[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaczerwienione oczy, jak gdyby płakała. Wygląda na to, że mają dla mnie jakąś złą nowinę, ale
żadnemu z nich nie przechodzi ona przez gardło.
- Co z synem?
- Czuje się bardzo dobrze - odpowiedziała pośpiesznie Zira.
- Zbyt dobrze - dodał Cornelius ponuro.
Wiem, że jest wspaniałym dzieckiem, ale nie widziałem go od miesiąca. Zarządzenia uległy
dalszemu zaostrzeniu. Władze mają Zirę na oku. Jest bez przerwy śledzona.
- Czuje się o wiele za dobrze - podkreśla Cornelius. - Uśmiecha się. Płacze jak małpiątko i...
zaczyna mówić.
- W wieku trzech miesięcy?
- Dziecinne gaworzenie. Wszystko jednak wskazuje na to, że będzie mówił. Rzeczywiście jest
nad wiek rozwinięty.
Rozpiera mnie duma. Zira jest oburzona moim bezmyślnym zachwytem.
- Czy nie rozumiesz, że to katastrofa? Oni nigdy nie zostawią go na wolności.
- Wiem z pewnych zródeł - mówi powoli Cornelius - że Rada Najwyższa ma podjąć bardzo
poważne decyzje dotyczące dziecka. Rada będzie obradować za dwa tygodnie.
- Poważne decyzje?
- Bardzo poważne. Nie ma mowy o zgładzeniu go... przynajmniej na razie, ale odbiorą go matce.
- A ja, czy będę mógł go widywać?
- Pan jest ostatnim, któremu na to pozwolą... ale proszę mi nie przerywać - mówi stanowczo
szympans. - Zebraliśmy się tu po to, aby działać, a nie lamentować. Moje informacje są pewne.
Pański syn będzie umieszczony w czymś w rodzaju twierdzy, pod nadzorem orangutanów. Zaius
intryguje od dawna i wygra sprawÄ™
Mówiąc to, Cornelius zacisnął pięści z wściekłością i wymamrotał kilka nieparlamentarnych
słów. Po chwili ciągnął dalej:
- Musi pan wiedzieć, że Rada doskonale zdaje sobie sprawę, jaką ten facet przedstawia wartość
jako naukowiec.. Udają jednak, że wierzą w jego większe niż moje kwalifikacje do zbadania tego
wyjÄ…tkowego przypadku.
Zamarłem z przerażenia. Jest nie do pomyślenia, żeby zostawić mojego syna w rękach tego
niebezpiecznego durnia. Ale Cornelius nie powiedział jeszcze wszystkiego.
- Nie tylko dziecko jest zagrożone.
Milczę i patrzę na Zirę, która spuszcza głowę.
- Orangutany was nie znoszą, bo jesteście żywym dowodem ich naukowych pomyłek. Goryle
uważają, że na wolności będziecie zbyt niebezpieczni. Boją się, że zaczniecie się rozmnażać na
naszej planecie. Nawet pomijając tę ewentualność, obawiają się, że sam wasz przykład wywoła
wśród ludzi niepokój. Raporty donoszą o wyjątkowej nerwowości u tych, z którymi się pan styka.
To prawda. W czasie mojej ostatniej wizyty zauważyłem u nich wyrazną zmianę. Jakby jakiś
niezbadany instynkt uprzedził ich o cudownych narodzinach, przywitali mnie długim chóralnym
zawodzeniem.
- %7łeby już niczego przed panem nie ukrywać - podsumował brutalnie Cornelius - poważnie
obawiam się, że za dwa tygodnie Rada zadecyduje, że trzeba pana zlikwidować... lub przynajmniej
pozbawić części mózgu pod pretekstem jakichś doświadczeń. Co do Novy, sądzę, że postanowią ją
także unieszkodliwić, ponieważ obcowała z panem zbyt blisko.
To niemożliwe! Ja, który sądziłem, że spełniam niemal boskie posłannictwo, poczułem się
najnieszczęśliwszym z ludzi i ogarnęła mnie czarna rozpacz. Zira kładzie mi rękę na ramieniu.
- Cornelius dobrze zrobił, że niczego przed tobą nie ukrywał. Nie powiedział ci tylko, że cię nie
opuścimy. Postanowiliśmy uratować całą waszą trójkę i pomoże nam w tym mała grupka odważnych
szympansów.
- A cóż ja mogę zrobić, samotny człowiek?
- Trzeba uciekać. Musisz opuścić tę planetę, na którą nigdy nie powinieneś trafić. Musisz wracać
do siebie, na Ziemię. Od tego zależy życie twoje i twojego dziecka.
Głos jej się załamał, jakby za chwilę miała się rozpłakać. Musi być jeszcze bardziej do mnie
przywiązana, niż myślałem. Jestem zbulwersowany zarówno jej smutkiem, jak i perspektywą
rozstania się z nią na zawsze. Ale jak stąd uciec? Cornelius znów zabiera głos:
- To prawda - rzekł. - Obiecałem Zirze, że pomogę panu w ucieczce i zrobię to, nawet gdybym
miał w rezultacie stracić swoją pozycję. Mam świadomość, że w ten sposób spełnię swój małpi
obowiązek. Jeżeli nam grozi niebezpieczeństwo, to wraz z waszym powrotem na Ziemię będzie ono
zażegnane... Powiedział mi pan kiedyś, że wasz statek kosmiczny jest nienaruszony i będzie mógł was
zabrać z powrotem?
- Nie ma co do tego żadnej wątpliwości. Ma dosyć paliwa, tlenu i żywności, żeby odbyć każdą
podróż. Ale jak do niego dotrzeć?
- Krąży ciągle wokół naszej planety. Jeden z moich przyjaciół, astronom, wypatrzył go i zna
wszystkie parametry jego orbity. A jak do niego dotrzeć?... Niech pan posłucha. Za dziesięć dni
mamy wystrzelić sztucznego satelitę z załogą - ludzmi oczywiście, na których chcemy zbadać
oddziaływanie pewnych promieni... Proszę mi nie przerywać! Przewidziano, że pasażerów będzie
troje: mężczyzna, kobieta i dziecko.
Chwytam jego myśl, doceniam pomysłowość. Ile jednak jeszcze przeszkód do pokonania!
- Mam przyjaciół wśród naukowców odpowiedzialnych za całość operacji. Zdołałem ich
przekonać. Satelita zostanie wprowadzony na orbitę waszego statku i w ograniczonym zakresie
będzie można nim nawet kierować. Ludzie przewidziani do eksperymentu zostali wytresowani i są
zdolni do wykonywania pewnych czynności na zasadzie wywoływania odruchów warunkowych.
Myślę, że pan będzie pojętniej-szy... Nasz plan jest taki: wyprawić was troje zamiast przewidzianych
pasażerów. To nie będzie trudne. Mówiłem już panu, że zapewniłem sobie pomoc głównych
wspólników. Szympansy brzydzą się zbrodnią. Inni nawet nie zauważą, co się stało.
Rzeczywiście, jest to możliwe do przeprowadzenia. Dla większości małp człowiek jest po prostu
człowiekiem i niczym więcej. Nie widzą żadnej różnicy pomiędzy poszczególnymi osobnikami.
- Przez dziesięć dni będziemy prowadzić intensywne ćwiczenia. Czy sądzi pan, że da sobie radę z
dobiciem do statku?
To musi się udać. Ale w tej chwili nie myślę ani o trudnościach, ani o niebezpieczeństwach. Nie
mogę się otrząsnąć z nastroju melancholii, która mnie przed chwilą ogarnęła, gdy uświadomiłem
sobie, że opuszczę Soror, Zirę i moich braci - tak, moich ludzkich braci. Trochę czuję się wobec nich
dezerterem. A przecież muszę przede wszystkim ratować mojego syna i Novę. Ale wrócę tu. Tak,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]