faceta z forsą i ani jej w głowie było wracać do dwójki małych
dzieci. W końcu ojciec zgodził się na rozwód.
Zawsze miałam wrażenie, że twój ojciec faworyzuje ciebie kosztem Juda. Teraz nie
dziwię się temu. Widział w swoim młodszym synu kobietę, która nim wzgardziła.
Problem w tym, że nikt nie wyjaśnił tego Judowi, żyjącemu wciąż nadzieją, iż ojciec
pewnego dnia pokocha go. %7łebrał więc o okruszyny czułości i stawał na głowie, by podbić
ojcowskie serce. Tą drogą wszedł do rodzinnego interesu, on, który miał w sobie tyle z
biznesmena, co ja z zakonnika.
Kathrin patrzyła w przestrzeń szeroko otwartymi oczami. Zaczynała wreszcie rozumieć.
Czuła się jak ktoś zrzucony ciemną nocą na spadochronie w nieznaną okolicę, kto doczekał
ranka i wschodu słońca.
A potem wynikła ta sprawa z kradzieżą pieniędzy. Było tajemnicą poliszynela, że ojciec
i Jud nie pozostają ze sobą w najlepszych stosunkach, więc prokurator nie miał trudności ze
znalezieniem motywów. Ale w sądzie Jud oskarżył mnie, że to ja doniosłem o wszystkim
policji. Wynikało stąd, że wiedziałem podejrzanie dużo o kulisach kradzieży. I co się dzieje?
Ojciec dostaje zawału serca, przyznaję, bardzo w porę, Jud zaś przyznaje się do winy.
Tobie, oczywiście, takie rozwiązanie bardzo odpowiadało.
Niech ci tylko nie umkną wszystkie subtelności tej sprawy. Jud przyznał się, bo
zrozumiał, że ojciec znienawidzi go już kompletnie i to do końca życia, jeśli to ja znajdę się w
więzieniu. Niestety, historia ta nie kończy się wzruszającą sceną pojednania ojca z synem.
Ojciec, o ile wiem, nigdy nie odwiedził Juda w więzieniu. Tak więc historia ta nie ma happy
endu.
Nie zakończyłeś jej jeszcze, Ivor. Na policji odnotowano, że donos wpłynął o siódmej
trzydzieści wieczorem. Byłam wówczas z tobą i wiem, że o tej porze nie mogłeś zadzwonić.
Wyjaśnij mi tę sprawę.
Czy sądzisz, że tak trudno jest przesunąć wskazówki zegara?
Zbladła, poczuła słabość rozlewającą się po jej ciele i musiała wesprzeć się na szafce.
Wróciła pamięcią do tego fatalnego wieczoru. Wchodzi do pokoju Ivora, mimochodem
spogląda na stojący przy jego łóżku budzik i jest cokolwiek zaskoczona. Zegar wskazuje
siódmą piętnaście, ona zaś szła tutaj w przeświadczeniu, że jest dużo pózniej.
Ivor uśmiechnął się.
Kochaliśmy się tamtej nocy. Nic dziwnego więc, że straciłaś poczucie czasu.
Zgwałciłeś mnie, Ivor, tak to raczej należy nazwać.
Przyszłaś do mnie z własnej woli i byłaś dostatecznie dorosła, by orientować się w
konsekwencjach tego kroku.
Miałam siedemnaście lat, byłam zakochana w tobie po uszy i jeszcze wciąż bardzo
naiwna.
Dodam też, że dość nieporadna w łóżku. Czy to się do dzisiaj nie zmieniło?
Z pewnością nie uwierzyłby jej, gdyby mu teraz wyznała, że był pierwszym i jak dotąd
jedynym mężczyzną w jej życiu.
Ivor, zatankowałeś swój śmigłowiec i opowiedziałeś mi bardzo ciekawą historię. Teraz
z pewnością masz wiele spraw do załatwienia. Pożegnaj się więc ze mną i daj mi dokończyć
mojÄ… robotÄ™.
Najlepsze są pożegnania, którym towarzyszy pocałunek. Odstawił kubek z kawą i
przysunÄ…Å‚ siÄ™ do niej.
Poczuła, że strach paraliżuje jej nogi.
Nie dotykaj mnie!
Tylko jeden niewinny pocałunek. Miał w oczach coś takiego, czego nie można było
kojarzyć z jakąkolwiek niewinnością.
W panice chwyciła nóż. Wytrącił go z jej ręki z dziecinną łatwością.
Otworzyła usta, by krzyczeć, lecz wydobyła z siebie tylko rozpaczliwe westchnienie.
Przyparł ją do kredensu.
Nie ma się czego obawiać, Kathrin. Lubię wygody i zabiegam o nie. Ani myślę kochać
się z tobą w tej śmierdzącej kuchni na brudnej podłodze. Pozostawiam to mojemu bratu.
Nie jestem kochankÄ… Juda! Zrozum to wreszcie.
Widziałem, jak patrzył na ciebie tamtego ranka, gdy oparzyłaś sobie rękę. Ujął ją pod
brodę. Co on takiego ma w sobie, czego ja nie mam? Jest nikim. Ekswięzniem przebranym
za fotografa.
Posiada duszę, charakter, osobowość. Coś, czym niewielu z dzisiejszych mężczyzn
może się pochwalić.
Widzę, że nasłuchałaś się psychoanalityków.
Niczego nie rozumiesz. Zżera cię nienawiść do Juda. Trudno to w ogóle pojąć. Ojciec
kocha cię, jesteś bajecznie bogatym człowiekiem. W czym Jud może ci zagrozić? Przecież
należycie do dwóch całkiem odrębnych światów.
Jud ma ciebie.
Naparł na nią całym ciałem. Poczuła na plecach gałki drzwiczek kredensu. Nie mogła
oddychać. Upokorzenie wyparło z niej strach. Odwróciła głowę. To było tak wstrętne, że
zawstydziłaby się nawet ptaka, który usiadłby teraz na parapecie okna i przyglądałby się im.
Odezwało się w niej jakieś drugie ja . I to ono mówiło, iż nie chce być cielęciem,
bezbronnym w rękach fatum, i że zamierza walczyć. Wtedy, przed siedmiu laty, była zbyt
młoda, zbyt zawstydzona i zbyt niepewna siebie, by stawić zdecydowany opór.
Należało odwołać się do sprytu, siłą niewiele mogła tu zdziałać.
Udała, że słabnie i osuwa się na ziemię. Zwisła w ramionach Ivora i w ten sposób musiał
przejąć na siebie cały jej ciężar. Zachwiał się i zwolnił uścisk ramion. Prześlizgnęła się pod
jego łokciem. Błyskawicznie odwrócił się i trzasnął ją wierzchem dłoni w twarz, wyglądało,
że przypadkowo, na skutek szybkiego obrotu. Ale uchwycić jej nie zdążył. Zrzuciła mu pod
nogi całą stertę puszek, które stały na szafce przy zlewie. Chciał je przeskoczyć, poślizgnął
się i omal nie zrobił szpagatu.
Spojrzał na nią z taką wściekłością w oczach, jak tylko wściekły może być upokorzony
przez kobietę mężczyzna.
Powrócił strach. Teraz wiedziała już, że albo zwycięży w tej walce, albo poniesie klęskę,
z której się już nie podzwignie.
Chwyciła torbę z mąką i cisnęła nią w Wora. Trafiła prosto w jego pierś. Ivor w jednej
sekundzie z czarnego czarna koszula, czarna kurtka, czarne spodnie stał się białoczarny.
Mączny tuman oślepił go, a jej umożliwił ucieczkę.
Dopadła drzwi i wybiegła na zewnątrz. Nie było najmniejszego sensu barykadować się w
swojej chatce. Tundra wydawała się najlepszym schronieniem.
Obrała więc kierunek na swój szlak. Biegła co sił w nogach i płucach. Przed sobą, po
prawej, miała barak radiostacji. Dosłownie rósł w oczach. Dzieliło ją od niego dwadzieścia,
dziesięć, pięć metrów. Za chwilę skręci w prawo i wbiegnie na kamienistą ścieżkę, pnącą się
pod górę.
Zza baraku wyszedł mężczyzna. Wpadła wprost w jego ramiona. Krzyknęła.
Kit! Na miłość Boską, to ja, Jud!
Uniosła głowę i zobaczyła dwa okolone ciemną oprawą rzęs prześwity błękitu. Ulga, jaką
poczuła, do reszty wyzuła ją z sił. Zwisła w jego ramionach niczym szmaciana lalka.
Dotknął opuszkami palców jej policzka.
Kto cię uderzył? zapytał głosem, jakiego nigdy jeszcze u niego nie słyszała.
Ivor wymamrotała ale udało mi się...
ZabijÄ™ tego Å‚ajdaka!
I zanim zdążyła zareagować, powiedzieć jakieś słowo, oparł ją o ścianę baraku
radiostacji, zrzucił plecak i puścił się długimi susami w kierunku stołówki.
Zwiadomość, że za chwilę może wydarzyć się nieszczęście, wróciła jej energię. Z
początku szła tylko, lecz niecierpliwość i strach popchnęły ją do biegu. Wpadła do kuchni i
stanęła jak wryta.
Jud i Ivor tarzali się po podłodze, złączeni w morderczym uścisku. Słychać było sapanie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]