[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wisiorkiem.
Zatkało mnie. Nigdy bym się po niej tego nie spodziewał. Z wyrzutem i
rozczarowaniem spojrzałem w jej mądre i piękne oczy.
- Co się stało? - zapytała lekko zmieszana. Zerknęła na karteczkę, pokręciła
głową i uśmiechnęła się: - Nic z tych rzeczy. Nie swatam. Iga jest właścicielką firmy
transportowej, w której pracuje poszukiwany przez ciebie kierowca. To jej mą\. Ktoś
przed tobą zaczął się bardzo interesować przeszłością jego rodziny...
- Kto?
- Jakiś namolny facet. Kręci się przy ich firmie. Mówi, \e zbiera folklor
kresowy, przywieziony po wojnie do Polski przez repatriantów zza Bugu.
Przypuszczamy, \e penetruje środowisko repatriantów. W tej sytuacji ostro\ne
zachowanie Igi wobec ka\dego obcego, zainteresowanego Igorem, jest przejawem
zwykłej troski o mę\a. Jesteś przecie\ obcy. Wczoraj zadzwoniłam do ciebie dopiero
po uzgodnieniu z nią, \e mogę was skontaktować. Zadzwoń do niej. Ona czeka.
Zadzwoniłem w obecności Kamy.
- Jestem w drodze do Marózka - usłyszałem zamiast propozycji terminu i
miejsca spotkania. - Będę za kilkanaście minut.
 Co za kobiety! - pomyślałem ze zdumieniem pomieszanym z zachwytem.
Kama ściągnęła mnie na ziemię:
- Zejdz z obłoków i przyjmij delegację.
Za moimi plecami stał uśmiechnięty Krzysiek w towarzystwie
rozpromienionego szefa produkcji filmu.
Rozmowę, rozpoczętą gorącym powitaniem, oziębiałem z ka\dym słowem, bo
ten facet o imieniu Sykstus, mówiąc do mnie, spod krzaczastych brwi łypał
po\ądliwie oczkami w stronę Kamy. Zauwa\yłem jednak z satysfakcją, \e na Karnie
nie robi to \adnego wra\enia. Poza tym, na jego miejscu te\ bym tak łypał, bo jest na
kogo.
Pochłonięty obserwacją Sykstusa, zgodziłem się przejrzeć do jutra scenariusz
filmu i nanieść na marginesach uwagi. Dopiero wówczas uświadomiłem sobie, \e
Kama w trakcie całej rozmowy nie spuszczała ze mnie oczu.
- Jasny gwint! - mruknąłem do siebie. - Pewnie zauwa\yła, \e jestem o nią
zazdrosny.
- Co tam mruczysz? - usłyszałem jej ciepły głos tu\ przy moim uchu.
- Nie spodobał mi się ten Sykstus.
- Zauwa\yłam - uśmiechnęła się tajemniczo Kama.
Na widok Igi zaniemówiłem z wra\enia.
Kamie jakoś dziwnie nie śpieszyło się do obowiązków wychowawczyni grupy.
Tymczasem ja nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie zostanę sam na sam z jej
uroczą przyjaciółką, by dać się jej bli\ej poznać.
- Nie musisz iść do dzieci? - zwróciłem się z troską w głosie do Kamy, gdy we
troje rozsiadaliśmy się wygodnie w gabinecie Krzyśka.
- Ju\ nie muszę - pogroziła mi \artobliwie palcem. - Zastępowałam spóznioną
kole\ankę, która właśnie przyjechała z Igą.
 Jasny gwint!
Kama przysunęła swój fotel bli\ej mojego.  Czy\by w ten sposób dawała
przyjaciółce do zrozumienia, \e jestem jej zdobyczą na wyłączność? - przemknęło
mi przez myśl.  Nie mam nic przeciwko .
Spróbowałem przysunąć swój fotel bli\ej Kamy. Ani drgnął. Pewnie się o coś
zaczepił. Spojrzałem dyskretnie w dół. Mój fotel przytrzymywała nogą Kama. Nawet
nie spojrzała w stronę podłogi. Podniosłem wzrok. Kama patrzyła na mnie
uśmiechając się oczami.
Wcześniej nie zwróciłem uwagi na jej dłonie. Były wysmukłe i zadbane.
Palców nie zdobiło nic, poza perlącymi się paznokciami i srebrnym, prostym
pierścionkiem z zielonym kamieniem. Odniosłem wra\enie, \e z tych dłoni, mimo ich
kobiecej delikatności, bije niezwykła siła.
- Gustowny pierścionek - palnąłem komplement.
Iga i Kama, jak dwa zgrane chochliki, wymieniły porozumiewawcze
uśmiechy.
- Mamy niewiele czasu - przystąpiła do rzeczy przyjaciółka Kamy. Miała
łagodny głos, który skojarzył mi się z aksamitem.
Okazało się, \e Igor z wisiorkiem jest w drodze do kanału La Manche, skąd
odbiera grupę młodzie\y powracającej z Londynu do Warszawy. Zaraz po wojnie jego
rodzice i dziadkowie byli repatriowani z Wilna. Osiedlili siÄ™ w Olsztynie, gdzie
ojciec, przedwojenny kolejarz, znalazł pracę w kolejnictwie.
- Dziadek znał wiele kresowych legend. Z dzieciństwa Igor pamięta, \e
opowiadał je w ró\nych językach.
- Starsi ludzie stamtąd byli często poliglotami z konieczności - pochwaliłem
siÄ™ wiedzÄ…. - To \ycie w kresowej mieszaninie narodowej i burzliwe dzieje tamtego
obszaru spowodowały, \e poza językiem polskim, potrafili posługiwać się litewskim,
niemieckim, rosyjskim i białoruskim.
- Dziadek znał te języki - potwierdziła Iga. - Opowiadał wnukom legendy w
języku oryginału, przekładając zaraz fragmentami na polski. Tylko jedną legendę,
intonując jak modlitwę, dziadek opowiadał w bardzo dziwnym języku, trochę
podobnym do litewskiego. W języku polskim nigdy jej wnukom nie powtórzył. Mówił
tylko, \e dawno temu tajemnica tej legendy została zaklęta przez jego przodków w
skórzanym talizmanie, który nosił stale na szyi. Domyślasz się, Tomaszu, \e w
rodzinie Igora nikt nie traktował powa\nie niezrozumiałej paplaniny dziadka i jej
zaklęcia w talizmanie.
Iga wyjęła stare fotografie.
- To zdjęcia wykonane przez Igora podczas przekazania talizmanu przez
dziadka jego ojcu.
- Jest! - wykrzyknÄ…Å‚em uradowany, jak harcerz po podchodach na widok
obozowej stołówki.
Na po\ółkłych fotografiach zobaczyłem wąsatego, pogodnego staruszka ze
skórzanym wisiorkiem na szyi. Wisiorek był identyczny z tym, który otrzymałem na
przechowanie od Wiewiórki seniora.
Poczułem o\ywcze mrowienie w krzy\u i wilgoć na dłoniach. Pochyliłem się
nad zdjęciami. Nie było \adnej wątpliwości. Widziałem ju\ to samo w oryginale.
Wiedziałem, \e we wnętrzu wisiorka musi kryć się drugi kawałek wiekowego
dokumentu. Nagle moją uwagę przykuł trzymany przez dziadka równo zapisany
arkusik papieru.
- A co to za kartka?
- Dziadek przekazał ją, razem z talizmanem, ojcu Igora. Mówił, \e dziadek
jego dziadka zapisał na niej legendę. Tę samą, którą on, jak kiedyś jego dziadek i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire