[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dobrze, mów dalej - prędko wtrąciła się Indra. - Rozumiem.
- Poszłam razem z nim, Indro. Nie stawiałam żadnego oporu. Wydaje mi się, że
rzucił na mnie jakiś czar.
- Na pewno tak właśnie było - pocieszyła ją przyjaciółka.
- A w lesie... On chciał mnie uwieść, a ja na to pozwoliłam, sama tego chciałam!
- Sądzę, że przekleństwo Griseldy miało w tym swój udział.
- Och, dziękuję ci, że to mówisz, ja też tak sądzę. Nie mam takiego fioła na
punkcie mężczyzn, jakiego przejawiałam ostatnio. To nie byłam ja.
- Wiem o tym. A potem przybyliśmy my i uratowaliśmy cię od  losu gorszego od
śmierci . Ale co w tym wszystkim było takie straszne? Na razie cała twoja
opowieść brzmi bardzo romantycznie.
165
- Och, nie masz pojęcia, co było potem! - jęknęła Elena drżącym głosem. - On się
zmienił.
Teraz ciarki przeszły Indrze po plecach.
- Jak to?
Elena przełknęła ślinę.
- Akurat wtedy, kiedy już miał  wziąć mnie w posiadanie ... Ach, Boże, co to za
wyrażenie! Właśnie wtedy pokazał swe prawdziwe oblicze. Ja nic nie widziałam,
bo w lesie było ciemno jak w grobie, ale poczułam. Jego twarz, ręce, cale ciało
zmieniły się w coś potwornego, czułam, jak wyrastają mu kły, jak usta wykrzywiają
się pod kościstymi policzkami, palce przemieniają w szpony niczym u drapieżnego
ptaka, czułam każdą kostkę w jego ciele... To było straszne, nie potrafię tego
opisać, nie mam siły.
- I wcale nie musisz. Tak, tak, Jaskari, idziemy! Przestań już marudzić.
Przyspieszyły nieco kroku, Indra nie wypuszczała ręki Eleny. To była dobra
pociecha.
Nad straszliwie pięknym jeziorem zostali trzej reprezentanci białej magii. Las
jakby chciał zawładnąć nimi czarodziejską mocą, czuli presję jakiejś siły, która
chciała rzucić ich na kolana, a przynajmniej stąd odgonić. Ram pozostawał bierny,
to nie była jego walka.
- Usiłuję znalezć jakieś skuteczne zaklęcie - mruknął Móri.
- To będzie trudne - odparł jego syn. - Ciemność nie tak łatwo jest zwalczyć.
- To prawda - przyznał Marco zamyślony. - Nie mogę przestać myśleć o tych
ludach, z których on uczynił swoich niewolników. Jak zdołał tego dokonać?
Wątpię, by opuszczał to miejsce.
- Masz rację. W jaki sposób ulegli jego wpływowi?
- Jeśli o mnie chodzi, najbardziej interesują mnie te białe kwiaty - stwierdził Dolg.
- Wiesz już, czym one są? - spytał Marco.
- Mam swoje podejrzenia, ale nie chcę nic robić, dopóki zła moc nie zostanie
166
unieszkodliwiona.
- Właściwie to niesłuszne określać Ciemność mianem złej - zaprotestował Móri. -
Choć w istocie może być.
- Wydaje mi się, że tutaj przekroczyła swoje prawa - powiedział Marco. -
Ciemność ma wiele twarzy, tym razem pokazała o jedną za dużo.
- Nie o jedną, o kilka - odparł Móri cierpko. - Elena była bliska szaleństwa ze
strachu, podejrzewam, że miała okazję oglądać oblicze Ciemności od najgorszej
strony.
- Podobnie jak te białe kwiaty - rzekł Dolg, najbardziej przejęty właśnie nimi. - One
są przesycone tęsknotą, smutkiem i żalem.
Podszedł do jednego z kwiatów i lekko dotknął go ręką. Kwiat niczym w podzięce
pochylił się w jego stronę, jakby z oddaniem i nadzieją.
- Uczynię, co w mojej mocy - szepnął. - Zaczekajcie jeszcze trochę.
Marco i Móri wciąż dyskutowali.
- Nie ma żadnego sensu pytać tych niewolników o radę - oświadczył Marco. - Im
wszystkim, używając współczesnego określenia, wyprano mózgi. Pytaniem
pozostaje jedno: w jaki sposób on do nich wszystkich dotarł?
Akurat w tej chwili wylądowała gondola, wysiedli z niej Goram, Lilja i Berengaria.
- Prędko wam poszło - zauważył Móri.
- Bo to był błyskawiczny wypad - wyjaśnił Goram. - Znalezliśmy jeszcze trzy
podobne osady, to wszystko.
- Dobrze, a gdzie tamci?
- Wysadziłem Elenę przy wejściu do Królestwa Zwiatła. Za nic nie chciała puścić
ręki Indry, Jaskari został z nimi jako lekarz, bo Elena nie mogła odzyskać
równowagi. Posiłki są już w drodze. Rok wysłał niemal cały korpus Strażników.
- Ojoj! - zdumiał się Ram. - No cóż, może będą potrzebni, nie wiem. W każdym
razie cieszę się, że Indra jest w bezpiecznym miejscu.
Goram uśmiechnął się lekko.
- Ona nie jest tym szczególnie zachwycona. Wolałaby być tutaj.
167
- O tym wiem - roześmiał się Ram z czułością. - Ale trudno przewidzieć, co się
teraz zdarzy.
Goram, szlachetny i cnotliwy rycerz, spytał:
- A co poczniemy z Lilja i Berengarią? Ich nie zdołałem się pozbyć.
- Niech siedzą w gondoli, jakiekolwiek inne rozwiązanie jest nie do przyjęcia. No,
są dodatkowe oddziały.
Rój gondoli wylądował na trawie wokół jeziorka i na drodze. Dolg bardzo pilnował,
by nikt nie zbliżał się do kwiatów. Dziewczęta bezlitośnie wepchnięto z powrotem
do pojazdu, chociaż bardzo się opierały.
Marco spytał Gorama:
- Zdążyłeś się przypatrzeć temu ciemnemu lasowi tutaj?
Odpowiedział mu jakiś inny Strażnik:
- Przelatywaliśmy nad nim. To nieopisana plątanina i gąszcz koron drzew, a pod
nimi wydaje się panować kompletna ciemność. To straszne - dodał, wzdrygając
się mocno.
- Czy to jest duży obszar?
- Duży. Mniej więcej pięćset arów.
- A więc to jest dopiero skraj?
- Oczywiście, ten teren rozciąga się aż do ciemnej doliny za pasmem gór.
Sięga do krainy gumowych stworów! Popatrzyli na siebie, nic nie mówiąc.
- To wyjaśnia, w jaki sposób on zdołał ich dopaść - powiedział Móri. - Tamte
okolice są dostatecznie ciemne, by się poruszać niepostrzeżenie.
- Owszem - przyznał Marco. - Ale w jaki sposób zdobył kontrolę nad innymi?
Goramie, jak daleko leżą te trzy inne osady, które widzieliście?
- Wcale nie tak daleko. Bardziej w stronę Gór Czarnych, choć one tu na południu
tak daleko nie sięgają. Ale leżą mniej więcej na tej samej szerokości, jeśli
rozumiesz, o czym mówię.
Marco kiwnął głową.
- Czy możemy założyć, że najpierw zdobył władzę nad tymi gumowymi stworami,
168
a potem nakazał im zaatakować okoliczne osady i sprowadzić ich mężczyzn tutaj?
- Nie tylko mężczyzn - cicho powiedział Dolg.
- To bardzo prawdopodobna teoria - przyznał Móri. - No cóż, czy plan ataku jest
już przygotowany? Macie ze sobą narzędzia, chłopcy?
Strażnicy byli gotowi. Wznosili już wysokie rusztowanie dla Zwiętego Słońca. Inni
trzymali w rękach piły.
- Pięćset arów to dużo do ścięcia - zauważył Móri niepewnie.
- Oni tylko trochę przerzedzą ten las - wyjaśnił Ram.
- Ale w jaki sposób zdołają rozdzielić splątane korony drzew? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright 2016 Moje życie zaczęło się w dniu, gdy cię spotkałem.
    Design: Solitaire