[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kłócić i spojrzeli na mnie ze zdumieniem, zupełnie jakby zapomnieli, że też tu jestem. -
Popatrzcie. Ktoś jeszcze był tu niedawno. Ktoś o wiele większy. Pewnie mężczyzna.
Balthazar nie wyglądał na przekonanego, ale Lucas się uśmiechnął.
- Chyba sam musisz to sprawdzić.
Dumna z siebie, rozejrzałam się po pokoju, szukając jakiegoś innego dowodu, że był
tu drugi wampir, ale nic nie zauważyłam. Za to dziwaczna kolekcja rupieci teraz wydała mi
się jeszcze bardziej niepokojąca. Charity była dziwna, więc można by pomyśleć, że ten drugi
wampir będzie normalniejszy. %7łe wprowadzi jakiś porządek. Tymczasem oboje mieszkali w
tym śmietniku.
- Nie jest sama - powtórzył powoli Balthazar.
- Powiedz mi, co cię bardziej martwi? - Lucas zaczął przeszukiwać szuflady, które
wydawały się puste. - To, że twoja siostra ma życie erotyczne, czy to, że jej kochanek pije
krew?
- Zastanów się, co powiedziałem. - Balthazar wstał z podłogi. - Jeśli Charity
sprowadziła tu kogoś, to mogła równie dobrze sprowadzić wszystkich. Cały swój gang. Swoje
plemiÄ™.
- Plemię? - Słyszałam czasami jakieś wzmianki o plemionach wampirów. Niewiele
wiedziałam na ten temat, ale nie brzmiało to dobrze. Powinnam była już wcześniej skojarzyć
gang z plemieniem.
- To znaczy, że co? Ze wszyscy są tutaj w miasteczku? Teraz? I... i wracają tutaj?
Lucas i Balthazar wymienili spojrzenia i Lucas chwycił mnie za ramię.
- Wracasz do Albionu - powiedział. - Balthazar i ja się tym zajmiemy.
- Co? Nie ma mowy, nie zostawiÄ™ was.
- On ma rację - przyznał Balthazar. - To będzie bardziej niebezpieczne, niż myślałem.
Nie jesteÅ› wojownikiem, Bianco.
- Dużo się nauczyłam. - Nie ruszyłam się, kiedy Lucas pociągnął mnie za ramię.
- Lekcje szermierki się nie liczą. - Balthazar pokręcił głową.
- Sama pomyśl - wtrącił się Lucas. - Jak często ja i Balthazar zgadzamy się w jakiejś
sprawie?
Nie podobało mi się to, ale mieli rację. Moje moce nie mogły się równać z mocami
prawdziwego wampira. Lucasa też nie, ale on był szkolony do walki, odkąd nauczył się
chodzić. Jeśli dojdzie do starcia z wampirami, zostaną rzucone na głęboką wodę. Właśnie
wtedy postanowiłam się uczyć, ile tylko będę mogła, stać się silna. Nie chciałam już nigdy
więcej odchodzić dla własnego bezpieczeństwa.
Ale to była przyszłość. Na razie mogłam się tylko wycofać.
- Chcecie, żebym zabrała samochód do miasta? - Przynajmniej nauczyłam się
prowadzić, pomyślałam cierpko. - Czy mam poczekać przy drodze?
- Tylko w mieście jest bezpiecznie - zdecydował stanowczo Lucas. Balthazar skinął
głową.
- Lucas powinien cię odwiezć, a potem wrócić. I lepiej zatrzyjmy po sobie ślady. -
Pochylił się i zdmuchnął świeczkę. W pokoju zapanowała ciemność.
W tej samej chwili dostrzegliśmy światło za oknem.
- Co... - Natychmiast ugryzłam się w język. Ktokolwiek stał na zewnątrz ze światłem
(świecą? latarką?), nie powinien mnie słyszeć. %7ładne z nas się nie ruszyło, a ja tak bardzo
wytężałam słuch, że napięłam wszystkie mięśnie. Dłoń Lucasa zacisnęła się na moim
ramieniu. Wymienili z Balthazarem spojrzenia. Balthazar położył dłoń na klamce i widać
było, że próbuje nad sobą panować. W słabym świetle wpadającym przez okno widziałam na
jego twarzy strach i nadziejÄ™.
Otworzył drzwi. Nie rzuciło się na nas dwudziestu oszalałych zabójców. Do środka
wpadł tylko mrozny podmuch wiatru. Wytężając wzrok, w ciemnościach rozpoznałam
Charity.
Miała na sobie dwa różne buty i długi, znoszony płaszcz z szarej wełny, połatany i
pozszywany milion razy. Jej długie, jasne włosy były rozpuszczone i powiewały na wietrze.
W jednej ręce Charity trzymała latarkę; przed zimnem chroniły ją tylko cienkie rękawiczki
bez palców.
- Balthazar? - spytała cicho, a jej głos wydał mi się bardziej dziecinny niż wcześniej.
- Charity. - Choć Balthazar szukał jej od tak dawna, wydawało się, że nie potrafi do
niej podejść i sam nie jest pewien, co powiedzieć. - Wszystko z tobą w porządku?
Wzruszyła ramionami. Spojrzenie ciemnych oczu zatrzymało się na Lucasie.
- Dziwne towarzystwo sobie wybierasz.
- Nie jestem na służbie - wyjaśnił Lucas z uśmiechem. Nie był to dobry moment na
żarty, więc pacnęłam go w ramię. Spojrzał na mnie z wyrzutem, ale się zamknął.
- Dziewczynę jeszcze rozumiem - powiedziała Charity. - Jest taka podobna do biednej
Jane.
Twarz Balthazara pobladła.
- Nie wymawiaj tego imienia. Kim była Jane?
- Zledziłeś mnie. - Cofnęła się o krok i opuściła rękę z latarką światło padało teraz na
jej stopy i głęboki śnieg. - Chcę, żebyś przestał.
- Przestanę, jak wrócisz do domu.
- Do domu? A gdzie jest dom? Kiedyś mieszkaliśmy tutaj, ale to było bardzo dawno
temu. - Charity odgarnęła z twarzy kosmyki włosów gestem, jaki czasami wykonują ludzie,
kiedy bardzo starają się nie rozpłakać. - Nawet mnie nie proś, żebym wróciła do Akademii.
Wiesz, co myślę o tej kobiecie.
Lucas i ja spojrzeliśmy na siebie.
Balthazar zszedł po frontowych schodach, a Charity cofnęła się o kilka kroków.
Gdybym nie znała sytuacji, pomyślałabym, że się go boi.
- Możemy znalezć jakieś inne miejsce - powiedział. - Uda się nam. Liczy się tylko to,
że jesteśmy razem. Charity, tęsknię za tobą.
Wbiła wzrok w zamarzniętą ziemię.
- Ja za tobą nie tęsknię.
Te słowa zabolały Balthazara tak, że aż się zachwiał. Położyłam rękę na jego
ramieniu. Nic innego nie mogłam zrobić, żeby go pocieszyć. Lucas patrzył, ale nie powiedział
ani słowa.
- Zbyt wiele mi przypominasz - powiedziała Charity. - Przypominasz mi, jak to jest
być żywą. Kiedy blask słońca jest czymś, czym można się cieszyć, a nie co trzeba znosić.
Oddychać, zmieniać się, budzić, a nie tylko kręcić w miejscu bez końca, powtarzając
bezużyteczne nawyki, które dręczą cię i przypominają kim kiedyś byłeś. Wzdychać i
odczuwać ulgę. Płakać i pozwolić, żeby smutek minął, a nie gromadzić to wszystko w sobie
na zawsze. Stawać się coraz bardziej poplątanym, aż w końcu przestajesz wiedzieć, kim
naprawdÄ™ jesteÅ›.
- Ja wiem, kim jestem - rzekł Balthazar. Pokręciła głową.
- Nie, Balthazarze. Nie wiesz.
- Obiecaj mi przynajmniej, że porzucisz plemię. - W jego głosie pojawiła się nuta
kapitulacji, a ja zdałam sobie sprawę, że cierpię razem z nim. - Dopóki się z nimi zadajesz,
zagraża ci Czarny Krzyż.
Charity zmierzyła wzrokiem Lucasa.
- Dopóki ty zadajesz się z Czarnym Krzyżem, zagraża ci moje plemię. A więc
skorzystaj z rady, zanim sam zaczniesz ich udzielać. I wynoś się stąd. Już teraz.
- Charity, nie mogę cię tak zostawić. Nagle ogarnął mnie lęk.
- Powiedziała  już teraz . Oboje spojrzeli na mnie.
- Co takiego? - spytał Lucas.
Wyczułam to, zanim zdążyłam sobie uświadomić, poczułam gdzieś w głębi umysłu.
- Oni tutaj są. Obserwują nas. Myślę, że powinniśmy już iść. Charity uśmiechnęła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire