[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zupełnie nic wyznaje i miłknie, jakby coś sobie wła śnie
uświadomił. A co, ty coś dostałaś?
Maść na oparzenia przyznaję niemal nieśmiało. I jeszcze
trochÄ™ chleba.
Zawsze wiedziałem, że jesteś jego ulubienicą mamrocze Peeta.
Daj spokój obruszam się. Nie cierpi przebywać ze mną w
jednym pomieszczeniu.
Bo jesteście do siebie podobni zauważa. Puszczam jego słowa
mimo uszu, bo w pierwszej chwili mam ochotę obrazić Haymitcha, a
to nie jest dobry moment na zniechęcanie mentora.
Pozwalam Peecie zasnąć, bo i tak musimy zaczekać, aż wyschnie mu
ubranie, ale póznym popołudniem wolę dłużej nie zwlekać. Delikatnie
szarpiÄ™ go za ramiÄ™.
Peeta, musimy ruszać.
Chcesz iść? Wydaje się zmieszany. Dokąd?
Jak najdalej stąd. Może z biegiem strumienia. Poszukamy dla
ciebie dobrej kryjówki, żebyś mógł tam nabrać sił. Pomagam mu
297
się ubrać, ale zostawiam go na bosaka, będziemy brodzili po dnie.
Ciągnę go w górę, aby wstał, lecz gdy tylko opiera ciężar ciała na
nodze, jego twarz robi się biała jak kreda. Zmiało, dasz sobie radę.
Peeta nie daje sobie rady. Już po pięćdziesięciu metrach w dół
strumienia, które pokonał wsparty o moje ramię, wyraznie się chwieje.
Jestem pewna, że lada moment straci przytomność. Sadzam go na
brzegu z głową między kolanami i niezgrabnie klepię po plecach,
jednocześnie rozglądając się po okolicy. Najchętniej wciągnęłabym go
na drzewo, ale o tym mogę tylko pomarzyć. Nie jest jednak najgorzej.
W niektórych skałach powstały małe jamy. Wpada mi w oko jedna z
nich, na wysokości około dwudziestu metrów nad poziomem
strumienia. Gdy Peeta ponownie może wstać, częściowo go prowadzę,
częściowo niosę prosto do upatrzonej jaskini. W sumie wolałabym
poszukać lepszej kryjówki, ale ta musi mi wystarczyć, bo mój
sojusznik pada z nóg. Z jego twarzy odpłynęła cała krew, ciężko
dyszy i choć nadal jest bardzo ciepło, drży.
Na dno groty sypię warstwę sosnowych igieł, rozkładam na nich
śpiwór i pomagam Peecie wgramolić się do środka. Korzystając z jego
nieuwagi, wsuwam mu do ust parÄ™ tabletek i dajÄ™ wodÄ™ do popicia, ale
nie chce kompletnie nic jeść. Polem już tylko leży i wodzi za mną
oczami, kiedy przygotowuję coś w rodzaju zasłony z pnączy, aby
ukryć wlot jamy. Rezultat Jest mizerny. Zwierzę być może nie
zwróciłoby uwagi na naszą kryjówkę, ale człowiek momentalnie się
zorientuje, że coś jest nie tak. Zirytowana, rozwalam całą konstrukcję.
298
Katniss odzywa się Peeta. Podchodzę bliżej i odgarniam mu
włosy z oczu. Dzięki, że mnie znalazłaś.
Sam byś mnie znalazł, gdybyś był w lepszej formie. Ma
rozpalone czoło, zupełnie jakby lekarstwo nie skutkowało. Nagle
przeraża mnie nieoczekiwana myśl, że umrze.
Tak. Posłuchaj, gdyby nie udało mi się wrócić... zaczyna.
Nie mów tak. Nie po to wysączyłam z ciebie tę całą ropę.
Wiem. Ale tak na wszelki wypadek, gdyby mi się nie udało...
usiłuje kontynuować.
Nie, Peeta. Nawet nie chcę o tym myśleć. Kładę mu na wargach
palce, aby umilkł.
Ale ja...
Spontanicznie się pochylam i całuję Peetę w usta. Mam nadzieję, że w
ten sposób go uciszę. Ten gest i tak jest spózniony, bo rzeczywiście,
powinniśmy manifestować swoją szaleńczą miłość. Po raz pierwszy w
życiu całuję chłopaka, więc chyba powinno to na mnie zrobić
wrażenie. Czuję jednak wyłącznie nienaturalne, gorączkowe ciepło
jego warg. Odsuwam się i opatulam go śpiworem.
Nie umrzesz oświadczam. Zabraniam ci umierać.
Rozumiesz?
Rozumiem szepcze.
Wychodzę na chłodne, wieczorne powietrze, kiedy z nieba spływa
spadochron. Pośpiesznie rozplątuję przesyłkę w nadziei, że wreszcie
przysyłają porządne lekarstwo na chorą nogę Peety. W środku
znajduję jednak tylko garnek z gorącym rosołem.
299
Haymitch wysłał mi jasny sygnał. Jeden pocałunek równa się jedna
porcja rosołu. Niemal słyszę, jak mówi z przekąsem: Podobno się
kochacie, skarbie. Twój chłopak umiera. Daj mi coś, z czym mogę
wyjść do ludzi!"
Ma rację. Jeśli chcę utrzymać Peetę przy życiu, muszę ofiarować
widzom coś, czym się przejmą. Nieszczęśliwi kochankowie pragną za
wszelką cenę wspólnie wrócić do domu. Dwa serca bijące w jednym
rytmie. Romans.
Nigdy nie byłam zakochana, więc udawanie miłości to dla mnie
prawdziwe wyzwanie. Myślę o rodzicach. O tym, że ojciec nigdy nie
zapominał przynieść mamie upominków z lasu. Rozpromieniała się,
słysząc jego kroki u drzwi. Gdy umarł, omal również nie odeszła z
tego świata.
Peeta! mówię tym szczególnym tonem, który mama
rezerwowała wyłącznie dla ojca. Peeta znowu przysnął, ale budzę go
pocałunkiem. Z początku wydaje się zaniepokojony, ale uśmiecha się,
jakby był szczęśliwy, mogąc bez końca leżeć i wodzić za mną
wzrokiem. Pierwszorzędnie udaje.
UnoszÄ™ garnek.
Peeta, spójrz, co Haymitch ci przysłał.
ROZDZIAA 20
300
Nakłonienie Peety do wypicia rosołu wiąże się z godzinnymi
namowami, błaganiem, grożeniem, grozbami oraz a jak
pocałunkami. W końcu, drobnymi łyczkami opróżnia trunek, a ja daję
mu zasnąć, po czym zajmuję się sobą. Z wilczym apetytem pożeram
kolację złożoną z grzędownika oraz koi żeni i jednocześnie oglądam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]