[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miłości spojrzenie szwagra i zsunął rękę z ramion Jess.
- Gdzie jest Pete? - zwrócił się do Maca. Mac docenił gest i uśmiechnął się.
- Z babcią. Lubią przebywać ze sobą.
Jess roześmiała się swoim nieco rubasznym, zarazliwym śmiechem. Obaj mę\czyzni
uwielbiali ten śmiech.
- Ledwo skończył rok, a ju\ pruje jak błyskawica. Mama jest przera\ona. Przesyła ci
całusy - powiedziała. - Wiesz, \e nie lubi długich podró\y samolotem.
- Wiem. - Taj pochylił się nad ławką, \eby zapakować rakietę do torby. -
Rozmawiałem z mamą wczoraj wieczorem. Ani słowem nie wspomniała, \e przyjedziecie.
- Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę. - Jess wsunęła rękę pod ramię mał\onka. - Mac
uznał, \e Pary\ to idealne miejsce na drugi miesiąc miodowy.
Spojrzała czule na mę\a i przylgnęła do niego w mocnym uścisku.
- Chciałem, \eby odpoczęła od malucha przez dwa tygodnie. - Mac mrugnął
porozumiewawczo do Taja - Okazałeś się świetną przynętą. - Pochylił się i cmoknął Jess w
czubek głowy. - Pete to jej oczko w głowie.
- Och, przesadzasz - oburzyła się, ale w kącikach jej ust igrał dumny, macierzyński
uśmiech. - No, mo\e jest w tym trochę racji. Pete jest takim bystrym malcem!
Mac wyjął starą, wysłu\oną fajkę.
- Jess najchętniej wysłałaby go do Harvardu jeszcze w pieluchach.
- Dopiero w przyszłym roku - dodała skwapliwie Jess. - Ale mówmy o tobie, mistrzu
rakiety. - Spojrzała uwa\nie na brata. Co znaczą te podkrą\one oczy? Jess zastanawiała się
nad tym przez chwilę, a\ wreszcie uznała, \e szuka dziury w całym. W końcu miał za sobą
wyczerpujący mecz. - Martin jak zwykle będzie z ciebie dumny.
- Miałem nadzieję, \e pojawi się na zawodach. - Taj spojrzał w kierunku pustych
trybun. - Przed ka\dym meczem wypatrujÄ™ go na widowni.
- Chciałby tu być. Gdyby istniał jakiś sposób, \eby przeło\yć datę rozprawy. - Jess
zamilkła, ale po chwili uśmiechnęła się lekko. - Razem z Makiem będziemy reprezentować
rodzinÄ™.
Taj zarzucił torbę na ramię.
- Poradzicie sobie. Gdzie się zatrzymaliście?
- W... - Słowa ugrzęzły Jess w gardle, gdy spostrzegła smukłą blondynkę idącą na
przełaj przez kort. Podniosła dłoń do twarzy, jakby chciała odgarnąć z czoła niesforne
kosmyki. - To Asher - wymamrotała, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Taj odwrócił się
gwałtownie. Asher nie zauwa\yła ich, pochłonięta rozmową z Chuckiem, który, sądząc po ge-
stach, opisywał jej przebieg jakiegoś meczu.
- Tak - powiedział niemal szeptem. - To Asher. - Przypatrywał się liniom jej ciała,
subtelnie podkreślonym luznym dresem. - Nie wiedziałaś, \e tu jest?
- Wiedziałam, ale...
Jess była kompletnie zbita z tropu. Nie potrafiła opisać wra\enia, jakie zrobił na niej
widok Asher Wolfe, znów stojącej na korcie. W ułamku sekundy przemknęły jej przed
oczami minione lata. Zobaczyła zimne błękitne oczy, usłyszała stanowczy i opanowany głos.
Wówczas nie miała najmniejszych wątpliwości, co jest złe, a co dobre. Tamto wrześniowe
wydarzenie, które pociągnęło za sobą katastrofalną reakcję łańcuchową, ugruntowało tylko jej
opinię. Teraz nastąpił rozwód i Asher wróciła Jess poczuła, jak ciepła dłoń mę\a zaciska się
opiekuńczo wokół jej dłoni. Granica między dobrem i złem straciła wyrazistość.
Odwróciła się ku bratu i poczuła się jeszcze gorzej. Taj nie spuszczał oczu z Asher,
dosłownie chłonął ją wzrokiem. Czy\by nadal kochał tę kobietę? Jak by zareagował, gdyby
powiedziała mu, jaką rolę odegrała ona sama w tym, co zaszło trzy lata temu?
- Taj...
Oczy brata, barometr jego nastrojów, były ciemne i wzburzone. W jakiś sposób
ostrzegały siostrę, \eby nie zadawała \adnych pytań. Na pewno wrócą do przeszłości, kiedy
przyjdzie odpowiednia pora.
- Nadal piękna, prawda? - rzucił swobodnie. - Gdzie się zatrzymaliście? - Mac wybrał
romantyczne miejsce - odparła Jess, wcią\ oszołomiona.
- Poniewa\ ma osiemnaście lat i gra jak błyskawica w eliminacjach, narzekają na
niego tylko po kątach. - Chuck niedbale podrzucił piłkę, a kiedy do niego wróciła, ścisnął ją w
dłoni. - Nie miałbym nic przeciwko facetowi, gdyby nie był taką kanalią.
Asher zaśmiała się wyrozumiale, podbierając Chuckowi piłkę, gdy znów ją podrzucił.
- I gdyby nie miał osiemnastu lat - dodała z przekąsem.
- Daj spokój, ten gość chodzi w firmowej bieliznie.
- śółtodziób i tyle - podsumowała lekcewa\ąco Asher, puszczając oko do Chucka. -
Kiedy go pokonasz w ćwierćfinałach, poczujesz się lepiej. Młodość przeciwko doświadczeniu
- dodała beztrosko, choć powinna ugryzć się w język.
Chuck skrzywił się ironicznie i zauwa\ył.
- A ty grasz z Rayską. Mo\na powiedzieć, \e oboje jesteśmy starymi wyjadaczami.
Asher spochmurniała.
- Punkt dla ciebie - przyznała, wzdychając z rezygnacją.
- Ja tam zamierzam pokazać smarkaczowi, gdzie raki zimują - Chuck wypiął pierś i
uśmiechnął się szeroko. Podniósł prawą rękę i zgiął ją kilkakrotnie w znanym, nie-
przyzwoitym geście. - Je\eli skubańcowi się poszczęści, zostawię go na \er Tajowi.
Asher nerwowo odbiła piłkę, a gdy ta wróciła, zacisnęła ją w palcach, podobnie jak
Chuck. - Skąd wiesz, \e Taj przejdzie do finałów? - spytała szybko.
- To pewne jak w banku - stwierdził. - Ten rok nale\y do niego. Nigdy nie grał lepiej.
- Duma z osiągnięć przyjaciela, podszyta odrobiną zazdrości, dodała wypowiedzi mocy. -
Będzie zdobywał jeden tytuł za drugim, zobaczysz.
Asher nie odpowiedziała. Nawet nie kiwnęła głową, gdy Chuck próbował udowodnić
swoje racje, przytaczając co ciekawsze szczegóły z meczu eliminacyjnego Starbucka. Lekki
wiatr przynosił do jej stóp płatki kwiatów. Był wczesny ranek i korty Rolanda Garrosa
urzekały sennym spokojem. Echo uderzanych piłek było ledwie słyszalne. Za kilka godzin
czternaście tysięcy miejsc wokół pojedynczego kortu wypełni się ludzmi. Zrobi się gwarno,
zza trybun zaczną dobiegać odgłosy ruchu na autostradzie, oddzielającej stadion od Lasku
Bulońskiego.
Asher przyglądała się, jak wiatr trąca smutne gałęzie wierzby płaczącej, podczas gdy
Chuck kontynuował opowieść. W pierwszym tygodniu turnieju gry będą się odbywały przez
jedenaście godzin dziennie. W ten sposób nawet najbardziej nieudolni zawodnicy, którzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]