[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tak naprawdę to nie wierzył, iż potrafię je obsługiwać.
Cały marzec i kwiecień przeżyłem w Hired Girl jak we śnie. Miałem do dyspo-
zycji wszelkie narzędzia badawcze, literaturę techniczną, niezastąpione katalogi
firmowe, podręczną bibliotekę,  Kreślarza Ralpha (wyrób Alladina, Hired Girl
nie produkowała automatów kreślarskich, choć sama używała najlepszych, jakie
były na rynku) i fachowe dyskusje z profesjonalistami  żyć nie umierać!
W najlepszej komitywie byłem z Chuckiem Freudenbergiem, zastępcą głów-
nego inżyniera ds. konstrukcji. Moim zdaniem tylko Chuck był konstrukto-
rem z prawdziwego zdarzenia, pozostali reprezentowali typ mechanika-naukow-
91
ca o wielkich ambicjach. Osoba młodego inżyniera, według mnie, potwierdzała
w całej rozciągłości słuszność starych poglądów na dobrego projektanta. Rzeczy-
wiście, był on kimś więcej niż tylko absolwentem politechniki z dyplomem w kie-
szeni, a wspaniały szkocki akcent dodawał mu niewątpliwie uroku. Gdy skłoniłem
go do szczerych zwierzeń, potwierdził moje zdanie na temat dzisiejszego stanu
firmy.
 Mac właściwie nie lubi nowości, najchętniej robiłby wszystko tak jak jego
dziadek.
 Skąd więc, u licha, wziął się na tym stanowisku?
Freudenberg nie znał szczegółów, ale podejrzewał, iż przed dwudziestu laty
 ze względu na oszczędności  nastąpiła fuzja Hired Girl i przedsiębiorstwa,
które produkowało automaty, wykorzystując moje patenty.
Przyjęto wspólną nazwę  Hired Girl , McBee zaś był prawdopodobnie wła-
ścicielem kontrolnego pakietu akcji.
Chuck i ja mieliśmy zwyczaj spędzać wieczory przy piwie, dyskutując o taj-
nikach pracy konstruktorów, potrzebach zakładu i innych sprawach. Z początku
wzbudzałem w nim ciekawość jako  śpioch . Doszedłem już dawno do wniosku,
że mnóstwo ludzi przejawia nienaturalne zainteresowanie hibernowanymi (jakby
co najmniej byli rarogami), dlatego rzadko przyznawałem się do trzydziestolet-
niego snu. Jednak Chuck fascynował się samym skokiem w czasie, a jego zainte-
resowanie było naturalną potrzebą człowieka, który chciał coś wiedzieć o dawno
minionym świecie, żyjącym w moich wspomnieniach jak coś, co zdarzyło się za-
ledwie wczoraj.
Jego przyjazń umożliwiła mi szybki powrót do społeczności nowoczesnych
konstruktorów. Z anielską cierpliwością analizował projekty nowych urządzeń,
którymi sypałem jak z rękawa, i studził mój zapał, kiedy przychodziłem do niego
z czymś, co dawno już zostało urzeczywistnione.
Któregoś kwietniowego wieczoru rozwodziłem się na temat automatycznej
sekretarki. Chuck po namyśle podniósł głowę.
 Dan, czy już zacząłeś pracować nad tym w naszej budzie?
 Co? Nie, jeszcze nie. . . Dlaczego pytasz?
 Czy podpisałeś umowę?
 Nie mam żadnej umowy. Curtis wpisał mnie na listę płac, Galloway ob-
fotografował i najął jakiegoś pismaka, który zadawał mi idiotyczne pytania. To
wszystko.
 Hmm. . . przyjacielu, radziłbym ci nie wychylać się z tym projektem, dopó-
ki nie będziesz wiedział, na czym stoisz. To jest naprawdę dobry pomysł i sądzę,
że masz szansę go zrealizować.
 Nie spojrzałem na sprawę z tego punktu widzenia.
 Zostaw to na jakiÅ› czas. Wiesz, jaka jest nasza firma. . . Zarabia i produkuje
solidne rzeczy. Ale wszystkie nowości z ostatnich pięciu lat pochodzą z licencji. Ja
92
nie zdołam pokonać upartego konserwatyzmu McBee a, ale ty możesz go obejść
i załatwić wszystko z wielkim szefem. W każdym razie teraz nie rób nic. . . jeżeli
nie chcesz, żeby firma zrobiła szmal na twojej naiwności i dała ci marne grosze.
Postąpiłem według jego rady. Kreśliłem dalej, ale wszystkie rysunki, które
uważałem za dobre, spaliłem  miałem je w głowie, były mi już więc niepo-
trzebne. Nie czułem się winny, w końcu firma nie zaangażowała mnie jako kon-
struktora, płacili mi za rolę maskotki reklamowej. Kiedy moja reklamowa wartość
spadnie do zera, otrzymam miesięczne wynagrodzenie, podziękowanie i wymó-
wienie. Ale wtedy będę już prawdziwym konstruktorem z opracowaną koncepcją
własnej firmy i gdyby Chuckowi zbrzydła praca w Hired Girl, miał u mnie zakle-
panÄ… posadÄ™.
Tymczasem Jack Galloway snuł wielkie plany o ogromnym reportażu w Life,
nawiązującym do artykułu sprzed lat trzydziestu, który opisywał prototyp  Dziew-
czyny na posługi . Jego zdaniem moja historia nie nadawała się do dzienników,
lecz dla czasopism ogólnokrajowego zasięgu. Life co prawda nie połknął haczy-
ka, ale Galloway sprzedał temat w kilku innych redakcjach i rozwinął szeroką
kampaniÄ™ reklamowÄ….
Dostałem sporo listów od rozmaitych dziwaków  najciekawszy od faceta,
który groził mi ogniem piekielnym za pokrzyżowanie boskiego planu wobec mo-
jego losu. Wyrzuciłem je wszystkie, myśląc, że gdyby Bóg miał jakieś obiekcje
co do mojego życia, nie dopuściłby do hibernacji. Poza listami nic nie niepokoiło
mojej cichej egzystencji.
Jednak w czwartek 3 maja 2001 zadzwonił telefon.
 Ma pan na linii panią Schultz. Aączyć?
Panią Schultz? Do diabła, obiecałem podczas ostatniej rozmowy z Doughtym,
że do niej zadzwonię. Ciągle jednak zwlekałem, ponieważ nie miałem najmniej-
szej chęci z nią rozmawiać. Byłem przekonany, że mam do czynienia z jedną
z tych zwariowanych damulek, które uganiają się za hibernantami i pytają o wra-
żenia.
No dobrze, winien byłem Doughty emu przynajmniej to, że nie odłożę słu-
chawki.
 ProszÄ™.
 Czy pan Danny Davis?
Telefon w moim pokoju nie miał ekranu, więc mnie nie widziała.
 Przy telefonie. Pani nazywa siÄ™ Schultz?
 Ach, Danny, kochanie, jak to wspaniale słyszeć znowu twój głos!
Nie odpowiedziałem od razu.
 Czyżbyś mnie nie poznał?  szczebiotała dalej.
Oczywiście, że ją poznałem. To była Belle.
Rozdział 7
Umówiłem się z nią na spotkanie.
Najpierw miałem szaloną chęć posłać ją do diabła i odwiesić słuchawkę. Już
dawno zrozumiałem, że szukanie zemsty byłoby dziecinadą. Pita nie mogła mi
wrócić, a gdybym rzecz potraktował serio, zgniłbym w więzieniu. Od czasu kiedy
przestałem poszukiwać Belle i Milesa, ani razu o nich nie pomyślałem.
Byłem jednak pewien, że Belle wie, gdzie jest Ricky, i dlatego zgodziłem się
na to rendez-vous.
Chciała, żebym zaprosił ją na kolację, ale odmówiłem. Nie dbam przesadnie
o niuanse savoir-vivre u, ale wspólna kolacja oznacza dla mnie spotkanie z przyja-
ciółmi, czego o Belle raczej nie mogłem powiedzieć. Zapisałem adres i obiecałem,
że przyjadę o ósmej wieczór.
Mieszkanie znajdowało się w taniej czynszowej kamienicy bez windy, w jed-
nej z dzielnic (La Brea Central), która nie została jeszcze przebudowana według
 Nowego planu . Już zanim zadzwoniłem do drzwi, nie miałem wątpliwości, że
Belle przeputała wszystko, co mi ukradła  inaczej nie mieszkałaby tutaj.
Gdy ją zobaczyłem, uświadomiłem sobie, że na zemstę jest już za pózno.
Upływający czas zrobił to za mnie, a ona sama dzielnie mu sekundowała.
Belle twierdziła, że ma pięćdziesiąt trzy lata, prawdopodobnie zaś dobiegała
sześćdziesiątki. Dzięki geriatrii i endokrynologii kobieta, która zechciała zatrosz-
czyć się o swoje ciało, mogła teraz wyglądać na trzydziestolatkę nawet z szóstym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire