[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mocnym snem. Nie dźwięczało w niej nic oprócz bardzo odległych i stłumionych
odgłosów ulicy.
Przez dłuższą chwilę wahała się; oparta o framugę drzwi, przyglądała się i na-
słuchiwała. Zastanowiły ją potężne rozmiary zajmującego łóżko ciała oraz to, jak
bardzo musi marznąć w tym chłodzie, przykryte zaledwie jednym cienkim kocem.
Obok łóżka stało krzesło z winylu i stali, z którego zwisał przytłaczającym cięża-
rem wielki kożuch. Kate pomyślała, że ten kożuch winien okrywać raczej łóżko
z marznącą w nim osobą.
Na koniec, stąpając tak cicho i ostrożnie jak tylko umiała, podeszła do łóżka.
Stanęła obok, przypatrując się twarzy postawnego nordyckiego mężczyzny. Choć
14
był zimny i miał zamknięte oczy, twarz pozostała leciutko nachmurzona, jakby
nadal go coś trapiło. Kate pomyślała, że to strasznie smutne. Za życia ten czło-
wiek sprawiał wrażenie kogoś, kto nieustannie boryka się z ogromnymi, a może
nawet nieco niepojętymi trudnościami. Przykro było pomyśleć, że i po śmierci
natychmiast napotkał jakieś problemy.
Zadziwiające było to, że na pierwszy rzut oka nie doznał najmniejszego
uszczerbku. Na jego skórze nie widniały żadne obrażenia. Była szorstka i zdro-
wa — to znaczy zdrowa aż do tej chwili. Bliższa inspekcja ujawniła siateczkę
drobnych linii, które wskazywały na to, iż był starszy niż owe trzydzieści pięć lat,
jakie mu z początku przypisywała. Mógł być nawet bardzo zdrowym i zadbanym
mężczyzną pod pięćdziesiątkę.
Przy ścianie tuż obok drzwi stało coś zadziwiającego: automat do sprzedaży
coca-coli. Nie wyglądało na to, że zainstalowano go tu specjalnie; nie był na-
wet włączony do sieci, a tylko opatrzony schludną karteczką informującą, że jest
chwilowo nieczynny. Wyglądało, jakby pozostawiono go tutaj przez zwykłe nie-
dopatrzenie, sprawca zaś krąży teraz po korytarzach, zachodząc w głowę, który to
był pokój. Wielka biało-czerwona tabliczka z napisem w kształcie fali wpatrywała
się szkliście w głąb pokoju i niczego nie wyjaśniała. Jedyne, co maszyna komuni-
kowała zewnętrznemu światu, to wieść, że do jej otworu można wrzucać monety
o różnym nominale, drugi otwór zaś oferuje duży wybór puszek — jeśli maszyna
jest na chodzie, rzecz jasna. Oparty o nią stał jakiś ogromny stary młot, który sam
w sobie prezentował się osobliwie.
Kate poczuła, że ogarnia ją słabość, pokój zaczynał powoli wirować, a z cię-
żarówek jej umysłu dobiegł niespokojny szelest.
Nagle zorientowała się, że ten szelest wcale nie pochodzi z głębin jej wy-
obraźni. W pokoju rozbrzmiewał jakiś stłumiony hałas — ciężkie odgłosy zderzeń
i skrobania, jakieś zduszone trzepotanie. Hałas wznosił się i opadał jak podmu-
chy wiatru, lecz będąc w stanie oszołomienia Kate nie potrafiła zlokalizować jego
źródła. W końcu jej wzrok padł na zasłony. Zagapiła się na nie zaniepokojonym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]