[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mam na myśli... czy musiałbyś wtedy opuścić to wspaniałe miejsce? - Z
rozmarzoną miną odgryzła kawałek orzechowego chleba z pasztetem i
przyglądała się mężczyznie.
Był naprawdę przystojny, w specyficzny, szorstki sposób. Zero uroku
osobistego, oczywiście, stwierdziła w duchu, wspominając, jak warknął na nią.
- Nie mogę uwierzyć, że możesz być aż tak wścibska - powiedział ze
zdziwieniem.
- Zadałam tylko zwykłe pytanie - stwierdziła z urazą. - Nie sądziłam, że
naruszam twoją drogocenną przestrzeń osobistą. Nic dziwnego, że nie możesz
znalezć sobie przyjaciółki od serca, ogrodniczki, która chciałaby z tobą dzielić
życie!
- 31 -
S
R
- Nie szukam przyjaciółki od serca, ani ogrodniczki, ani żadnej innej -
warknął, wspominając chłodną, wyrafinowaną prawniczkę, byłą dziewczynę,
Elizabeth. - I odpowiadam na zwykłe, choć niezwykle wścibskie pytanie, tak,
ten domek jest mój, niezależnie od mojego stanu cywilnego.
- Ojej... - Amy z żalem skończyła jeść ostatni rogalik. - Mimo to wydaje
mi się, że pod pewnymi względami... nie jest ci łatwo...
Wiedział, że powinien zignorować jej niejasną uwagę, a jednak...
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Cóż... - Wstała, rozejrzała się w poszukiwaniu zniszczonych sandałów,
które wyglądały, jak gdyby przeszły cały cykl prania i sprawiały wrażenie nie-
nadających się do użytku. Skierowała się ku drzwiom. - Nieważne - rzuciła
przez ramię. - Mam zamiar zostawić cię w spokoju, jeśli zechcesz pokazać mi
właściwy kierunek. Sądzę, że zdołam wrócić sama.
- Jest już za pózno, byś dołączyła do którejś z grup - powiedział.
Z jakiegoś powodu denerwowało go, że nie dokończyła tego, co
zamierzała powiedzieć. Miał wrażenie, że w ostatniej chwili zrezygnowała z
wyjawienia swoich myśli, ponieważ mu współczuła. Nikt nigdy nie współczuł
Rafaelowi Vivesowi.
Przynajmniej nie temu Rafaelowi Vivesowi, który żył w ekskluzywnym
świecie ludzi wyjątkowo bogatych, wyjątkowo potężnych i w związku z tym -
wyjątkowo poważanych.
- Wiem. - Przyglądała się uważnie sandałom, jak gdyby miała nadzieję, że
okażą się przydatne do noszenia. Ale nie. Delikatne paseczki, przypominające
jasnobrązowe spaghetti, były nieodwołalnie zniszczone. Wzięła obuwie do ręki,
westchnęła z rezygnacją i spojrzała na Rafaela. - Wszyscy wyruszyli o
dziewiątej trzydzieści. Spacer po złotym piasku, piknik na plaży... cóż, po co to
komu, jeśli może wśliznąć się do pustego domu i spędzić dzień w samotności
przy opustoszałym basenie? - stwierdziła zasmucona.
- 32 -
S
R
- Nie wydaje mi się, byś mogła wśliznąć się dokądkolwiek w tych butach
- odpowiedział i wargi mu drgnęły. - Obawiam się, że wrzuciłem je do pralki z
ubraniem, bo myślałem, że to załatwi sprawę.
- I miałbyś słuszność, gdyby były zrobione z materiału - uśmiechnęła się
powściągliwie. - Nie martw się.
Rafael podjął decyzje. Do diabła z pracą. Poczeka.
- No, chodz. Wezmiemy samochód.
Amy z ochotą przyjęła propozycję.
Znacznie trudniej było jej zaakceptować samochód, który czekał na nich,
kiedy w końcu doszli do drogi okrążającej rozległe tereny. Nie był to jakiś
zabłocony pojazd z napędem na cztery koła, lecz sportowy wóz o niskim
zawieszeniu, będący hołdem złożonym przez Rafaela lekkomyślności, której tak
brakowało w jego krańcowo kontrolowanym i zorganizowanym życiu.
- Nic nie mów - uprzedził, odblokowując zamek pilotem schowanym w
kieszeni spodni.
- Ani mi to w głowie. - Pozwoliła, by otworzył przed nią drzwi,
doceniając przejaw dobrego wychowania, do którego nie była przyzwyczajona, i
wśliznęła się do środka. Zwróciła się do niego z uśmiechem: - Chciałabym być
muchą na ścianie, kiedy w końcu spotkasz tę swoją ukochaną-ogrodniczkę, tę,
której rzekomo nie szukasz!
- Nie będę sobie zawracał głowy pytaniem, co masz na myśli, bo wiem, że
i tak mi to powiesz. - Ogarnęła go nagle beztroska, gdy samochód z rykiem
obudził się do życia i ruszył.
- Cóż, jeśli koniecznie chcesz wiedzieć... I proszę, oszczędz mi długiego,
nudnego kazania na temat naruszania twojej przestrzeni osobistej, skoro sam
pozwoliłeś, żebym powiedziała, co myślę. - Rafael rzucił jej z ukosa ironiczne
spojrzenie.
- Ale chciałabym cię zobaczyć, kiedy nadejdzie czas rozstania się z tym
sportowym wozem...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]