[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewnością nie przypominałam teraz ani trochę pogodnej, spokojnej Kari Land.
Wkrótce dotarłam do rozwidlenia. Teraz zaczynał się stromy podjazd prowadzący także
w stronę szpitala. Za plecami posłyszałam jadący samochód. Zjechałam na sam skraj, by
go przepuścić, ale auto mnie nie wyprzedziło.
Pobocze było przemarznięte i nierówne. Mocno naciskałam na pedały i mimo że
jechałam pod górę, utrzymywałam dość duże tempo. Nagle zaczęłam tracić równowagę,
ale na lodzie hamowanie nie odniosło żadnego rezultatu. Poczułam, że samochód
znajduje się tuż przy moim tylnym kole. Nagle zachwiałam się...
Dlaczego on jedzie tak blisko?
Boże, nie dam rady!
Czułam teraz, że nie uniknę upadku. Krzyknęłam mimowolnie...
Szarofiołkowe chmury kłębiły się nad moją głową, znikały na chwilę, po czym ponownie
się pojawiały. Przed oczami ujrzałam żółtosiny cień o nieokreślonym kształcie. Z tego
cienia wyłoniła się nagle ponura, ciemna postać. Wszystko, co widziałam, drżało i
pulsowało. Potem ów cień przesunął się ruchem przypominającym pełzanie. Był
wyjątkowo nieprzyjemny, budził we mnie obrzydzenie. Chciałam jak najszybciej uwolnić
się od tego koszmaru, ale bez powodzenia. Krzyknęłam przerazliwie.
W tym momencie mara zniknęła, ale wokół wciąż panowała ciemność. Po chwili
usłyszałam jakiś głos.
- Byłem pewien, że są niebieskie.
Głos należał do mężczyzny, ale wciąż nie potrafiłam określić, skąd dochodzi.
Znajdowałam się w pomieszczeniu, w którym wszystko nieustannie wirowało. Po chwili
zawrót głowy minął, a nisko nade mną pochyliła się jakaś postać.
- Proszę się nie ruszać i nie podnosić głowy.
- Wcale nie mam na to ochoty - mruknęłam. - Gdzie ja jestem?
Mężczyzna westchnął.
- No tak, klasyczna reakcja. Wygląda na to, że nie obędzie się bez komplikacji.
36
Twarz mówiącego mężczyzny nadal pozostawała zamglona. Po chwili obok pojawiła się
kolejna, która teraz nabierała wyraznych kształtów. Najpierw dostrzegłam biały czepek, a
potem ciepły uśmiech pochylającej się nade mną pielęgniarki. Obok niej... Nie, to chyba
niemożliwe...
Gdybym miała w sobie dość siły, z pewnością zaczerwieniłabym się po uszy. Przy moim
łóżku stał mężczyzna, którego spotkałam na dworcu w dniu mojego przyjazdu do
Åsmoen.
Z bliska wydawał się jeszcze przystojniejszy. Doskonale prezentował się w białym
lekarskim kitlu. Przymrużone, pełne wewnętrznego blasku oczy uśmiechały się do mnie.
Robił tak sympatyczne wrażenie, że nie potrafiłam oderwać od niego wzroku.
Wcześniej wydawał mi się młodszy. Dzisiaj dałabym mu dwadzieścia osiem, może nawet
trzydzieści lat.
Pielęgniarka zaczęła coś do mnie mówić, więc z żalem odwróciłam się w jej kierunku.
- Znajduje się pani w szpitalu, panno Land. Przeszła pani poważny wstrząs mózgu.
Proszę nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów. Jestem siostra Hilda, a to pan doktor
Bråthen.
- O ile się nie mylę, myśmy się już wcześniej spotkali - uśmiechnął się młody lekarz. Czy
to nie pani jest osobÄ… bez nazwiska?
Co za wstyd. Dlaczego właśnie on musi mi o tym przypominać?
Lekarz domyślał się zapewne, że jestem zakłopotana, bo szybko zmienił temat.
- Chciałbym z panią porozmawiać. Czy jest pani na to dostatecznie silna?
- Tak, naturalnie - potwierdziłam uszczęśliwiona, że ten atrakcyjny mężczyzna chce się
mną zająć.
- Proszę tylko leżeć spokojnie i jak najmniej się ruszać. Zadam pani kilka pytań, a pani
jak najkrócej mi na nie odpowie.
CzekaÅ‚am, co teraz bÄ™dzie. Doktor Bråthen przysiadÅ‚ na brzegu łóżka, pielÄ™gniarka na
szczęście opuściła pokój.
- Proszę mi na początek powiedzieć, czy coś panią boli?
- Nie. Czuję się tylko okropnie słaba.
Doktor spojrzał na mnie, chwilę się namyślając.
37
- Jak siÄ™ pani nazywa?
Zdziwiło mnie to pytanie, ale odpowiedziałam spokojnie:
- Kari Land.
- A kiedy przyjechaÅ‚a pani do Åsmoen?
Zastanowiłam się przez moment.
- W piątek po południu. Tak, to było wczoraj, około siedemnastej.
- Co robiła pani w sobotę?
- Dzisiaj byłam na pogrzebie.
- A potem? Gdzie się pani udała potem?
Dopiero teraz domyśliłam się, że lekarz sprawdza moją pamięć. Proszę bardzo, akurat
na pamięć nie narzekam.
- Wie pan, trochę się zdenerwowałam. Właściwie nawet bardzo. Wzięłam z domu rower i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]