[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Od Neila.
- Źle zrobił. Nie życzę sobie twoich telefonów, rozumiesz?
- Wybacz mi, teraz widzę, że to nie był najlepszy pomysł.
- Kolejny nie najlepszy po... - zaczęła, ale Luc Valentin rozłączył się, nim zdążyła
dokończyć zdanie.
Leżała w ciemności, żałując wybuchu złości. Gdyby tamtej nocy nie zaskoczył jej
bez makijażu. Gdyby pozostawił jej choć resztki godności, może nie byłaby na niego
taka wściekła. Może wtedy ucieszyłaby się na dźwięk jego głosu. Naprawdę podej-
mowała wysiłki, by o nim zapomnieć, ale nie potrafiła.
Kolejne dni upływały w cichej, przygnębiającej atmosferze. Shari niemal każdego
dnia, na prośbę Neila, przyjeżdżała do Emilie, by wesprzeć ją na duchu. Nie bardzo
miała ochotę słuchać historii o tym, jak wspaniałym i dobrym człowiekiem był Rémy, ale
cóż mogła zrobić.
Biednej Emilie ulgę w cierpieniu przynosiło mówienie o bracie, a przy okazji także
o kuzynie, który był bohaterem wielu rodzinnych historii. Shari nie obchodziło zdanie
Neila, który twierdził, że Luc jest świetnym facetem. No cóż, ona uważała inaczej. Sie-
działa więc cicho, zaciskając pięści. Wiedziała, że Emilie potrzebuje się wygadać, więc
słuchała. Przynajmniej tyle mogła zrobić dla swojej pogrążonej w żałobie niedoszłej
bratowej.
Któregoś dnia oglądały razem album z wakacji we Francji. Jedno zdjęcie
szczególnie zwróciło uwagę Shari. Przedstawiało Emilie, Rémy'ego, Luca oraz
oszałamiająco piękną brunetkę. Stali wzajemnie objęci z uśmiechem na twarzach.
- Poznajesz, Shari? To nasz kuzyn Luc. Był u nas na przyjęciu, a obok niego
Manon, jego narzeczona. Pamiętasz? Opowiadałam ci o niej. Jest teraz ze znanym
aktorem. - Westchnęła ze smutkiem i raz jeszcze spojrzała na fotografię. - Tamtego dnia
byliśmy u cioci Laraine, na farmie. Pamiętasz Neil? To ty robiłeś zdjęcie. Byliśmy wtedy
tacy szczęśliwi. - Oczy Emilie wypełniły się łzami.
- Nie płacz, kochanie. - Shari objęła przyjaciółkę w kojącym uścisku, sama
ocierając łzy z twarzy.
Kiedy już uspokoiły się, wypłakując emocje, Shari raz jeszcze popatrzyła na
zdjęcie. Manon była naprawdę piękna. Nie było co do tego wątpliwości. Jakiś czas temu
wyszukała jej nazwisko w internecie z babskiej ciekawości, żeby dowiedzieć się czegoś o
narzeczonej Luca. Portale plotkarskie pełne były zdjęć i wiadomości o jej romansie z
niejakim Jacksonem Kerr. Najwyraźniej byli łakomym kąskiem dla brukowców. O Lucu
nie było ani słowa. Jego nazwisko pojawiało się jedynie we francuskich artykułach o
biznesie. Zresztą, co ją to obchodzi? Nic!
Następnego dnia, gdy zabierała się do pracy nad kolejną ilustracją do nowej
książki, kurier przyniósł jej do domu olbrzymi bukiet kwiatów. Musiał być bardzo drogi,
pomyślała, rozrywając kopertę z bilecikiem.
„Najszczersze kondolencje z powodu Twojej straty. Luc Valentin".
Wciąż wpatrując się w bilecik, usiadła na krześle w kuchni. Co chciał przez to
osiągnąć? Przecież wiedział, jak było między nią a Rémym. Widział siniak. Czyżby nie
chciał przegapić żadnej okazji, by jej dokuczyć?
Zmięła w palcach kartkę i odrzuciła od siebie, jakby była rozżarzonym węglem. Po
chwili usłyszała dzwonek telefonu i mimowolnie napięła wszystkie mięśnie, ale kiedy
zerknęła na wyświetlacz, odetchnęła z ulgą. To Neil.
- Witaj, siostrzyczko, jak się miewasz?
- Dobrze, właśnie pracuję.
- Nie chciałbym ci przeszkadzać, ale mam do ciebie prośbę.
- Nie przeszkadzasz - zapewniła ciepło. - O co chodzi?
- Pozbierałaś się już? - spytał znacząco.
- Co? Ach, tak, tak. Wiesz, życie toczy się dalej. Wiadomo już, kiedy pogrzeb? [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire