[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To ja - odpowiedziała cicho - o! to ja.
- Co tobie dziecko? Sama! Kto cię przywiózł? Cóż to za nieszczęście? - poczęli
oboje rodzice śpiesząc ku niej.
- Przywiózł? nikt. Przyszłam piechotą.
- Sama jedna?
- Jak widzicie.
- A Ostap?
- Ostap i nie wie, żem poszła - mówiła ze łzami. - Co ja jemu!...
- Jakże, porzucił?
- Porzucił, nie; i nie spojrzał nigdy na mnie. Jego pani odebrała wiadomość o
śmierci swojego męża, zachorowała. On przy niej dzień i noc. Byłam im
niepotrzebna; poszłam sobie.
- W imię Ojca! - zawołał stary Kuzma i matka ściskając czule córkę - sama!
nieboraczka! tyle mil! pieszo! O, mój Boże! A nic że ci się w drodze nie stało?
- A cóż mi się stać mogło? Nie umarłam, dowlokłam się.
To mówiąc usiadła na ziemi, a rodzice, skacząc przy niej, tulili ją i cieszyli.
Gdy się nieco uspokoiła, powiedli ją do dworu i osłabłą otoczyli prawdziwie
rodzicielskim staraniem.
Stary Kuzma sam z Kuliną siedział u łóżka, i choć nie było sposobu obronić
Ostapa, to go bronił, to na siebie zwalał winę, że córce pojechać pozwolił,
wreszcie po swojemu upewniał, że Ostap wróci i wszystko będzie dobrze. Ale
Jaryna milczała na wszystko; lżej jej było trochę, że powróciła do swoich, że
widziała znowu ulubione miejsca, zresztą nic nawet żądać nie śmiała.
Po kilku dniach znużenie odeszło, a został milczący smutek. Siedząc w progu
chaty z oczyma wlepionymi w bramę podwórka, patrzała na drogę i zdawała się
czekać zawsze. Często tak do północka, twarz w dłonie tuląc uparcie, poglądała
ciągle w jedną stronę; każdy tętent, każdy szmer, każdy głos z daleka ją
dochodzący podnosił jej oczy, żywiej poruszał sercem. A gdy rodzice wypytywali,
czego tak czka na próżno, odpowiadała:
- Niczego; tak siedzÄ™ sobie.
Matka dała jej pokój, łamiąc ręce po cichu i płacząc nad córką po kryjomu, po
kątach; ale ojciec nierad był temu tak dziwnemu życiu; jemu się takie
próżnowanie pomieścić w głowie nie mogło; obawiał się, żeby nie oszalała, i raz
przyszedłszy do niej wieczorkiem, tak mówił:
- SÅ‚uchaj no, Jaryno, albo ty taka chora bardzo, albo ty w sercu Boga nie masz.
- Alboż co?
- No! a jużciż tak człowiekowi z założonymi rękoma życie przesiedzieć nie godzi
siÄ™!
74
- A cóż ja robić będę?
- Co? albo to nie ma co robić? Chwalić Boga jest pole i robota. Co to, że tobie
smutno, mój gołąbku? Ot, ja tobie powiem, że i ja w życiu nabolałem nieraz, a
bywało, choć jak płaczę, to do roboty idę. I przy pracy człowiek jakoś wszystko
lepiej zniesie, bo i Pan Bóg pracę lubi. A tak siadłszy z żalem, a lubując się w
nim, to i zdrowie człowiek straci, i rozum, ot, i nic z tego nie przyjdzie.
Jaryna odwróciła się ku niemu.
- Mój ojcze - odezwała się - pozwólcie mi tak zostać. Ja doprawdy nic nie mogę
robić, i nie zdużam, i nie pamiętam.
- Ano, popróbować by! Jak Bóg Bogiem, robota to lekarstwo, moje dziecko.
- Na cóż mnie lekarstwo? Ja nie chora.
- Co to gadać? - rzekł Kuzma, trzęsąc głową - tobie by czas przeszedł lepiej,
prędzej, a tamta pani przechoruje i Ostap powróci.
- Choćby i powrócił, ja jemu nie w głowie.
- A po cóż by się żenił?
- Ojcze rodzony, ojcze kochany, choćbym ja tobie i powiedziała, to byś mnie nie
zrozumiał i nie uwierzył. Ja i sama czuję, jak to się zrobiło, a żebym
rozumiała, to nie. On się ożenił, jak to powiedzieć... żeby ta pani, która go
kochała dawniej, myślała sobie, że on o niej zapomniał i dała mu pokój...
- To widać on jej nie kochał, to i dobrze!
- Gdzież tam! Kto ich zrozumie! Ojcze rodzony, on ją bardzo kocha, ale kochał i
męża, i nie chciał, żeby się psuła. Co ja dla niego!...
- Porzuć Jaryno! Chodzi tobie po głowie, sam Pan Bóg wie co: wymysły! ani ładu,
ani składu!
Jaryna zamilkła. Poszła nazajutrz do ogrodu, - chciała coś robić, nie mogła.
Wróciła na próg chaty i siedziała znowu jak przedtem.
Jesień się kończyła, a o Ostapie ani słychu. Jaryna na miejscu swoim dnie i
wieczory słucha najmniejszego szelestu, nieraz zerwie się i usiądzie znowu,
zapłacze i przestanie.
Aż jednego poranka z dziecięciem, przytulonym do piersi, postrzegła idącego
Ostapa. Podniosła się, zarumieniła i oniemiawszy stała, nie mogąc słowa
przemówić.
Ostap niósł Stasia - sierotę. Michalina nie żyła. Zobaczył biedny przybysz żonę
i uczuł litość nad nieszczęśliwą; podał jej rękę drżącą zaledwie mogąc wymówić:
- Widzisz, wróciłem.
- A! i nie porzucisz już nas?
- Nigdy! - smutnie rzekł Ostap - nigdy; zostanę z wami.
Kuzma, Kulina, co żyło, zbiegło się z krzykiem radości ku niemu witając go,
obejmując, zarzucając pytaniami. Jaryna z dziwnym uśmiechem, smutnym patrzała po
wszystkich, jakby im mówić chciała: widzicie, on do mnie powrócił, on o mnie
pamiętał.
Tej radości jeden nie dzielił, co ją wywołał. Jemu tu było tak pusto! I pusty
był dla niego teraz cały boży świat, a bijące przy nim poczciwe serca ożywić nie
mogły tej pustyni.
%7łycie poświęceń nie skończyło się jeszcze: zostawała przed nim biedna Jaryna,
75
której miał zapłacić za łzy wylane, i sierota, której obiecał być ojcem.
W pocie czoła, z bólem serca trzeba było iść dalej a dalej, nie pożądając nawet
spoczynku, odetchnienia i śmierci.
Szczęściem Bóg ulubionym swoim daje wielką potęgę nad sobą, nad życiem, nad
boleścią samą - tym robakiem, toczącym żywot wszelkiego stworzenia. Ostap
znalazł, jeśli nie zupełny spokój (to jedyne szczęście trwalsze na ziemi); [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire