[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gularny. Od czasu do czasu przerywany głębokimi westchnieniami.
Dziewczyna przez całą noc ani na chwileczkę nie zmrużyła oczu. Zwitało już,
gdy zauważyła, że matka wreszcie zasnęła. Wstała cicho i dygocąc z zimna i nie-
pokoju przeszła do sąsiednego pokoju, ubrała się i siadła przy oknie. Oczyma
zmęczonymi bezsennością patrzyła bezmyślnie na ruch uliczny. Jakże ciężko i
posępnie ukształtowało się jej życie w ciągu ostatnich tygodni. Czy zazna też
jeszcze kiedy dawnej swobodnej beztroski?
Stopniowo budziło się wielkie miasto, coraz potężniej dobiegały jego odgłosy
do samotnie czuwajÄ…cej dziewczyny.
O ósmej pani Kruze, jak zwykle, przyniosła jej kawę i gazetę.
Dzień dobry. Jakże się pani spało? szepnęła, by nie zbudzić Szarlotty.
Wcale nie spałam. Musiałam czuwać tej nocy, bo ciocia coś niezdrowa.
Boże, żeby się tylko nie rozchorowała poważnie! Zaraz pomyślałam, że coś
tam zaszło nieprzyjemnego, gdy wczoraj wróciła tak wcześnie. To się jej jeszcze
nie przydarzyło odkąd mieszka u mnie. Może chwilowa przykrość, o której za-
pomni przez noc. Ale może też być influenza.
Wypowiedziawszy tę uwagę, gospodyni na palcach wysunęła się z pokoju.
Ewa szybko wypiła kawę, którą pani Kruze przez sympatię dla niej, przyrzą-
dziła lepiej niż dla innych lokatorów. Gorący napój orzezwił ją nieco i uspokoił.
Przejrzała gazetę, po czym z robótką usiadła znów przy oknie.
W sypialni było całkiem cicho. Szarlotta spała mocno po wczorajszym wy-
czerpaniu. Dochodziła dziewiąta, gdy w przedpokoju rozległ się przerazliwy
dzwięk dzwonka. Zaraz potem Ewa posłyszała wzburzony głos gospodyni i jakiś
obcy głos męski. Nie zwracał na to uwagi. Ale w minutę pózniej weszła pani
Kruze z twarzą pobladłą ze wzburzenia.
R
L
T
O Boże, jakże się przestraszyłam! Przyszedł urzędnik z policji karnej i chce
się rozmówić z ciotką pani szepnęła pełna lęku, a tuż za nią wszedł do pokoju
pan, który przedstawił się Ewie jako urzędnik policyjny.
Muszę się rozmówić z panią Szarlotta Grabów rzekł spokojnie i, stanow-
czo.
Ewa spojrzała nań zdumiona.
Zpi jeszcze i jest chora. Czy nie mógłby pan przyjść pózniej lub powiedzieć
mnie o co chodzi?
Urzędnik bystrym spojrzeniem objął Ewę, a po twarzy jego przemknął lekki
uśmiech. Ta młoda osoba nie ma widocznie pojęcia, w jakich sprawach zjawia
siÄ™ policja.
%7łałuję, ale sprawa w której przychodzę, nie pozwala na zwłokę. Proszę za-
raz obudzić panią Grabów.
Proszę pana, wszak powiedziałam, że jest chora.
Bardzo mi przykro, ale nie mogę się z tym liczyć. Mam rozkaz uwięzienia
pani Grabów i muszę ją zaraz odprowadzić na policję.
Ewa rozejrzała się wokół błędnymi oczyma, ręką uczepiła się poręczy krzesła.
Chyba się pan myli rzekła zbladłymi ustami
Proszę zbudzić panią Grabów, w przeciwnym razie ja sam będę zmuszony
to zrobić.
Ewa spojrzała błagalnie na panią Kruze.
Gospodyni zrozumiała niemą prośbę i odpowiedziała gestem współczucia.
Tak, tak, dziecino, musi pani zbudzić ciocię. Z policją nie można żartować.
Ależ na Boga, z jakiego powodu chce pan uwięzić moją matkę? Co ona zro-
biła takiego? wymknęło się Ewie w najwyższym przerażeniu.
To matka pani? Myślałem, że ciotka? spytał urzędnik podejrzliwie. Tak-
że gospodyni spojrzała na nią zdumiona.
Ewa uważała to w tej chwili za kwestię mało ważną.
R
L
T
Jest moją matką. Nie nazywałam ją tak, bo aktorka nie śmie uchodzić za sta-
rą. Ale proszę mi powiedzieć, za co pan chce uwięzić moją matkę?
Nie do mnie należy udzielać tego rodzaju objaśnień. Proszę mi nie zabierać
czasu.
Ewa wpatrywała się w niego oczyma osłupiałymi z męki i przerażenia.
Nie mogła przecież popełnić czegoś złego wyszeptała drżącym głosem.
Urzędnik niechętnie wzruszył ramionami. Pani Kruze ujęła Ewę na rękę.
Dziecinko, pani tego nie rozumie.. Zadawała się podobno z szulerami i wy-
szły na jaw jakieś oszustwa. Niech ją pani zbudzi, nie ma rady. W przeciwnym
razie może pani także mieć nieprzyjemności z tego powodu.
Ewa cofnęła się jakby jej wymierzono policzek.
To być nie może, nieprawda! Proszę, niech pan powie, że to nieprawda!
Urzędnik z gestem zniecierpliwienia skierował się ku drzwiom sypialni.
Widząc to, Ewa cała drżąca, przesunęła się obok niego i wbiegła do sypialni.
W zdenerwowaniu zostawiła drzwi otwarte na oścież. Podeszła do łóżka i potrzą-
snęła ręką Szarlotty.
Mamo... mamo... zbudz się! Szarlotta zerwała się przerażona.
Co jest... czego chcesz?
Mamo na Boga... oni mówią, że jesteś oszustką. Przyszedł urzędnik z poli-
cji, by cię zaaresztować.
Szarlotta wyskoczyła z łóżka.
Już... już dziś! krzyknęła, a twarz jej wykrzywiła się konwulsyjnie.
Matko, to przecież nieprawda! Ty przecież nie mogłaś popełnić czegoś ta-
kiego... Nie mają prawa cię uwięzić. To pomyłka, nieporozumienie, nieprawdaż?
Ubierz się szybko i wytłumacz to urzędnikowi.
Z gorączkowym pośpiechem pomagała matce wkładać suknie. Ręce dygotały
jej jak w febrze, bo jakkolwiek nie chciała uwierzyć, głos wewnętrzny mówił jej
raz po raz: To prawda, prawda, nie żadna pomyłka. Zagłuszała wszakże ten głos,
gdyż hańba taka wydawała się jej zbyt potworną, niemożliwą do zniesienia.
R
L
T
Szarlotta trzęsła się cała, kolana uginały się pod nią, a w oczach widniała
trwoga bezdenna. Ale nawet w tej ciężkiej chwili nie mogła się wyzbyć kome-
dianctwa. Z okrzykiem rozpaczy rzuciła się nagle ku oknu, otworzyła je, z te-
atralnym gestem wskoczyła na krzesło, by z niego dostać się na parapet. Zanim
Ewa i pani Kruze zrozumiały, że Szarlotta ma zamiar wyskoczyć, z okna, urzęd-
nik z zimną krwią pochwycił ją za ramię i wciągnął z powrotem.
Nie czas teraz na głupstwa! rzekł surowo, zamykając okno. Szarlotta
rozpaczliwie załamała ręce, z jękiem upadła na krzesło i ukryła głowę w ramio-
nach. Chciała za wszelką cenę wzbudzić litość a może istotnie była nieprzytomna
z rozpaczy. Lęk straszliwy ogarniał ją przed więzieniem, zwłaszcza teraz, gdy
dzięki Wendenburgowi mogła prowadzić życie tak przyjemne, wolne od troski
materialnej.
Ewa z szeroko rozwartymi oczyma stała wsparta o łóżko z twarzą obumarłą.
Więc to prawda? wyrwał się jej z piersi zdławiony jęk. Szarlotta zerwała
się, jakby smagnięta biczem.
Byłam w takiej nędzy... nie wiedziałam, co począć. Teraz widzisz, do czego
się dochodzi, gdy się nie ma żadnego oparcia. Chciałam ci oszczędzić tego wido-
ku... dlatego nalegałam, byś wyjechała zaraz rano wymamrotała bezdzwięcz-
nie.
Ewa patrzyła przed siebie szklanymi oczyma. Stała jak skamieniała, nie mogąc
postąpić kroku, gdy urzędnik wyprowadzał matką. Musiał ją wziąć pod ramię,
gdyż chwiała się na nogach. Gdy drzwi się za nimi zawarły, Ewa z głuchym ję-
kiem osunęła się na kolana.
Pani Kruze rozmyślnie przedłużała sprzątanie sąsiedniego pokoju, raz po raz
zatroskanym spojrzeniem biegnąc ku Ewie. Dziewczyna jak martwa leżała na ko-
lanach, z głową ukrytą w dłoniach. Tylko przebiegające ją dreszcze świadczyły,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]