[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie. Tym razem sami sobie poradzimy.
W końcu małpy nie stanowiły dla nikogo groznego niebezpieczeństwa.
Zresztą nie zdążyłyby dostać się do miasta. Znając ich przyzwyczajenia,
była wręcz pewna, że znajdowały się gdzieś na terenie pogotowia.
- Muszą tu gdzieś być. Pedro westchnął.
RS
71
- Dobrze. Ty sprawdz klatki, a ja zajmę się częścią dla ptaków i
obszukam teren z tyłu zabudowań.
Rozeszli się w dwie strony. Kendall szła szybko, zaglądając do każdej
budy, kosza, wozu czy skrzyni. Obchodziła klatki dookoła, zaglądała
wszędzie, w każdy zakątek. Bez skutku. Nie znalazła żadnego śladu.
Spotkali siÄ™ w tym samym miejscu. Otwarte drzwiczki od klatki
jednostajnie huśtały się na wietrze.
- Masz coś? - spytała.
- Nie. - Pedro potrząsnął głową. - Gdzież, u licha, one się podziały?
MacKenzie uśmiechnęła się smutno. Nagle usłyszeli hałas. Trzask
dobiegał z przyczepy Kendall.
- O mój Boże! - krzyknęła dziewczyna i odwróciła się, aby czym prędzej
pobiec do swojego mieszkanka. Pedro złapał ją za rękę.
- Nie, czekaj - powiedział. - Lepiej ja tam pójdę.
- To moje pogotowie - wycedziła wściekle. - I sama sobie poradzę.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- W porządku, ale musisz się przygotować, ubrać stosowne ochraniacze.
Jeśli się wystraszą, mogą cię zranić.
- Zranić? - Zdała sobie sprawę, jak mało przebywała z tymi zwierzętami.
Zawsze najwięcej uwagi poświęcała dzikim kotom i wilkom. Przez moment
zawahała się, jednak duma i upór zwyciężyły. Pokaże, że potrafi sobie
poradzić w trudnych sytuacjach.
- Tak, zranić. - Pedro skinął głową. - Musisz dobrze się zabezpieczyć, od
pięt po czubek głowy, tak jak to robią gracze w futbol amerykański.
Wiedziała, że miał rację. Jego doświadczenie było dużo bogatsze. Znowu
się zawahała.
Do ich uszu dobiegł kolejny trzask. Spojrzała na Pedra.
- W porządku, założę ochraniacze. Tylko szybko! Pośpiech w tym
wypadku stanowił pewną trudność.
Trzeba było dokładnie zakryć każde miejsce, tymczasem czas biegł
nieubłaganie naprzód. W końcu Kendall założyła jeszcze jasnoczerwone
narciarskie rękawice, żółtoczarny motocyklowy kask, wielkie naramienniki
i pomarańczowe kalosze.
- Muszę wyglądać zabawnie - zawołała wesoło.
- Małpy lubią wariatów - zażartował. - W rzeczywistości jest to ich
ulubiony rodzaj ludzi.
Kendall ostatni raz spojrzała na swój strój.
- Nie wiem, czy Jane Goodell by to zaakceptowała.
RS
72
- Jane Goodell zajmuje się szympansami, które są o wiele mądrzejsze od
naszych małych potworów.
Powoli dotarła do drzwiczek przyczepy. Hałas wewnątrz pomieszczenia
przybrał na sile. Małpy zachowywały się jak dzieci na wesołym
przedszkolnym przyjęciu.
- Więc do boju - powiedziała, dodając sobie otuchy.
- Jeszcze możesz się rozmyślić. Chcesz, żebym spróbował?
- Nie... Nie. I tak jestem już ubrana w to wszystko. Zaraz tam wejdę. -
Wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę.
W środku panował niesamowity bałagan. Wszystko leżało na podłodze.
Pokruszone herbatniki, mąka i ryż były rozsypane, gdzie tylko się dało.
Przez moment Kendall stanęła niezdolna do najmniejszego ruchu.
Jedna z małp wskoczyła właśnie na stół, podnosząc przy tym straszliwy
wrzask, dwie pozostałe uciekły, starając się ukryć za zasłoną i na okiennych
żaluzjach.
- Spokojnie - powiedziała Kendall. - Powoli. - Ale łatwo było mówić,
kiedy wróg poruszał się bardzo szybko. Po kilku minutach zrozumiała, że
jej wysiłki idą na marne. Jedynym wyjściem z sytuacji było zastosowanie
sprytnego podstępu.
Lodówka - jedyne miejsce, którego małpy nie mogły zdobyć ani
opanować. Jak najwolniej podeszła do niej i otworzyła drzwiczki.
Znajdowały się tam pomidory, brzoskwinie i czekoladowe ciasto
biszkoptowe. Wyjęła wszystko, włożyła do trzymanej w ręku przenośnej
klatki i tak skonstruowaną pułapkę postawiła na środku stołu, po czym
wycofała się do drzwi.
Małpy z uwagą obserwowały każdy jej ruch. Patrzyły, jak kładzie przed
nimi stosy smakołyków i usuwa się na bok. Dwie zamarły w bezruchu,
nerwowo przygryzajÄ…c wargi.
Zdezorientowane patrzyły jedna na drugą. Napięcie sięgnęło zenitu.
Wrzasnęły przerazliwie, po czym jedna za drugą wskoczyły na stół, wpadły
do klatki i rzuciły się na smakowite jedzenie.
Kendall triumfalnie zatrzasnęła za nimi drzwiczki.
Jej zadowolenie trwało jednak krótko. Ostatnia małpa była wciąż na
wolności. Patrzyła na Kendall prowokacyjnie, huśtając się na ogonie
oplecionym wokół karnisza. Kendall spojrzała za siebie i wolno ruszyła do
przodu. Jeśli miał to być test na wytrzymałość, mogła być pewna, że go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire