[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dłoni kreśliło chwiejne, fantastyczne figury na ścianach korytarza.
Otwórz drzwi, dziewczyno mruknął ochryple. Wojownicy Xuthal czekają na nas,
a ja ich nie rozczaruję. Na Croma, to miasto jeszcze nie widziało takiej ofiary, jaką zaraz
zło\ę!
Wiedziała, \e jest półprzytomny. Zza drzwi nie dochodził \aden dzwięk. Wyjąwszy
świecący kamień z jego dłoni odsunęła rygiel i pociągnęła drzwi do siebie. Jej spojrzenie
padło na spód kotary ze złotogłowiu. Czując serce w gardle, odchyliła ją i wyjrzała ostro\nie.
Spoglądała na pustą komnatę, na środku której srebrzyście szemrała fontanna.
Cię\ka dłoń Conana spoczęła na jej nagim ramieniu.
Odsuń się, dziewczyno wymamrotał. Teraz przemówi stal.
W komnacie nikogo nie ma odparła. I jest tu woda&
SÅ‚yszÄ™.
Oblizał spieczone wargi.
Napijemy się przed śmiercią.
Wydawało się, \e oślepł. Wzięła go za zbryzganą czarnymi plamami rękę i przeprowadziła
przez kamienne drzwi. Szła na palcach, w ka\dej chwili spodziewając się, \e do sali wpadną
Strona 53
Howard Robert E - Conan ryzykant
\ółtoskórzy wojownicy.
Napij się, a ja będę stał na stra\y wymruczał.
Nie, nie jestem spragniona. Połó\ się przy fontannie, a ja przemyję ci rany.
A co z wojownikami Xuthal?
Co chwila pocierał ręką oczy, jakby chciał zetrzeć z nich mrok.
Nikogo nie słyszę. Wszędzie panuje cisza.
Z trudem osunął się na posadzkę i zanurzywszy twarz w krystalicznej wodzie pił, jakby
miał nigdy nie mieć dość. Kiedy podniósł głowę, w jego nabiegłych krwią oczach nie było ju\
szaleństwa i wyciągnął się na marmurowej posadzce tak, jak mu kazała, chocia\ nie
wypuszczał szabli z ręki i wcią\ rozglądał się wokół. Obmyła jego poszarpane ciało i owinęła
mu najgłębsze rany pasami oddartymi z jedwabnej zasłony. Wzdrygnęła się na widok jego
pleców: w miejscach, gdzie nie było ran, ciało było odbarwione, pstrokate, w sinoczarne i
\ółte plamy. Zajęta opatrywaniem ran, przez cały czas gorączkowo próbowała znalezć jakieś
wyjście z sytuacji. Jeśli zostaną tutaj, w końcu zostaną odkryci. Nie wiedziała, czy
Xuthalczycy przetrząsali pałac, szukając ich, czy te\ z powrotem zapadli w swoje sny.
Skończyła pracę i nagle zamarła. W szparze kotary zasłaniającej alkowę zobaczyła
skrawek \ółtego ciała.
Nic nie mówiąc Conanowi, podniosła się i cicho podeszła do kotary, ściskając w ręku
sztylet. Serce waliło jej jak młotem, gdy ostro\nie odsunęła zasłonę. Na ło\u le\ała młoda,
\ółto skóra dziewczyna, naga i pozornie bez \ycia. Tu\ obok posłania stał nefrytowy dzban,
prawie pełen dziwnego, złocistego płynu. Natala pojęła, i\ był to zapewne eliksir opisywany
przez Thalis, zapewniający siły i zdrowie zdegenerowanym Xuthalczykom. Nachyliła się nad
śpiącą i chwyciła dzban, trzymając ostrze wymierzone w pierś dziewczyny. Ta nie obudziła
siÄ™.
Zdobywszy dzbanek Natala zawahała się, uświadamiając sobie, \e bezpieczniej byłoby
mieć pewność, \e dziewczyna nie zbudzi się i nie podniesie alarmu. Jednak nie mogła zmusić
się do wbicia sztyletu Cymeryjczyka w pierś śpiącej i w końcu zasunęła z powrotem kotarę i
wróciła do Conana, który le\ał tam, gdzie go zostawiła, najwidoczniej tylko półprzytomny.
Nachyliła się i przytknęła mu naczynie do ust. Zaczął pić, najpierw odruchowo, pózniej z
nagle obudzonym o\ywieniem. Ku jej zdumieniu usiadł i wziął dzbanek z jej rąk. Kiedy na
nią spojrzał, jego oczy miały normalny, przytomny wyraz, jego rysy zdawały się odzyskiwać
normalny wygląd, a słowa nie były majaczeniem konającego.
Na Croma! Skąd to masz? Wskazała ręką.
Z tej alkowy, gdzie śpi jakaś \ółta hurysa.
Znów zanurzył usta w złocistym płynie.
Na Croma! rzekł z głębokim westchnieniem. Czuję, \e nowe \ycie i siły krą\ą jak
płynny ogień w moich \yłach! To zaiste prawdziwy eliksir \ycia!
Wstał, podnosząc z podłogi swoją szablę.
Lepiej wracajmy do tunelu zaproponowała nerwowo Natala. Jeśli zostaniemy tu
dłu\ej, mogą nas odkryć. Ukryjemy się, dopóki nie zagoją się twoje rany i&
O nie! przerwał jej. Nie jesteśmy szczurami, \eby kryć się w ciemnych norach.
Opuścimy to diabelskie miasto i niech nikt nie próbuje nas zatrzymać!
A twoje rany!? jęknęła.
Wcale ich nie czuję odrzekł. Mo\e ten likwor dał mi tylko złudzenie siły, lecz
przysięgam, \e nie czuję ani bólu, ani słabości.
Wiedziony nagłą myślą podszedł do okna, którego do tej pory nie zauwa\yła. Zerknęła mu
przez ramię. Chłodny wietrzyk rozwichrzył jej jasne loki. W górze było ciemne, aksamitne
niebo usiane gwiazdami. Wokół rozpościerała się bezkresna pustynia.
Thalis mówiła, \e to miasto jest jednym wielkim pałacem powiedział Conan.
Widocznie niektóre komnaty są niczym baszty na murach. Ta musi być jedną z nich.
Przypadkiem dobrze trafiliśmy.
Co masz na myśli? spytała, tęsknie spoglądając mu przez ramię.
Na tym stole z kości słoniowej stoi kryształowy dzban odparł. Napełnij go wodą i
owią\ szyjkę paskiem oddartym z zasłony, \eby było za co chwycić, a ja tymczasem podrę
kotarÄ™ na pasy.
Usłuchała, nie zadając \adnych pytań, a skończywszy zobaczyła, \e Cymeryjczyk
pospiesznie wią\e linę z długich, mocnych pasów jedwabiu i mocuje jeden jej koniec do nogi
potę\nego stołu.
Poszukamy szczęścia na pustyni rzekł. Thalis mówiła o oazie o dzień marszu na
południe i o zielonych łąkach za nią. Jeśli dotrzemy do tej oazy, zatrzymamy się w niej,
dopóki nie zagoją się moje rany. To wino było chyba zaczarowane. Jeszcze przed chwilą
Strona 54
Howard Robert E - Conan ryzykant
byłem prawie martwy, a teraz wróciły mi siły. Masz, zostało jeszcze tyle jedwabiu, \e mo\esz
się trochę okryć.
Natala zapomniała o tym, \e jest zupełnie naga. Ten fakt zbytnio jej nie martwił, lecz jej
delikatna skóra potrzebowała osłony przed pustynnym słońcem. Gdy owijała swoje gibkie
ciało kawałkiem jedwabiu, Conan podszedł do okna i niedbałym ruchem wyłamał miękkie,
złote kraty. Pózniej opasał liną biodra Natali, po czym, przestrzegając, by trzymała się liny
obiema rękami, wystawił ją za okno i powoli opuścił na ziemię. Gdy tylko rozwiązała pętlę,
Conan ściągnął linę i szybko spuścił na niej naczynia z wodą i winem, prosto w ręce Natali.
Pózniej na rękach opuścił się w ślad za nimi.
Gdy stanął u jej boku, Natala westchnęła z ulgą. Znajdowali się u stóp potę\nego, przeszło
dziesięciometrowego muru, nad głową mieli blednące gwiazdy, a wokół piaski pustyni. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]