[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyglądu miejsca, w którym mieszkał.
Znowu przypomniał sobie słowa Callie wyłączające namiętność z obszaru
zawodowych kontaktów. Tego wieczora własne mieszkanie wydało się Treyowi
szczególnie przygnębiające, choć właściwie nic się w nim nie zmieniło, odkąd
się wprowadził, Ciągle było tym samym du\ym, funkcjonalnym, ale
pozbawionym wyrazu wnętrzem, w którym zamieszkał, gdy opuścił rodzinny
dom w Wirginii.
Zadzwonił telefon i Trey z ulgą podniósł słuchawkę, wdzięczny losowi za
szansę oderwania się od ponurych myśli.
Mama? upewnił się.
Przyjedziemy z ojcem, \eby cię odwiedzić. Nie byliśmy jeszcze w
Pittsburghu, nie widzieliśmy twojego mieszkania ani szpitala. Nie masz chyba
nic przeciwko temu? spytała Laura Weldon.
Ale\ skąd? Cieszę się, \e was zobaczę odpowiedział Trey,
spoglądając na gołe, białe ściany mieszkania.
Ju\ sobie wyobra\ał reakcję matki na widok spartańskiego wnętrza. Mo\e
trzeba kupić kilka obrazów?
Szczęśliwym trafem nasi starzy przyjaciele odwiedzają krewnych w
Pittsburghu w ten sam weekend. John i Betsy Walshowie. Pamiętasz ich.
Trey nie był pewny. Nigdy nie spędzał zbyt wiele czasu ze znajomymi
rodziców. Zawsze wymawiał się od towarzyskich obowiązków brakiem czasu
spowodowanym natłokiem zajęć na studiach. Takiej wymówki u\ywał, ilekroć
rodzice oraz ich przyjaciele próbowali zapoznać go z odpowiednią panienką .
Nie ustawali w wysiłkach równie\ teraz, gdy wymawiał się
czasochłonnymi obowiązkami w szpitalu.
Pomyślał o Jacku Sheelym, który swobodnie opowiadał o zaletach i
zdolnościach córki. Przyszło mu do głowy, i\ jego matka zapewne podobnie
próbowała sprzedawać go kobietom, w których widziała kandydatki na
synowÄ….
Uśmiechnął się na myśl o tym, jak Callie próbowała zniechęcić ojca do
dalszych wynurzeń na wiadomy temat. Teraz wszystko wydało mu się zabawne
i pomysłowe. śałował, \e nie pośmiał się z nią z tego po wyjściu Jacka.
Zacisnął zęby, bo w głowie znowu zabrzmiały jej słowa. Przynajmniej
wspólny śmiech nie był zabroniony w stosunkach słu\bowych. Właściwie
powinien częściej śmiać się z Callie, a nie stroić kwaśne miny. Jimmy Dimarino
pewnie by się śmiał.
Wiosenny bal usłyszał słowa matki.
Co takiego? spytał, wracając do rzeczywistości.
Och, Trey, nie denerwuj mnie, wiem, \e nie lubisz tańczyć, ale
szwagierka Betsy, Anne, mówiła, \e wiosenny bal wspierany przez towarzystwo
pomocy szpitalowi to bardzo przyjemna impreza. Oczywiście ja i ojciec chcemy
pójść razem z Walshami oraz ich krewnymi, skoro ju\ będziemy w Pittsburghu.
Wierzę, \e mój przystojny syn te\ będzie nam towarzyszył.
Mamo, ja...
Betsy mówi, \e Anne zna kilka miłych dziewcząt, którym z
przyjemnością cię przedstawi. Mo\esz którąś zaprosić na bal i usiąść przy
naszym stoliku.
Randka w ciemno? Mam nadzieję, \e \artujesz. Tyle razy ci mówiłem,
co o tym myślę. Nic się nie zmieniło w moich poglądach.
Ale to nie byłaby randka w ciemno. Mógłbyś wcześniej poznać ka\dą z
tych dziewczyn, a potem którąś zaprosić na bal.
Co za pomysł!
Matka odpowiedziała cię\kim westchnieniem.
Muszę wreszcie powiedzieć ci prawdę. Skończyłeś trzydzieści jeden lat,
ja pięćdziesiąt cztery. Chciałabym doczekać się wnucząt ju\ teraz, a nie wtedy,
gdy będę za stara, by się nimi cieszyć.
Masz wnuka. Win i Parker Lee...
Mały jest uroczy i bardzo go kocham, ale chcę, by mój własny syn te\
miał dziecko.
Lepiej być ostro\nym z \yczeniami, mamo.
Trey pomyślał, \e matka nie ma pojęcia, jak niewiele brakowało, by
spełniło się jej marzenie. Kusiło go, by jej o tym powiedzieć.
Czy\by miało się zdarzyć to, o czym myślę? spytała Laura Weldon z
nadzieją w głosie.
Trey zdziwił się, i\ matka nie wydawała się zaszokowana taką
mo\liwością, więc nie zganiłaby go, gdyby okazało się, \e Callie oczekuje jego
dziecka i nale\y się z nią o\enić. Mo\e nawet byłaby zachwycona! To nie było
w stylu Weldonów, lecz przecie\ Laura nie urodziła się w tej rodzinie, tylko
weszła do niej dzięki mał\eństwu, a on razem z nią. Trey wziął głęboki oddech.
Nie potrzebujÄ™, byÅ› ty czy twoi przyjaciele umawiali mnie na randki
powiedział stanowczo, ale na matce nie zrobiło to wra\enia.
CoÅ› mi siÄ™ wydaje, \e masz ju\ jakÄ…Å› sympatiÄ™ i trzymasz to w
tajemnicy. Nie mogę się doczekać, by ją poznać. Uprzedzę Betsy Walsh, \e
przyjdziesz z niÄ… na bal.
Powiedzcie mi coś o wiosennym balu zwrócił się Trey do kolegów
następnego ranka, gdy spotkali się przed operacją w szpitalu.
Nie skierował tego pytania pod określonym adresem, lecz spojrzał na
Callie i spodziewał się, \e to ona udzieli informacji, gdy tymczasem wyręczyła
jÄ… Quiana Turner.
To doroczny bal urzÄ…dzany przez naszÄ… klinikÄ™. Zwykle wszyscy siÄ™ na
nim bawimy. Przecie\ pracował pan tu w zeszłym roku; nie wziął pan w nim
udziału?
Nie.
Dlaczego? spytała niewinnie Callie. Zwykle to świetna okazja do
tańca.
No i wspaniały bufet dodał Leo, próbując zachęcić szefa do wybrania
siÄ™ na tegorocznÄ… imprezÄ™.
Tylko Callie i Trey wiedzieli, \e te atrakcje nie stanowiÄ… dla niego \adnej
zachęty, więc oboje zaśmiali się cicho.
Moja \ona jest członkiem towarzystwa pomocy charytatywnej, które
współorganizuje bal. Oczekują du\ych zysków, które zostaną przeznaczone na
rozwój kliniki dodał jeden z anestezjologów.
To ciekawe, być mo\e w tym roku wybiorę się na ten bal oznajmił
Trey, z zadowoleniem notujÄ…c wyraz zdumienia w oczach Callie.
Zakończył wymianę zdań i skoncentrował się na zabiegu, który dziś
przebiegał w niezakłóconym rytmie, przerywany jedynie pytaniami studentów.
Kiedy operacja się skończyła, chirurg wrócił do przerwanej rozmowy.
Skoro dochód z balu ma posłu\yć klinice, myślę, \e powinienem wziąć
w nim udział stwierdził głośno.
Zamiast jak zwykle wyjść po zabiegu z sali operacyjnej, zatrzymał się
obok Callie i obserwował, jak dziewczyna udzielała wyjaśnień młodym adeptom
sztuki lekarskiej.
Rzeczywiście powinieneś pójść zgodził się Leo. Wszyscy się na ten
bal wybieramy. Mo\esz do nas dołączyć.
Naprawdę warto. Będzie świetne jedzenie zachęcała Quiana.
Przekonaliście mnie oznajmił Trey. Pójdę, jeśli wszyscy zgodzą się
tolerować w tańcu kogoś takiego jak ja, to znaczy faceta z dwiema lewymi
nogami.
Och, próbuje pan być skromny odezwała się któraś ze studentek, gdy
zabrano ju\ pacjenta do sali pooperacyjnej.
Callie obrzuciła ją uwa\nym spojrzeniem. Mimo maski i szpitalnego
czepka głos tej dziewczyny wydał się jej znajomy. Być mo\e była to ta sama
studentka, która ju\ kiedyś przymilała się do Treya. Pielęgniarka starała się nie
przywiązywać do tego wagi. Wokół doktora Weldona zawsze kręciły się jakieś
wielbicielki, lecz on był tak oddany pracy, \e wcale ich nie zauwa\ał.
Jest pan tak doskonale skoordynowany, i\ nie wierzę, by miał pan
kłopoty z tańcem ciągnęła studentka.
A jednak... rzekł lekarz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]