[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przerażenia z wolna, na wskroś, idzie przez serce:
"Wiślimierz! "
Pochwycił rycerz Walgierz dech w piersi. Straszliwy gniew szarpie się w sercu. Pierwszą
myśl siepie z pochwy mózgu jak miecz:
"Jeszcze siÄ™ wydrÄ™! "
Ale nim oczy rozewrzeć, sto rąk skrępuje mu ramiona i lędzwie rzemiennymi pętami, sto
kolan przydusi piersi. Wloką go za bujne włosy. Wykręcili z jabłek ramiennych ręce obie i
spoili łokcie rzemieniem! Spętali nogi w kostkach i kolanach, a w usta wbili z pakuł tłok
skręcony. Ciągną go dysząc tam ku ścianie. Mamrot tłuszczy. Prędkie a krótkie
rozkazy.
A w ścianę wbity żelazny słup.
Kuny przy nim zamczyste na ręce i na nogi, okrągłe skoblice na gardziel i pod pachy.
Sprawnie zamknęli nieudzwignione kajdany żelaznymi kluczami. Młoty ciężkimi zakuli na
żywym, zdyszanym ciele sztaby zagięte.
22
Zaklepali. Na wieki wieczne zaklepali. Na wieki wieczne zaklepali.
Rozdział V
Dnie, noce, miesiÄ…ce, lata. . .
DÅ‚ugie sÄ… dnie Walgierzowe, a noce sÄ… nieprzemierzone.
Zstępuje noc. Idzie mrok. Jak wilk zapadłoboki, wychylający się z lasu na łup, na żer, czai
się mrok... Ciemność pracowicie zatyka wąskie szpary między prętami okiennych krat. Strach
pełza po nagich ścianach, zgryzota się wałęsa z kąta w kąt, a bose nogi zmory, nogi z mgły,
stÄ…pajÄ… w ciszy.
Rozsunęła się niespodziewanie wielka zasłona, którą był Walgierz Udały onego czasu na
carogrodzkich kupcach zdobył. Blask ognia uderza w oczy i widok.. .
Tam w głębi!
W głębi, na skórach niedzwiedzich, w boju na puszczy ręką Walgi erza zabitych... Tam w
głębi Cudna żona w ramionach leży zwycięzcy. Zmieją się w głos obydwoje pośród
pieszczoty. Odwraca głowę Cudna żona i mówi w ciemność:
Więzniu! Więzniu, czy jeszcze śpisz? Kochanek dorzucił z krzykiem:
WiÄ™zniu, czy Å›pisz? Zbudz siÄ™, ospalcze, i patrz! Ów milczy, do żelaznego sÅ‚upa
podobien, na którym wisi z dawien dawna. Powieki się raz na zawsze zawarły i oczy patrzą w
głębinę nieszczęścia, w jaskinię wewnętrznej ciemności. Wówczas Cudna żona rozepnie
pągwicę, zwlecze z ramion oświk, szatę zwierzchnią, a gzło rozchyli. Nagim ramieniem
otoczy szyję zwycięzcy. Zpiewa mu w czerwone usta miłosną piosneczkę, którą była mężowi
dawniej śpiewała. A piosenka jest cicha, cicha, padwanek półszeptany, półnucony o leśnym
ptaszku, o słowiczku i o gałązce nad wodą kaliny. Słucha Walgierz piosenki małej, w której
jakoby w kropli rosy mieści się wszystek świat. A po każdym nawrocie padwanka, a po
każdym pocałunku słyszy w ciemnicę swą zlatujące pytanie:
Więzniu, czy śpisz? Och, śpi. Zamknięte ma oczy na tryby tak twarde, jak twarde są
ogniwa kajdanów. Głowa na piersi zwalona. Palce rąk twardy łańcuch objęły.. .
Wezmą wtedy oboje szczęśliwi lampę i zstąpią ku niemu z wysoka. Zwiecą mu płomieniem
w oczodoły. Palcami mu dzwigają powieki mocno zawarte. A czynią tak dopóty, aż je
otworzy i patrzy w nich ranami śmiesznymi zrenic, plugawym wstydem oczu. Wtedy z
nadmiaru uciechy chichocą oboje. Wiedzą dobrze, szczęśliwi, że skoro się te oczy rozewrą,
już ich zawrzeć niesposób. Wiedzą, że będą bezsilnie na rozkosz ich patrzały, póki nie posną
od szczęścia znużeni.
A gdy oni posną wysoko, jego leżącego tak nisko otoczą widma bezsenne i zmory wiecznie
żyjące. Chodzi dookoła głowy zabitej widmo ciche, zmora mgła, a nóż ma w ręce ostry,
23
szeroki. Nie masz miejsca w duszy, którego by nie zraniło, nie masz chwili dawnej ani chwili
przyszłej, której by nie pokazało w lustrze ostrego noża. I tak długo, tak długo, póki się ranek
nie włamie między kraty okienne i świt jaśnie litosnymi oczyma nie wejrzy w norę więzienną.
Gdy ranek śpiących w rozkoszy obudzi, siada Wiślimierz na posłaniu i ciska do stóp
więznia wzgardliwą kość jałmużny, kęs pożywienia z wczorajszego stołu. Mocny jest głód.
Bardzo jest mocny głód. Schyla się dumny rycerz i żre łaknącą żuchwą.
Pan pyta:
Widziałżeś szczęście moje? Wrosły w łańcuchy me mówi nic. I słychać jeszcze pańskie
słowo:
Skoro me szczęście uznasz dobrowolnie za prawe, uszanuję twoją sromotę.
Wówczas Walgierz Udały mamroce:
Nie szanuj mojej sromoty, nie szanuj.. .
Czemu, rycerzu?
Albowiem rzecze jestem w kajdanach.. .
Lecz mówiąc słowa te Walgierz drży w duchu i nieugiętą dłoń trwogi czuje na gardzieli.
Smaga się batami słów dawnych, słów dumnych, słów rycerskich, byleby nie dojrzano, jak
żebra drżą pod łachmanem. Maca w sobie wzrokiem ducha, ranę, zródlisko wieczne, i krew
broczącą nieustannie trwożnymi dłońmi osłania.
Wie, co go czeka.
Cudna śmieje się ku porankowi.
Wieniec z kwiatów nadwiślańskich kładzie na jasne włosy. Blisko, blisko podejdzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]