[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Rozumiem ciÄ™. MiaÅ‚em jednak nadziejÄ™, że spÄ™dzimy mie­
siÄ…c w Hiszpanii. Mam willÄ™ niedaleko Alicante. Bez problemu
znalazłoby się w niej miejsce dla ojca i pielęgniarki.
- Nie wiedziałam, że masz dom za granicą.
- Dam ci dokładny spis mojego majątku.
- Możesz sobie darować tę ironię!
- MówiÄ™ poważnie. Moja żona powinna wiedzieć, co posia­
damy.
Zawstydziła się. Już nie po raz pierwszy przyłapała się na tym,
że żałuje wypowiadanych pod adresem Randalla impertynencji.
- Nie jestem twoją prawdziwą żoną, więc nie musisz mi nic
mówić.
- Czy wspólna przyszłość nadal wydaje ci się tak odrażająca
jak przed miesiÄ…cem?
- Może powinieneś zapytać o to swoją starą miłość? Nigdy
nie wiadomo, kiedy znów się odezwie.
96 BURZLIWE MAA%7Å‚ECSTWO
- Mówiłem ci, że to przeszłość. Dlaczego ciągle do tego
wracasz? Ja słowem nie wspominam o Barrym.
- Nie potrafię być tak wyrachowana jak ty! Kiedy kocham
się z mężczyzną, nie chcę mieć poczucia, że zastępuję mu kogoś
innego!
- Nigdy nie myślę o tobie w ten sposób. I zapewniam cię, że
kiedy znajdziemy siÄ™ wreszcie w łóżku, w jednej chwili zapo­
mnisz o tym swoim Barrym.
- Cóż za zadziwiająca pewność siebie!
- Szkoda, że tobie jej brak.
Zamilkła, nie znajdując odpowiedzi na ten zarzut. Niedługo
ujrzeli światła Oakland. Dom stał na końcu szerokiej alei topolowej.
Była tu tylko raz, kilka dni po zaręczynach. Dom, a raczej
mały dworek, zrobił na niej ogromne wrażenie. Białe ściany,
solidne drewniane drzwi i swojsko dymiący komin sprawiały
wrażenie, że jest to miejsce stworzone do tego, by zamieszkała
w nim szczęśliwa rodzina z gromadką roześmianych dzieci. W
środku było równie miło. Randall zaprowadził ją na górę, gdzie
mieli zajmować dwie oddzielne sypialnie połączone wspólną
Å‚azienkÄ….
- Tu będziesz spała - powiedział i otworzył przed nią drzwi
sypialni.
ByÅ‚a ona utrzymana w szaro-srebrnej tonacji. Szafirowe za­
słony i nakrycie ogromnego łóżka były w nieco ciemniejszym
odcieniu.
- Jeśli chcesz zmienić kolory, daję ci wolną rękę.
- Może zostać, jak jest - powiedziała obojętnie.
- Dla mnie nie! - odparł z nieoczekiwaną złością i wyszedł,
głośno zamykając za sobą drzwi.
No, no, pomyÅ›laÅ‚a, wreszcie czymÅ› go poruszyÅ‚am! Ta Å›wia­
domość wprawiÅ‚a jÄ… w znakomity nastrój. Zaczęła rozpakowy­
wać swoje walizki.
Porozstawiała ulubione drobiazgi, dziwiąc się, jak szybko
BURZLIWE MAA%7Å‚ECSTWO
97
pokój nabrał bardziej osobistego charakteru, stał się przytulny.
Mimo to obecność Randalla w tym miejscu była wyczuwalna
niemal fizycznie. Nic nie mogło zmienić tego faktu.
Przebrała się w czarny jedwabny kostium, w którym miała
zjeść z mężem pierwszy wspólny posiÅ‚ek w ich domu. Nieocze­
kiwanie myśl o tym napełniła ją lękiem. Na widok Randalla nieco
się uspokoiła.
- Zawsze wkÅ‚adasz na wieczór elegancki garnitur? - Z iry­
tacją spojrzała na jego formalny strój.
- Dzisiejszy wieczór jest wyjątkowy, nie sądzisz?
- Nie. Ale jeśli chcesz, żebym włożyła balową suknię, będę
posłuszna.
- Wolałbym, żebyś okazała mi posłuszeństwo w innej sprawie.
- Ty jak zwykle o jednym!
- W tym wzglÄ™dzie niczym nie różniÄ™ siÄ™ od innych męż­
czyzn, chociaż ty jesteś cholernie pewna, że tak.
- Cholernie? Wielkie nieba, a cóż to za słowo w ustach pana
Pearsona?
- Prowokuj mnie nadal, a będę miał pretekst, żeby zabrać cię
na górę i dać porządną nauczkę!
- Chyba żar... - Urwała na widok jego zaciśniętych ze złości
warg. Wiedziała, że może przebrać miarkę.
- Znów przybrałaś ten wyraz twarzy pod tytułem  Nie cierpię
Randalla" - oznajmił, podając jej kieliszek szampana.
- Mylisz się. Zastanawiałam się tylko, jakie obowiązki będę
musiała spełniać jako twoja żona.
- Przyjmowanie goÅ›ci, oczarowywanie przyjaciół i prowa­
dzenie domu. Chyba dasz sobie radÄ™.
- Bez trudu. Ale na więcej nie licz.
- Obiecałem, że nie będę się narzucał i dotrzymam tego
przyrzeczenia.
Randall gestem zaprosił ją do jadalni. Była mniejsza niż w
Wideacres, ale i tak bez trudu mogła pomieścić trzydzieści osób.
BURZLIWE MAA%7Å‚ECSTWO
98
Stylowe meble pochodziły z Francji, a całość była utrzymana w
pastelowej tonacji, z przewagą delikatnej zieleni i różu.
- Masz Å›wietnÄ… kucharkÄ™ - pochwaliÅ‚a miÄ™dzy jednym a dru­
gim daniem.
- Cieszę się, że tak myślisz. Doskonale łączy nouvelle cuisine
z tradycyjną brytyjską kuchnią. Staram się jeść dużo nabiału i
unikać tłuszczu.
- Nie sądziłam, że tak dbasz o zdrowie.
- Uważasz, że to zle dbać o własne ciało?
Nie miała zamiaru kłócić się z nim, choć przyznanie mu racji
przyszłoby jej z największym trudem.
Po kolacji Randall poszedł jeszcze trochę popracować, a ona
oglądała telewizję. Przed pójściem do łóżka zamknęła drzwi,
swojej sypialni na klucz, choć czuła się przy tym głupio. Jakoś
nie mogła sobie wyobrazić, by Randall -jak w jakimś kiepskim
melodramacie - miał -się na nią rzucić.
Z czasem wciągnęło ją prowadzenie domu. Czuła się w nim
naprawdę dobrze. Pomyślała, że skoro na razie jest to także jej
dom, spróbuje odcisnąć na nim swoje piętno.
- MiaÅ‚byÅ› coÅ› przeciw temu, gdybym zmieniÅ‚a tu parÄ™ rze­
czy? - spytała któregoś sobotniego popołudnia, kiedy siedzieli
na werandzie, rozkoszując się wiosennym słońcem.
- Rób, co chcesz. To przecież także twój dom.
- Nieprawda.
- Powiedzmy, że nasz wspólny. - Obrzucił ją przeciągłym
spojrzeniem. - Przyzwyczaiłem się do twojej obecności i nie
chciałbym znów zostać w nim sam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire