[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ników wyrządzi im swą bronią poważniejszą krzywdę.
Oprócz tego...
Urwał, wpatrzony w coś za plecami Jima. Smoczy Rycerz
podążył za jego wzrokiem. Jakiś stosunkowo niewielki
czworonóg przeskakiwał przez potężne cielska i przechodził
nawet po ich grzbietach. Węże starały się go złapać
potężnymi szczękami lecz były zawsze o ułamek sekundy
za wolne. Z bliższej odległości rozpoznali, że jest to wilk,
a jeśli tak, to mógł być nim jedynie Aragh.
Pod samym zamkiem węże były tak stłoczone, że nie
pozostawało mu nic innego, jak tylko skakać po ich
zielonych cielskach. Wreszcie przebiegł po ostatnim po-
tworze znajdującym się tuż przy fosie naprzeciw mostu
zwodzonego. Ze łba z rozwartymi szczękami zdecydował
się skoczyć w niezbyt zachęcająco wyglądającą wodę.
Przepłynął fosę i wyszedł na brzeg, gdzie przy murze
znajdował się wąski pasek ziemi. Stąd zawołał do Jima
i reszty zgromadzonych. Jego głos nie był stworzony do
krzyku, więc zawył tylko:
- Lina!
Jim rozejrzał się i z radością dostrzegł w pobliżu zwój
liny. Dał krok w tamtą stronę, lecz Dafydd go uprzedził
i pospiesznie spuścił jeden koniec liny.
Aragh pochwycił ją zębami i łucznik zaczął podciągać
zwierzaka do góry. Jim i Brian pospieszyli przyjacielowi
z pomocą. Wspólnymi siłami szło to znacznie szybciej i już
po chwili wilk przeskoczył występ muru, wypuścił linę
i stanÄ…Å‚ przed nimi mokry i niezbyt przyjemnie pachnÄ…cy.
- Araghu! - wykrzyknęła Angie i uścisnęła go, nie
zwracając uwagi na stan, w jakim się znajduje. Polizał ją
po twarzy i zamachał ogonem.
- Araghu! - powtórzył Smoczy Rycerz. - Nie myś-
lałem... Nie przyszło mi do głowy...
- Chodzi ci zapewne o to, że nie miałeś czasu o mnie
pomyśleć.
Jim zawstydził się.
- Tak - przyznał.
- Nie przejmuj siÄ™. Aragh sam troszczy siÄ™ o siebie.
A jeśli tylko może, także o swoich przyjaciół. Widzę, że to
wy musicie się teraz o siebie na gwałt zatroszczyć.
Ponownie polizał Angie po policzku.
- Dobrze, że twoja samica okazuje mi tyle zaintereso-
wania - zwrócił się do Angie.
Objęła go ponownie.
- Wybaczam ci to określenie - rzekła. - Najważniej-
sze, że jesteś tu z nami, wreszcie bezpieczny.
- Czy naprawdę jestem bezpieczny? - zapytał drwiąco
wilk.
Popatrzył po zgromadzonych, aż wreszcie zatrzymał
wzrok na Jimie.
- Nie wiem, czy ktokolwiek z nas jest -- odpowiedział
pan zamku Malencontri. - Jak tam, na zewnÄ…trz?
- Ciężko, ale zostałem tak długo, jak się dało.
To rzekłszy, Aragh począł się otrzepywać. W pewnej
chwili przestał to robić, parsknął i uśmiechnął się szeroko.
Odszedł kilka kroków i kontynuował tę czynność. Cuchnąca
substancja, oblepiająca jego futro, rozpryskiwała się wokół,
ale nie docierała do stojących. Kiedy do nich podszedł
ponownie, był już znacznie czystszy.
- Ciekawi jesteście, jak tam jest? Ci najezdzcy zniszczyli
wszystko co żyje, od samego morza aż tutaj, a także na
wschód i zachód stąd. Wszystko, co nadawało się do
jedzenia, zostało już zjedzone. Te zielone potwory połykają,
co tylko się da. Widziałem, jak jeden przewrócił drzewo,
żeby sięgnąć do znajdującej się tam dziupli wiewiórek.
Drugi rył w ziemi, aby dotrzeć do kreta, który chciał przed
nim uciec.
- A jak ocalałeś? - zapytała Angie.
- Ja? Po prostu jestem szybki. Ale jest ich zbyt wiele,
żeby można się było przed nimi schronić. Przy tym nie
mogę szybko zabić takiego przeciwnika. Trudno ęgąć
zębami jego czułych części ciała. Mógłbym tylko starać się
wykrwawić go na śmierć. Chyba najlepiej by mi to szło
w wÄ…skich korytarzach tej zrobionej przez was jaskini,
zwanej zamkiem. Zabiłyby mnie w końcu, ale nie sprzedał-
bym tanio swojej skóry.
- Czy widziałeś ich przywódcę? - zapytał niecierpliwie
Jim.
- Przywódcę? - Aragh z zainteresowaniem obwąchał
swój bok. - Mnóstwo ciekawych rzeczy pływa w tej
wodzie...
- Wiemy - warknÄ…Å‚ Carolinus.
- Nie - odrzekł wilk. - Nie widziałem ich przywódcy.
- Jeśli zjawiły się tu z mojego powodu, Essessili musi
być gdzieś pośród nich... - uznał Smoczy Rycerz.
Nagle obok nich pojawiła się głowa Rrrnlfa.
- Essessili? Gdzie? - zapytał olbrzym.
Stanął w pełnej gotowości bojowej, zanim jeszcze ktokol-
wiek zdążył mu odpowiedzieć.
- Bezruch! - zawołał Jim.
Ale Diabeł Morski już wsparł ręce na murze, przygoto-
wujÄ…c siÄ™ do przeskoczenia go.
- Carolinusie! - zawołał Smoczy Rycerz, z nadzieją
spoglÄ…dajÄ…c na Maga.
Starzec wyciągnął rękę i powtórzył rozkaz wypowiedziany
przez Jima:
- Bezruch!
Olbrzym momentalnie zamarł, wsparty o mur.
- Rrrnlfie! - krzyknął Smoczy Rycerz. Diabeł nie
poruszył się, więc Jim ponownie posłał spojrzenie swojemu
mistrzowi.
- Pozwól mu poruszać głową i mówić - poprosił.
Carolinus lekko kiwnął palcem. Olbrzym poruszył głową
osadzoną na wciąż nieruchomym ciele i popatrzył na ludzi.
- Tam jest Essessili! - zahuczał. - Dlaczego mnie
zatrzymujecie?
- Czy jesteś tego pewien? - zapytał Smoczy Rycerz. -
Czy potrafisz rozpoznać go pośród tylu węży?
Rrrnlf wyjrzał przez zamkowy mur. Na jego widok
pośród najezdzców podniósł się pisk. Diabeł patrzył długo,
aż nagle wykrzyknął z ogromnym podnieceniem:
- Tam jest! I...
Urwał i na moment przestał poruszać głową, po czym
wydał z siebie ogłuszający ryk:
- Nie ma jej!
Krzyk ten był tak potężny, a jednocześnie niespodziewa-
ny, że gdy ucichł, zapadła grobowa wprost cisza. I to
zarówno na terenie zamku, jak i poza jego murami. Była
tak absolutna, że dało się słyszeć szum poruszanych przez
wiatr gałęzi drzew, rosnących w oddali.
Rrrnlf zrezygnowany zwiesił głowę. Po chwili odwrócił
ją jednak i spojrzał na Jima.
- Ukrył ją gdzieś. Puść mnie! Puść mnie, a zmuszę go,
żeby powiedział, gdzie jest!
- Bezruch! - warknął ponownie Mag i Diabeł zamarł,
z półotwartymi ustami. - Nigdy jej nie miał. Gdyby tak
było, wiedziałbym o tym. Nic jednak nie wyczuwam. On
nigdy nie dotykał twojej Damy!
- Pozwól mu mówić, Carolinusie - poprosiła Angie.
Starzec skinął dłonią i głowa Rrrnlfa drgnęła.
- Nie wierzę ci! Musiał ją mieć! - rzekł załamanym
głosem. - Skąd możesz być tego pewien?
- Czuję to! A jeśli coś czuję, to należy mi wierzyć,
Diable.
- Rrrnlfie - przemówił łagodnie Jim -jeśli zwolnimy
ciÄ™ z tego czaru, czy usiÄ…dziesz spokojnie? Widzisz, co siÄ™
tam dzieje. Nawet jeśliby miał twoją Damę, chyba nie
zdołałbyś go dopaść. Nie możesz przecież stanąć naprzeciw
tysiąca węży jednocześnie. Pozostań z nami, a może uda ci
się ją odzyskać. Jeśli rzucisz się na Essessiliego, zostaniesz
rozerwany na kawałki i na zawsze zaprzepaścisz szansę na
odzyskanie swojego skarbu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire