[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Do niej przynależy dziecko, mniej więcej dwunastoletnie, niejaka Irena, która ma
być w istocie okazem wścibskim i natrętnym. Zachodzi podejrzenie, że można uznać
ją za dość oblataną i zdemoralizowaną. Następnie:
Barbara Binding, trzecie piętro. Około trzydziestego piątego roku życia, plus
jeszcze kilka lat. Jest to ciągle i wszędzie węszący babsztyl, lubieżnie
rozglądający się dookoła. Są to, szefie, sformułowania Tatzera, bliskie
oryginału. Sądzi on, że chciałaby koniecznie do kogoś się dorwać i nie cofa się
przed niczym.
- Tak bardzo wątpliwe domniemania nie są przydatne w naszym fachu. Ponadto dużo w
tym wszystkim dwuznacznej paplaniny.
- Reakcja Bachmeiera była rzeczowa i wyglądała na przemyślaną.
- No właśnie, szefie. I mnie się tak zdaje - zgodził się szybko asystent. - JeśLi idzie o
tego Tatzera, to jak można było się do tej pory przekonać, nie jest on niepohamowanym
plotkarzem - uzupełnił uznając to za niezbędne. - On dobrze zdaje sobie sprawę z tego co
mówi. Miałem nawet wrażenie, że robi to świadomie. %7łe celuje dokładnie!
- Jakie to piękne i paskudne zarazem! Na to mamy już wielu, łącznie z Tatzerem, i to
takich, którzy nie cofają się przed niczym i nikim. A dlaczego, to się jeszcze okaże. Teraz
mam ochotę dowiedzieć się, czy w tym
pierwszym pańskim dossier znajdują się wzmianki o niejakim Weckerze z piątego piętra?
- Ależ tak, szefie! I to podobnej wartości. - Gutbrod przewertował swój notatnik. -
Wynurzenia naszego Tatzera dotyczące tego człowieka, sięgają od:  to taki, który węszy
dookoła ,  zarozumialec ,  stary lis , aż po  czyhającego szakala ! Wszystko to ma sens
taki, że jest on tajemniczy, że wiele można mu przypisać, najlepiej zaś nie wchodzić mu
lekkomyślnie w drogę.
- To godne uwagi
sformułowanie. - Bachmeier zamyślił się jeszcze bardziej. - Czy Tatzer
rzeczywiście nie wydusił z siebie niczego, poza mnóstwem tego rodzaju celowych
denuncjacji? NIe było wyjątku?
- Jedno ujawniło się przy tym, choć w pewnym sensie jakby mimochodem - relacjonował
Gutbrod na podstawie notatek. - Dotyczy mianowicie niejakiej pani von Senker, Elwiry
tytułowanej przez niego baronową, która mieszka na samej górze, w tak zwanym
apartamencie. Tatzer powiedział, że to dama z lepszego towarzystwa i bardzo ją szanuje.
- Tego nam brakowało! -
Bachmeier zareagował ze spontaniczną niechęcią, co nie było u niego częstym
odruchem i który też natychmiast próbował zdeprecjonować. - Sporo tego
materiału. MOże aż nazbyt wiele. Gdyby było go mniej, chyba byłoby lepiej. W
tym co nas obchodzi, nigdy nie wolno ilości mylić z jakością.
- Co pan ma na myśli? - zapragnął szybkiego wyjaśnienia Gutbrod.
Bachmeier posłużył się w tym celu pewnym cytatem. Szło w nim o  złotą regułę
postępowania, zaczerpniętą z szeroko i daleko cenionago fachowego dzieła, pod tytułem
 Taktyka przesłuchań .
Autorem jego był komisarz kryminalny Keller. Ten z psem, ów tak zwany  wielki
człowiek prezydium policji . Napisał on:
 Ewentualnym świadkom wykazującym zbytnią gotowość współdziałania, nie należy
nigdy pozwalać mówić zbyt wiele. Bardziej zalecenia godne jest wytrwałe
skłanianie ich do namysłu .
- Taki Tatzer miałby się zastanawiać? Tego nie można się po nim spodziewać.
- Mógłby pan jednak podjąć mimo wszystko próbę zachęcenia go do tego. - NIe
powiedział, że trzeba było tamtego zmusić. - Ta kaskada słów w jego wydaniu, kojarzy mi się
z szumem klozetowej spłuczki. - NIe dodał, że kojarzy się tak jemu, doświadczonemu. - W
takiej sytuacji może być ruszona z miejsca każda ilość cuchnącego łajna, tak jak to się stało
tutaj. A więc być może, nie jest to nic innego, jak tylko śmierdzące bagno pomówień.
- Nawet jeśli to się zgadza, szefie, zdołamy je osuszyć - zapewnił Gutbrod nieodmiennie
gotowy do potakiwania.
** ** **
Następnym, który się nawinął, był Waldemar Wesendung.
- Mam go tu zawołać, szefie?
- Do niego pójdziemy, Gutbrod.
Obaj.
Zamierzał Wesendunga dopaść w domu. Umożliwiało to wgląd w tak zwaną sferę
intymną, co też mogło dać, jak uczyło doświadczenie, ciekawe rezultaty.
W tym jednak przypadku przyjęty z góry efekt nie potwierdził się. Owo  pierwsze
wrażenie , które przez fachowców w dziedzinie kryminalistyki nie jest uznawane
za mało ważne, nie przyczyniło się do odkrycia żadnych rzucających się w oczy
osobliwości.
Dwupokojowe mieszkanie;
niewiele mebli, a tylko te
najpotrzebniejsze, najwyrazniej wybrane z taniego asortymentu domu towarowego,
oferującego elementy do składania. Na podłodze zwykła, ciemnobrunatna
wykładzina. %7ładnych obrazów, a tylko sporo książek, przeważnie broszur. Prawie
całkowity brak gazet, za to stos czasopism, których zawartości nie można było
ustalić na pierwszy rzut oka. Aóżko było zamontowane w szafie i choć nie
pozwalało się określić jako szczególnie czyste, nie można też było uznać je za
brudne.
Kiedy Wesendung otworzył drzwi mieszkania, nastąpił szybko zwyczajowy,
wypróbowany spektakl. Inspektor wymienił nazwisko i stopień komisarza, potem zaś
swoje.
Następnie funkcjonariusze zostali zapytani nadzwyczaj uprzejmie: - Czy jeśLi
szanowni panowie z policji chcą wejść do mojego mieszkania, mógłbym domniemywać,
iż posiadają nakaz rewizji?
- To nie jest konieczne, panie
Wesendung - wyjaśnił mu szybko Gutbrod. - W żadnym wypadku nie mamy zamiaru
dokonywać tu rewizji. Przyszliśmy tylko ze względu na potrzebę ogólnej
orientacji w całokształcie. Jeśli nie chce nas pan wpuścić, będziemy musieli
poprosić pana, żeby poszedł z nami.
- Co byłoby równoznaczne z jeszcze jednym żądaniem. Czy muszę je spełnić?
Gutbrod zauważył, że Wesendung próbuje zdyskontować jego wzrastającą irytację, bo
chłodna uprzejmość zaczęła go złościć i budzić w nim agresję.
- Panie Wesendung - wyjaśnił ciągle jeszcze dość uprzejmy komisarz - pan niczego nie
musi. Tym, czego nie tracąc nadziei spodziewamy się po panu, jest określona gotowość do
współdziałania.
- Jeśli się tego nie doczekamy
- inspektor bez skrępowania wepchnął się do wnętrza, przez co stało się wyrazne, jak
wygląda zwyczajowy podział ról - będziemy czuli się zmuszeni do uznania, że pan nie chce!
Z tego powodu nie chce, że boi się pan chyba samooskarżenia.
W trakcie owego wstępu, Gutbrod gotowy już do notowania rozsiadł się z otwartym
brulionem przy krótszym boku stołu. Był więc w pewnym sensie przysposobiony do
sporządzania protokółu. Dawał do zrozumienia, że nic mu nie umknie.
- Dlaczego jednak, panie
Wesendung, nie miałby pan być skłonny do udzielenia nam kilku informacji? - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire