[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się spózni. Poprosił dziewczynę, żeby przełożyła
dwa poranne spotkania na inny termin. Nie powie­
dział ani jednego ciepłego słowa, nic, zupełnie jakby
rozmawiał z obcym człowiekiem.
Około wpół do dziesiątej przyszedł Damian.
Stanął w progu, jakby sprawdzał, czy aby na pewno
nie pomylił pokoi.
PORA NA ZLUB 109
- Evan przyjdzie o jedenastej - wytłumaczyła
szefa Mary Jo.
- Tak, wiem. - Jak na pewnego siebie człowieka
Damian zachowywał się zadziwiająco niepewnie.
- Chciałem się zobaczyć z tobą, nie z Evanem.
- Ze mnÄ…? Dlaczego ze mnÄ…?
- Evan wpadÅ‚ do nas wczoraj wieczorem - Da­
mian patrzyÅ‚ na niÄ… życzliwie. - ByÅ‚ zupeÅ‚nie zaÅ‚a­
many i taki...
- ObolaÅ‚y - dokoÅ„czyÅ‚a za niego Mary Jo. Dos­
konale znała uczucia Evana, bo sama czuła się
dokładnie tak samo.
- Nie wiem, czy nasza rozmowa w czymkolwiek
pomoże, mimo to postanowiłem spróbować. Mój
brat pewnie nie chciałby, żebym wtrącał się w jego
życie osobiste, ale on raz też coś podobnego dla mnie
zrobił, więc jestem mu to winien. Przyszedłem ci
powiedzieć, że Evan naprawdę cię kocha.
- Wiem - Mary Jo z trudem wydusiła z siebie to
krótkie słowo. Ona też naprawdę kochała Evana.
- Z tego, co Evan nam wczoraj mówiÅ‚, wywnio­
skowałem, że chce zrezygnować z kandydowania do
rady miejskiej. PowiedziaÅ‚ nam także, dlaczego pod­
jął taką decyzję. Ja, oczywiście, uszanuję każdą jego
decyzjÄ™...
- Ale? - przerwała Mary Jo.
- Ale gdyby rzeczywiście się wycofał, byłaby to
ogromna strata.
- Nie dopuszczę do tego - odrzekła Mary Jo
z kamiennym spokojem. - Kocham Evana i chcÄ™ dla
niego wszystkiego, co najlepsze. Niestety, ja nie
jestem dla niego najlepsza.
- On tak nie uważa, Mary Jo. Ja zresztą też nie.
110 PORA NA SLUB
- Gdzie on teraz jest? - zapytała. Uznała, że nie
będzie roztrząsać z Damianem tego, czy ona jest, czy
też nie jest odpowiednią partią dla Evana.
- Rozmawia z rodzicami.
Z rodzicami, pomyÅ›laÅ‚a. Matka na pewno ot­
worzy Evanowi oczy lepiej niż ktokolwiek na
świecie.
- Oboje musimy dać sobie trochÄ™ czasu do za­
stanowienia - mruknęła Mary Jo. - Nie wiem, jak
ci dziękować za to, że tu przyszedłeś. Wiem, że
zrobiłeś to ze szczerego serca, ale... Zrozum, to co
się teraz dzieje między mną a Evanem, to wyłącznie
nasza sprawa.
- Wprawdzie nie prosiÅ‚aÅ› mnie o radÄ™ - powie­
dział Damian - ale ja i tak ci jej udzielę. Nie
poddawaj siÄ™ zbyt Å‚atwo.
- To ci mogę obiecać.
Evan przyszedł do biura zaraz po jedenastej.
Mary Jo siedziała przy biurku i przeglądała pocztę.
Na jego widok zerwała się z miejsca. Chciała się
przywitać, ale on spojrzaÅ‚ na niÄ…, jakby byÅ‚a po­
wietrzem.
- Nie potrafiÄ™ walczyć z wami dwiema - po­
wiedział, po czym wszedł do gabinetu i zamknął
za sobÄ… drzwi.
Mary Jo wszystko zrozumiała. W głębi duszy
ośmieliła się mieć nadzieję, że jeśli Evan nie ugnie się
po rozmowie z rodzicami, to oni oboje majÄ… jeszcze
jakąś szansę. Niestety, ugiął się. Wystarczyło na
niego spojrzeć, żeby siÄ™ zorientować, że jest zrezyg­
nowany i rozżalony. Rodzice zdołali wytłumaczyć
mu to, czego jej się nie udało.
PORA NA ZLUB 111
Z powrotem usiadÅ‚a przy biurku. NapisaÅ‚a poda­
nie o zwolnienie z pracy, podpisaÅ‚a, po czym za­
dzwoniła do agencji prosząc, żeby po południu
przysÅ‚ano sekretarkÄ™, która jÄ… zastÄ…pi. Potem zapu­
kała do drzwi gabinetu Evana i weszła, nie czekając
na zaproszenie.
- Czy coś się stało? - zapytał.
Z trudem powstrzymując łzy Mary Jo położyła
mu na biurku pojedynczÄ… kartkÄ™ papieru.
- Co to takiego? - Evan popatrzyÅ‚ to na dziew­
czynę, to na leżący przed nim świstek.
- ProÅ›ba o zwolnienie z pracy. Za godzinÄ™ przy­
jdzie dziewczyna, która mnie zastąpi. Przekażę jej
wszystko, zapoznam z kancelariÄ… i jej funkcjono­
waniem.
Właściwie oczekiwała jakiegoś sprzeciwu, ale szef
nawet się nie odezwał.
- %7łegnaj, Evan - wyszeptała. Przez załzawione
oczy ledwo widziała tak dobrze znane rysy twarzy
ukochanego.
skany: anula
przerobienie AScarlett
ROZDZIAA DZIEWITY
Przez dwa tygodnie Mary Jo siedziała sama
w swoim małym mieszkaniu, obojętna na wszystko,
z połamanym na drobne kawałki sercem.
Od rodziców dowiedziała się, że sprawa Adison
lnvestments zakoÅ„czyÅ‚a siÄ™ szczęśliwie. Pan Sum­
merhill otrzymał od Evana krótki list informujący
o tym, że Adison zwróci swemu wierzycielowi za­
inwestowany kapitał oraz należne odsetki.
Evan napisał także list do niej. Poinformował ją
o zakoÅ„czeniu sprawy. UznaÅ‚ także, że jego honora­
rium zostało sumiennie odpracowane, wobec czego
Mary Jo nie jest mu nic winna. Dziewczyna ponad
sto razy przeczytała list. Szukała jakiegoś ukrytego
między wierszami przesłania. Nie znalazła niczego.
Za każdym razem były to te same trzy proste zdania
w sztywnym, oficjalnym tonie. Dotykała palcem
odrÄ™cznego podpisu Evana i pÅ‚akaÅ‚a rzewnymi Å‚za­
mi. Bardzo tęskniła za ukochanym.
W drugim tygodniu dobrowolnego odosobnienia
Mary Jo troszeczkę się pozbierała.
Mniej więcej w połowie trzeciego tygodnia tej
koszmarnej beznadziei, coś się wreszcie zmieniło.
Tego dnia Mary Jo bardzo pózno wstała z łóżka. Od
dwóch tygodni nie była w sklepie, toteż nawet się nie
zdziwiła, że w lodówce nie ma już mleka. Zresztą
PORA NA ZLUB 113
w ogóle nie miała w domu prawie nic do jedzenia.
Zostały tylko płatki kukurydziane. W koszuli nocnej
usiadła przed telewizorem i bezmyślnie pojadała
suche płatki. Wtedy właśnie zadzwonił dzwonek.
Spojrzała na drzwi wejściowe z nieukrywanym
obrzydzeniem. Pewnie mama, pomyÅ›laÅ‚a, albo któ­
raÅ› z bratowych. Akurat dzisiaj muszÄ… mnie pocie­
szać? Zawsze sobie wynajdujÄ… jakieÅ› gÅ‚upie preteks­
ty, żeby mnie tu nachodzić. Mary Jo bardzo sobie
ceniÅ‚a troskliwość i pomoc rodziny, ale teraz prag­
nęła tylko jednego: żeby dali jej Å›wiÄ™ty spokój i po­
zwolili dokoÅ„czyć jedzenie pÅ‚atków. Mimo to od­
stawiła miskę, podeszła do drzwi i wyjrzała przez
wizjer. ZobaczyÅ‚a tylko eleganckÄ… torebkÄ™, ale wÅ‚aÅ›­
cicielki torebki nie mogła dojrzeć.
- Kto tam? - zawołała.
- Jessica.
Mary Jo jęknęła. Oparła obolałą głowę o drzwi.
Naprawdę nie miała ochoty widzieć nikogo. A już
na pewno nie kogoÅ› spokrewnionego z Evanem.
- Proszę cię, Mary Jo, otwórz - wołała Jessica.
- Muszę z tobą porozmawiać. Chodzi o Evana.
Ostatnie zdanie podziałało jak zaklęcie. Mary Jo
natychmiast otworzyła drzwi.
- Jak siÄ™ czujesz?
- Prawie tak samo, jak wyglądam - mruknęła
niechętnie. - Co się dzieje z Evanem?
- To samo, co z tobą. - Jessica weszła do pokoju,
zrzuciła z bujanego fotela stertę papierów i wygodnie
się na nim usadowiła.
- A gdzie Andy? - zapytała Mary Jo.
- Moja mama zabrała go do siebie na cały
dzień. Powiedziałam jej, że idę do lekarza. - Jessica
PORA NA ZLUB
114
promieniowała szczęściem. - Zresztą rzeczywiście
idę, ale pózniej. Chyba jestem w ciąży.
- Moje gratulacje. - WÅ‚asne nieszczęście nie prze­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire