[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lyndie poczłapała sama do furgonetki, nie przyjmując silnego
ramienia zaofiarowanego jej przez Bruce'a.
- Niepotrzebnie do ciebie dzwoniliśmy, Hazel, czuję się całkiem
dobrze - wymamrotała, odczuwając zażenowanie, nawet mimo
zobojętniającego działania środków przeciwbólowych.
- Bzdura! Jesteś pewna, że nie chcesz pojechać na Lazy M na
małą rekonwalescencję?
- Nie, czuję się dobrze, tylko ramię trochę pobolewa. Wrócę na
ranczo.
- Dzięki Bogu, że żyjesz. Z tego, co Bruce opowiadał, byłaś w
bardzo niebezpiecznym miejscu. On się tu urodził i nigdy nie
przesadza.
Lyndie była tak zmieszana, że nie ośmieliła się nawet spojrzeć
na Bruce'a.
- Uratował mnie. Nadal nie rozumiem, jak to mogło się stać.
Wszystko przebiegło tak szybko.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
109
- Masz się dobrze wyspać, słyszysz? I nie rób mi więcej takich
numerów - burknęła ciotka i poszła do swego samochodu.
- Ona jest na mnie wściekła, i ty też - skonstatowała Lyndie, gdy
wyjeżdżali ze szpitalnego parkingu. -I oboje macie do tego prawo.
Niepotrzebnie polazłam tak wysoko. - Chociaż była oszołomiona
środkami przeciwbólowymi, wiedziała, co chce powiedzieć. -Nawet
nie wiem, jak ci dziękować. Uratowałeś mi życie.
- Nie chcę, żebyś wciąż to powtarzała. Nie ty pierwsza
wpakowałaś się w kłopoty w górach, i nie ostatnia. Tak to już tutaj
jest.
- Ciebie też naraziłam na śmierć - powiedziała drżącym głosem.
Nie mogła wciąż jeszcze otrząsnąć się z niedawnych przeżyć.
- Koszmarna z ciebie kobieta, pani Clay. W ciÄ…gu tych kilku dni,
od kiedy cię znam, zdążyłem dorobić się podbitego oka, poharatać
sobie brzuch i nasłuchać się tylu głupot, że starczy mi do końca życia.
- Skręcił w drogę prowadzącą na ranczo Mystery Dude. -I mam do
ciebie jedną prośbę: nie chcę więcej słyszeć słowa przepraszam".
- Dobrze. Przep... - Lyndie przyłożyła rękę do ust. Udawał, że
nie słyszy, i była mu za to wdzięczna.
Tego dnia miała wszystkiego serdecznie dosyć. Myśli jej się
plątały w głowie. Marzyła tylko o tym, by się położyć i zasnąć.
Skręcili na podwórze rancza. Bruce zajechał pod pawilon i
pomógł Lyndie wysiąść. Otworzywszy drzwi, spojrzała na łóżko,
nadal skotłowane po miłosnej nocy. Zaczerwieniła się na samo
wspomnienie.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
110
- Chcesz wejść? - spytała, odwracając się do Bruce'a.
Ale jego tam nie było, zdążył już wskoczyć do samochodu.
Patrzyła, jak zakręca i odjeżdża w niewiadomym kierunku.
Tego wieczora Hazel usadowiła się na skórzanym stołku
barowym i spojrzała na mężczyznę siedzącego obok nad szklanką
whiskey.
- Katherine spoczywa już w spokoju, synu - powiedziała, dając
znak barmanowi, by nalał następną kolejkę.
Bruce spojrzał w szklankę i wychylił do dna złocisty płyn.
- Wiem, Hazel, ale myślę, że za dużo tego wszystkiego jak na
moje nerwy. Kiedy Lyndie o mało nie spadła z tej samej skały, coś we
mnie pękło. Chyba nigdy w życiu nie zdecyduję się na związek z
kobietÄ….
- Przecież nie będziesz się włóczył samotnie do końca swych
dni. W pewnym momencie życia mężczyzna potrzebuje kobiety. Do
założenia rodziny. %7łeby mieć dom. Ciążyło na tobie jakieś
przekleństwo. Ale uratowanie Lyndie wszystko zmieniło, nie widzisz
tego?
- Jedyne, co się zmieniło, to ja sam - burknął Bruce. - Lyndie
rzeczywiście mi się spodobała. Ale nie zniósłbym tego, gdybym miał
ją stracić... jak straciłem Ka-therine. Jedyną gwarancją, że tak się nie
stanie, jest trzymanie się z dala od niej. Nie mogę przecież stracić
tego, czego nie mam.
- Uratowanie Lyndie jest lekiem na poczucie winy, które ci
wciąż ciąży, nie rozumiesz tego? - nie dawała za wygraną Hazel.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
111
- WidzÄ™ tylko tÄ™ szklankÄ™ whiskey przed sobÄ…, staruszko. A
jedyną rzeczą, jaką zamierzam czuć, będą uda następnej kobiety, z
którą pójdę do łóżka. A potem następnej, i następnej...
Hazel popatrzyła na niego, a jej przystojna twarz się zasępiła.
Odsunęła nietkniętą whiskey w stronę barmana i zsunęła się ze stołka.
- Nigdy wcześniej nie musiałam przyznawać się do porażki,
synu, ale tym razem daję za wygraną. Nie potrafię zmusić cię do tego,
byś przejrzał na oczy, skoro wbiłeś sobie do głowy, że chcesz być
ślepy.
Ruszyła do drzwi, a potem zatrzymała się jeszcze na chwilę i
powiedziała:
- Wiele dobrego może się teraz zdarzyć w twoim zakichanym
życiu. Nie spieprz wszystkiego tylko dlatego, że się boisz. Wszyscy
mamy jakieś bolesne przeżycia. - Wyszła i odjechała swoim
cynamonowo-czarnym samochodem.
Lyndie nie widziała Bruce'a przez dwa dni. Razem z
pozostałymi gośćmi z rancza przebyła już niezły kawał drogi w
kierunku Lookout Mountain, gdy dostrzegła go na szlaku - zmierzał w
ich kierunku. Prowadził grupę tragarzy, którzy mieli ich wyprzedzić i
rozbić obóz. Gdy dwie grupy się spotkały, rozległy się wesołe
pokrzykiwania. Nowo przybyli kowboje dokuczali Justinowi, Bruce
kazał mu jechać z nimi, a sam został z grupą wczasowiczów. Ledwie
skinął Lyndie głową na powitanie, po czym zajął miejsce na przodzie
kolumny i zaczął prowadzić ją w kierunku poszarpanego wierzchołka
Lookout Mountain.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
112
Niemile zaskoczona, że po tym wszystkim, co wspólnie ostatnio
przeżyli, traktuje ją z takim chłodem, próbowała nawiązać z nim
rozmowę, ale na próżno.
Po lunchu Susan zajęła miejsce tuż za Bruce'em, więc Lyndie
zgłosiła się na koniec kolumny.
Bruce natychmiast się ożywił. Zaśmiewali się wraz z Susan, gdy
zając wyskoczył naglę zza krzaka i pognał wystraszony przed siebie.
Lyndie przyglądała im się z żałosną miną. Bolało ją ramię i całe ciało
miała odrętwiałe, lecz najgorszy był ból, jaki odczuwała na myśl o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]