[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oddechu.
- Pewno łóżko jest niewygodne?
- Nie. Dobre. Chyba za dużo wrażeń.
75
RS
Oboje mówili szeptem, jak dzieci na koloniach, które nie chcą, by
weszła wychowawczyni i skarciła je za gadanie w czasie ciszy nocnej.
- Cage? - Użyła nazwiska, a nie imienia. Benjamin w ogóle do niego
nie pasowało. Było zbyt pospolite.
- SÅ‚ucham, Melanie?
- Wiesz, to świetna zabawa.
- Zabawa?
- Może poważna delegatka nie powinna tak mówić, ale nie mogę
znalezć lepszego słowa. Nigdy nie robiłam, takich rzeczy. Nigdy nie
płynęłam poduszkowcem, nie widziałam aligatora, nie chodziłam do
wychodka ani też nie wypiłam tyle alkoholu. To był po prostu
nadzwyczajny dzień - westchnęła cicho.
Kiedy nie odpowiedział, pomyślała, że chyba usnął. Wytężyła wzrok
i próbowała sprawdzić, ale było zbyt ciemno i leżał za daleko. Położyła się
na wznak i wtedy uświadomiła sobie, że właśnie tutaj, w tej prymitywnej
chacie w środku mokradeł, jest szczęśliwsza niż kiedykolwiek przedtem.
Zaniepokoiło ją to odkrycie. Przekręciła się na bok. Chyba czekała ją
bezsenna noc... Po chwili spała jak suseł. Jednym ruchem nogi zrzuciła
prześcieradło.
Gdy zapadła cisza, Cage powoli obrócił głowę i spojrzał w jej stronę.
76
RS
ROZDZIAA SIÓDMY
Obudził ją aromat świeżo zaparzonej kawy i skwierczenie kiełbasek
na patelni, znajome zapachy i dzwięki charakterystyczne dla niedzielnych
poranków w Georgii. Przeciągnęła się i ziewnęła smacznie.
- Dzień dobry.
Otworzyła szeroko oczy. Benjamin krzątał się przy kuchence
gazowej. To dzięki niemu unosiły się te boskie wonie. Włożył obcięte
dżinsy i nic poza tym. Szybko odwróciła wzrok od jego szerokich
opalonych pleców.
- Dzień dobry - wymamrotała. Mógł się przynajmniej przyzwoicie
ubrać. To było wprost nie do pomyślenia, by mężczyzna, którego ledwo
znała, paradował w jej obecności na wpół nago.
Gdy zaczęła w duchu oburzać się na jego zachowanie, spojrzała na
siebie i niewiele brakowało, by krzyknęła z przerażenia. Prześcieradło
leżało skopane i skręcone w nogach łóżka, a jej koszulka zadarła się aż do
żeber, odsłaniając pas golizny powyżej bardzo skąpych majteczek.
Usiadła szybko, obciągnęła koszulę i chwyciła szlafrok.
- Za pózno - roześmiał się Cage. Nawet nie odwrócił się od stołu. -
Już cię widziałem w negliżu. To chyba znaczy, że będziemy musieli wziąć
ślub.
Zaczerwieniła się jak piwonia i z wściekłością włożyła szlafrok.
Zaczęła szukać tenisówek, robiąc przy tym mnóstwo hałasu. Teraz dopiero
na nią spojrzał.
- Jeśli chcesz się umyć, to pamiętaj, że za pięć minut mamy
śniadanie.
77
RS
Wzięła neseser z kosmetykami oraz ręczniki i ruszyła na ganek.
Stanęła na pierwszym stopniu schodów. Znów znalazła się pod urokiem
dżungli, tym razem widzianej z wysokości. Poprzedniego dnia była zbyt
skoncentrowana na zupełnie nowych przeżyciach, by docenić piękno tego
widoku.
Ludzie handlujący nieruchomościami nie byliby zachwyceni -
żadnych malowniczych gór ani pięknych równin, ciągnących się po
horyzont. Jednak gęste listowie, rzucające cień na bujne poszycie, mogło
oczarować każdego miłośnika przyrody. Szukała wzrokiem zródła
ochrypłego krakania. Spojrzała na pobliską gałąz. Jaskrawozielony ptak
przycupnął na krawędzi gniazda. Pod opieką miał chude pisklęta z
rozdziawionymi dziobkami. Melanie nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- To zielona sójka. - Cage stanął za nią na ganku. - Strasznie hałasują
rano. Dziwiłem się, że nie obudziły cię wcześniej.
- Są piękne. - Odetchnęła głęboko czystym porannym powietrzem. -
Wszystko stÄ…d wyglÄ…da cudownie.
Czuła na sobie jego wzrok. Stanął obok. Zbytnia bliskość Beau
zawsze ją przytłaczała. Niepokoił ją nawet sposób, w jaki formułowała to
spostrzeżenie. W końcu Beau był jej narzeczonym. Niestety, kiedy do niej
podchodził, odnosiła wrażenie, że powietrze wokół staje się duszne. Teraz
gołe ramię Cage'a niemal jej dotykało i nie sprawiało jej to żadnej
przykrości.
- Chyba zakocham się w tym miejscu - powiedziała bez
zastanowienia.
78
RS
- Naprawdę? - spytał cicho. Właściwie było to raczej potwierdzenie
niż pytanie, jakby oczekiwał, że polubi Everglades, gdy tylko lepiej
przyjrzy siÄ™ okolicy.
- Niestety, tylko stąd - dodała. - Nadal boję się prawie wszystkiego,
co tu chodzi po ziemi.
- Jesteś bardziej bezpieczna w Everglades niż na ulicy
któregokolwiek wielkiego miasta na świecie. Tak jak wszędzie zagraża
nam jedynie człowiek. Tu nic się nie zmieniło od wieków. Na szczęście
nikt nie zdążył tknąć tego lasu. Widzisz mniej więcej to samo, co twoja
babcia.
Melanie ogarnęło podniecenie na myśl, że przecież tego dnia pozna
nieznane szczegóły z historii swojej rodziny. Jak na ironię wiązały się z
tym miejscem, które uważała za zupełnie obce i przerażające.
- Zniadanie prawie gotowe - cicho zauważył Cage. W tonie jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]