[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bość, całkowite umysłowe i fizyczne wyczerpanie. Zwiatło lampy wydawało się słab-
nąć. Mdły, żółty blask rozświetlał czarną wodę zaledwie w promieniu kilku stóp. Reg
rozglądał się bacznie, wytężał oczy, ale nie widział nic oprócz kilku nitek gnijących,
martwych wodorostów.
Judy. . . Judy!
W ciszy, słyszał tylko walenie swego serca.
Pływał dookoła, uświadamiając sobie daremność krzyków, które głuszyła woda. Był
tak zmęczony, że pływanie stawało się prawie zbyt wielkim wysiłkiem. Najchętniej
pozwoliłby, by woda go unosiła. Poza kręgiem światła, nie było nic oprócz czerni.
90
Zastanowił się, jak głęboko mogło leżeć ciało. Nie chciał doszukiwać się tu niczego
przerażającego. Miał jakieś dziwne, erotyczne fantazje, zbyt intensywnie myślał o Judy,
co doprowadziło go do stanu podniecenia. W tych okropnych głębiach wszystko wyda-
wało się tak rzeczywiste. Przebywał samotnie w swym własnym świecie, dość realnym,
by myśleć, że naprawdę widział swoją przyjaciółkę, dość realnym, by doprowadzić go
do orgazmu. I nadal było to bardzo realne.
Do diabła, ta suka zwodziła mnie pomyślał. Nienawidzę jej za to. Jest tanią
kurewką i kiedy mija fizyczne pożądanie, nic nie zostaje . Chciał wrócić do domu, prze-
lecieć ją, bo tylko tego była warta i potem niech pakuje manatki. Jeśli będzie protesto-
wała kopniak w dupę i za drzwi. Kiedyś wydawało mu się, że jest w niej zakochany.
To był tylko dowód na to, że jeśli dziewczyna jest dobra w łóżku, on staje się ślepy na
wszystko inne. Zadrżał, poczuł furię, którą musiał na kimś wyładować.
Nagle przypomniał sobie, że przecież miał szukać ciała. Nie widział go. A musia-
ło być dzieciak wjechał motocyklem prosto w wodę. Motor pewnie opadł na dno,
przygniatając trupa. Dosyć tego stwierdził.
91
Ruszył w górę, czując jednocześnie, że tlen mu się kończy. Butla musiała być nie-
szczelna, bo przebywał pod wodą najwyżej dwadzieścia minut. Ogarnęła go ulga, kiedy
czerń nad jego głową nabrała zielonkawego odcienia i wypłynął na powierzchnię, kie-
rując się do brzegu. Nie miał prawie sił, by dowlec się do lądu. Serce waliło mu tak, że
przez moment obawiał się, by nie dostać zawału. Potem uczucie to minęło, zaciągnął
się świeżym powietrzem, patrząc w górę na pochylone nad nim niespokojne twarze.
Gdzie do diabła, byłeś, Bradburn? twarz inspektora była napięta, a głos ostry.
Chcieliśmy wzywać kolejnego nurka, by zszedł i cię poszukał. Myśleliśmy, że w coś
się zaplątałeś.
Nie. Reg Bradburn pomyślał jak dziwnie brzmi jego własny głos. Tam nie
ma żadnej roślinności. Ani śladu życia. To martwe miejsce.
Nie było cię prawie godzinę. Takie nurkowanie nie powinno trwać dłużej, niż
dwadzieścia minut.
Godzinę! niedowierzanie odmalowało się na twarzy Bradburna. Nie wie-
rzę!
92
Pięćdziesiąt pięć minut, by być precyzyjnym. Umundurowany sierżant spraw-
dził zegarek. Tlen musiał ci się kończyć.
Znalazłeś ciało? inspektor ukląkł na jedno kolano, minę miał oskarżycielską.
Stracili już dosyć czasu.
Nie. Bradburn opuścił wzrok. Nie znalazłem. Nie ma go tam.
Oczywiście, że jest na dnie oficer policji nie mógł ukryć irytacji. Dzieciak
wjechał prosto w wodę. Nawet jeśli ciała tam nie ma, musi być motor. Nic nie znika bez
śladu.
Nic tam nie ma, ani motoru, ani ciała. Jeśli nie jesteś zadowolony, znajdz innego
nurka. Nie jestem cholernym gliną, dzięki Bogu.
Ale jeśli nie ma tam roślinności, nie powinno być trudności ze znalezieniem ciała
i motoru. Oczy detektywa zwęziły się. Jesteś pewien, że zszedłeś na samo dno?
Nie jestem!
Nie jesteś?
Nie, bo tam nie ma dna, czy wierzysz mi, czy nie. Ssący Dół jest bezdenny, jak
to wszyscy wiedzą.
93
To absurd. Policjant wyprostował się. %7ładen zbiornik nie może być bezden-
ny, to niemożliwe. Ale, jeśli nie chcesz nurkować na samo dno Bradburn, nie możemy
cię zmuszać. Lepiej się ubierz. Zwrócił się do umundurowanego mężczyzny u swego
boku. Jutro wybagrujemy to miejsce, sierżancie. Dopilnujcie, by dostarczono nam
pogłębiarkę. Obalimy wszystkie lokalne przesądy. Pózniej ponownie je zasypiemy, tym
razem na zawsze!
Reg Bradburn miał dziwne uczucie, jakby rozdzielił się na dwie osoby, z których
jedna obserwowała ruchy drugiej. Zdawało mu się, że przygląda się sobie jak komuś
obcemu. Może to początek grypy. Może nie mógł wyzwolić się z podwodnych halucy-
nacji. Kiedy dojeżdżał swym wozem do centrum, poczuł ponowną erekcję. Przeklinał
Judy, powtarzał wszystkie grozby, które przyszły mu do głowy w głębiach Ssącego Do-
łu.
Zaparkował samochód przy krawężniku, wysiadł zatrzaskując drzwi. Erekcja trwała
nadal, członek napierał twardo, jakby chciał przebić sztruksowe spodnie. Reg prawie
biegł krótką, betonową ścieżką, otworzył tylne drzwi. Gdzie, do diabła jest ta suka!
szeptał.
94
[ Pobierz całość w formacie PDF ]