[ Pobierz całość w formacie PDF ]
buduaru, aby udać się do gabinetu męża. Po drodze kilkakrotnie
przystawała, doznając co chwila dziwnego zawrotu głowy. Miała
wrażenie, że ziemia usuwa jej się spod nóg.
Zwalczyła mężnie to przykre uczucie i weszła z uśmiechem do
pokoju męża. Zastała go w tej samej pozycji; siedział nieruchomo na
fotelu, ukrywszy twarz w dłoniach.
Na miłość boską, co ci jest, kochanie? Dlaczego nie przyszedłeś
do mnie? zapytała przerażona.
8 Małżeństwo
Felicji
113
Drgnął raptownie i spojrzał na nią przygasłymi oczyma. Na widok
tej bezkrwistej, wychudłej twarzy, poczuł nagle głęboką odrazę.
Boże drogi, czyż nie można mieć godzinki spokoju? krzyknął
ze złością tonem, jakiego jeszcze nigdy nie słyszała.
Spojrzała na niego drżąca i strwożona.
Co ci się stało? O, Boże! zawołała pełna bólu.
Zerwał się z miejsca i rozpaczliwym ruchem załamał dłonie.
Dobrze, dobrze... Uspokój się... Przyjdę zaraz do ciebie...
Odejdz
stąd, połóż się... przecież nie wolno ci wstawać... ja zaraz przyjdę...
mam
szalony ból głowy... mówił gwałtownie.
Ela obrzuciła go spojrzeniem pełnym rozpaczy, po czym wolno
wyszła z pokoju. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, musiała się
opierać o ścianę. Czuła zawrót głowy, w oczach jej malował się wyraz
okropnego lęku. Miała wrażenie, że jakaś lodowata ręka ściska jej
serce, nie pozwalając jej swobodnie oddychać.
Znalazłszy się w buduarze zachwiała się na nogach i upadła jak
martwa na kanapę. Miała ochotę krzyczeć, lecz zabrakło jej sił: z ust jej
wydobywał się żałosny, cichy jęk. Drżąc na całym ciele, położyła się
wreszcie i wybuchnęła płaczem. Azy przyniosły jej pewną ulgę. Płakała
rozpaczliwie, przy czym całym jej ciałem wstrząsały co chwila
dreszcze. W tym stanie zastał ją Henryk, który nareszcie odzyskał
spokój i, pamiętny słów lekarza, pośpieszył do buduaru żony.
Widząc, że Ela wciąż jeszcze żałośnie łka, pochylił się nad nią pełen
troski. Zauważył, że żoną wstrząsają dreszcze.
Elu, na miłość boską, Elu! Uspokój się, maleńka! Nie wolno ci się
denerwować. Dlaczego tak płaczesz, mój słodki głuptasku? pytał
zaniepokojony.
Ach, jedyny mój, czy ty mnie już nie kochasz? Byłeś przedtem
taki dziwny, taki zagniewany... Przemawiałeś do mnie tak surowo...
Czy przestałeś mnie kochać?
Zacisnął zęby. Potem z jękiem ukrył głowę na jej kolanach.
Dręczyły go gorzkie wyrzuty sumienia, robił sobie wymówki, że nie
pamiętał o stanie żony i nie potrafił się opanować.
Jakież to niemądre pytanie, Elu! Przyszedłem po prostu zły do
domu, bo miałam scysję z moim szefem. Jakże można taki drobiazg tak
brać do serca. A moja lekkomyślna żoneczka zaraz wstała i przybiegła
114
do mnie, choć lekarz surowo zabronił... Musiałem cię skrzyczeć,
kochanie. A teraz zastajÄ™ ciÄ™ zalanÄ… Å‚zami, rozstrojonÄ…... MartwiÄ™ siÄ™ o
ciebie.
Ostatnie te słowa były prawdą. Ela drżącymi rękami pogłaskała jego
włosy.
Jeżeli mnie tylko kochasz, to nie dbam o nic rzekła,
uszczęśliwiona, lecz mimo to wstrząsały nią wciąż dreszcze.
Otulił ją troskliwie pledem.
Och, ileż sprawiasz mi troski i zmartwienia, moje ty niemądre
kociątko. Czy nie wiesz, że doktor zabronił ci się denerwować?
Uśmiechnęła się ufnie do męża, załkała po raz ostatni jak małe
dziecko, które uspakaja się po długim płaczu, po czym oparła policzek o
dłoń Henryka.
Nie martw się o mnie, jedyny. Jestem pewna, że to małe
zdenerwowanie wcale mi nie zaszkodzi. Zanadto się lękacie o moje
zdrowie.
Przyniósł szklankę wody, i podał jej proszek, który lekarz zalecił na
uspokojenie w wyjÄ…tkowych wypadkach.
Wezmiesz teraz proszek, a potem położysz się na kanapie
i będziesz cichutko leżała. Postaraj się zasnąć, kochanie.
Przełknęła posłusznie proszek.
Odwrócił się, by nie widziała jego twarzy, na której malowało się
cierpienie.
Mam mnóstwo roboty, dziecinko. Po obiedzie będę ci dotrzymy-
wał towarzystwa jak długo tylko zechcesz. Na razie jednak
powinnaś wypocząć. Prześpij się, Elu! Wiem, że gdy zostanę przy
tobie, z pewnością nie zaśniesz.
Zasnę, obiecuję ci solennie... Już zamykam oczy, ale teraz nie
odchodz ode mnie.
Stłumił westchnienie i podszedł do okna, wodząc wokoło tępym
wzrokiem.
Nie wytrzymam tego, nie zniosę... Całe życie wytrwać w tym
kłamstwie... Ja chyba oszaleję myślał zrozpaczony.
I serce jego, pogrążone w głębokim bólu, wzywało tęsknie postać
Luni, której nie potrafił zapomnieć.
Henryku! zawołała błagalnie Ela.
115
[ Pobierz całość w formacie PDF ]