[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kawałki pospadały gdzieś w dół... I pewnie nadal tam leżą. Może uda nam się zebrać ich
wystarczająco dużo, by odczytać słowa inżyniera.
- Spoisty tynk - Stasia oderwała kawałek z literą. - wymieszany ze szkłem wodnym
albo klejem kazeinowym. Pękał na duże fragmenty... to może się udać. Tylko dokąd prowadzi
ten kanał?
Wyjąłem z kieszeni zwój sznurka i zawiesiwszy na końcu ciężarek spuściłem go w
czeluść. Po chwili dotknął dna.
- Osiemnaście metrów - zameldowałem.
- Piwnica - stwierdził szef.
Zeszliśmy na dół. Drzwi do lochu spinała solidna kłóda. Na oko sądząc, jeszcze
przedwojenna. Właściciel zainkasował ponownie dwadzieścia pięć dolarów i wpuścił nas do
środka. W dawnych, dobrych, kupieckich czasach mieściły się tu magazyny. Skoro
właścicielem kamienicy był krawiec i kupiec bławatny, prawdopodobnie trzymał tu bele
sukna, może skóry, jedwabie zdobyte na wyprawach wojennych. Być może pod tymi wysoko
sklepionymi sufitami wędrował ukrywający się przed sprawiedliwością kozacki watażka
Samiłło Niemirycz? Dolny wylot szybu nie był niczym osłonięty. Zagłębienie w ścianie.
Faktycznie, leżał tu spory stosik odłamków gipsowej gładzi. Na szczątkach było widać resztki
liter. Stasia starannie pozbierała je do torebki.
- Posklejamy u mnie - zaproponowała.
Wsiedliśmy do Rosynanta i pojechaliśmy. Na poddaszu było ciepło i przytulnie.
Deszcz, od rana wiszący nad miastem, uderzał w szyby. Kasia przyniosła dużą kuwetę z
piaskiem. Dzięki temu mogliśmy układać nierówne kawałki tynku jeden obok drugiego.
Większość była bardzo mała, spadając z wysokości kilkunastu metrów roztrzaskały się na
okruchy wielkości ziarenek grochu. Dopasowywaliśmy je niezwykle powoli, z mozołem...
Spód złożyliśmy prawie cały, ale od strony napisu ubytki były spore. Niektóre litery uległy
zniszczeniu na skutek uderzeń łomu. Wreszcie poprosiliśmy szefa, aby obejrzał nasze dzieło.
- ...ukaj...w...d..u węg.a o...noc......ny - odczytał. - Niewiele tego, ale chyba da się
odcyfrować.
- To ukaj na poczÄ…tku to prawdopodobnie szukaj albo szukajcie - podsunÄ…Å‚em.
- Tak, zapewne tak - zgodził się natychmiast.
- Raczej to drugie - podsunęła Kasia. - Tu jest odstęp na kilka liter.
- W jest samodzielne - dodała Stasia.
- d..u ? - zamyśliłem się.
- W domu - podsunÄ…Å‚ Marek. - Szukajcie w domu .
- Rychnowskiemu trzeba przyznać jedno - powiedział w zadumie pan Tomasz -
bardzo starannie zabezpieczył swoje odkrycie...
- Węg.a - próbowałem odgadnąć kolejne słowo. - W domu Węgra!
- Zwietnie - westchnął szef. - Ciekawe, ile setek Węgrów żyło we Lwowie podczas
zaborów... Ano, zastanówmy się, co dalej... o nie wiemy nawet, czy to spójnik, czy też
początek kolejnego słowa... A wyrazów zaczynających się na tę literę jest pewnie
kilkadziesiÄ…t.
- Noc - zamyśliłem się.
- Po o jest miejsce na jakieś pięć liter - zauważyła Kasia. - Może to miało znaczyć
o północy ? Powiedzmy, że cień księżyca padający o północy na ścianę...
- Nie - pokręciła głową jej kuzynka. - Szyfr jest zbyt krótki. Myślę, że to może
znaczyć nie o północy , ale od północy .
Poskrobałem się z frasunkiem po głowie.
- Tu po o faktycznie zmieściłoby się tyle liter...
- I wreszcie to ...ny - dodał pan Tomasz. - Od północy czegoś...
- Brony - podsunÄ…Å‚em.
Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Kratę w bramie nazywano we Lwowie broną - wyjaśniłem.
- Sądzisz, że mógł tu mieszkać Węgier, który miał kamienicę zabezpieczaną
opuszczanÄ… kratÄ…?
- Wrony - podsunęła Stasia. - Na przykład na obramowaniu okna albo portalu jest
rzezba, wrony i na północ od niej trzeba szukać.
- Tego też nie możemy wykluczyć - szef był poważny.
- Zciany - zaproponowałem. - Od północy ściany.
- To nie brzmi naturalnie - zafrasował się szef. - Inżynier, sądząc po jego
wspomnieniach, posługiwał się wyjątkowo piękną polszczyzną...
- Godziny ... ale to nie pasuje - zastanawiał się głośno fizyk - Jednak sądzę, że z
grubsza o to chodzi. Pasuje tu rzeczownik rodzaju żeńskiego...
- Kurtyny - zasugerowałem. - A ściślej, muru kurtynowego...
- Strony - powiedziała Kasia. - Szukajcie w domu Węgra od północnej strony.
- Jesteś genialna - ucieszył się Pan Samochodzik. - Teraz pytanie, o jakiego Węgra
może chodzić? - spojrzał na dziewczyny.
Pokręciły przecząco głowami.
- Ormian było tu wielu - rzekła Stasia - %7łydów cała masa, Niemcy, Włosi, nawet
Turcy i Mołdawianie... Ale Węgrzy?
- A może to przenośnia? - zauważyłem - Może chodzi o skład węgrzyna, czyli wina
marki tokaj?
Pan Tomasz popatrzył na mnie zaciekawiony.
- Tego też nie możemy wykluczyć - ożywił się. - Nie ma tu w mieście Kamienicy
Węgierskiej? Albo, ja wiem, węgierskiej bramy, górki, studni, ulicy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]