[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozwiąże. Wiem, że to głupie i że powinnam wreszcie zdobyć
siÄ™ na odwagÄ™.
- To jest, niestety, nieuniknione...
- Zastanawiałam się nad przerwaniem ciąży, ale doszłam do
wniosku, że nie potrafię się na to zdobyć. Choćbym nie wiem
jak się bała, nie umiem tego, co mam w sobie, traktować po
prostu jak zbiór komórek. To przecież moje dziecko, moje i
Deana. Gdybym się go pozbyła, Dean pewnie nigdy by mi tego
nie darował.
- A ty? Jak ty byś się czuła?
- Pewnie żałowałabym do końca życia - odparła Kim, a po
chwili wahania spytała: - A jak było z tobą? Też myślałaś o
przerwaniu?
- Tak, przez pewien czas. Pod wpływem pierwszej paniki
zamierzałam po powrocie do Midlands pozbyć się dziecka.
- A co sprawiło, że zmieniłaś zdanie?
- Mama zauważyła, że mam mdłości, i zapytała wprost, czy
jestem w ciąży. Musiałam się więc przyznać, a kiedy powie-
działam, jak bardzo czuję się bezradna, potrafiła dodać mi otu-
chy i przekonać, że z jej pomocą potrafię wychować dziecko.
- A co myślisz dzisiaj?
- Co myślę dzisiaj? Niczego nie żałuję - bez chwili wahania
odparła Gemma. - Uwielbiam Daisy, mama zresztą też, i bez
małej nie wyobrażam sobie życia. Zdaję sobie jednak sprawę, że
gdyby nie matka, byłoby mi nieporównanie ciężej.
S
R
- A jak myślisz, czy nie mając matki, zdecydowałabyś się na
urodzenie dziecka? - spytała Kim.
- Chyba tak - odparła Gemma, wolno i z namysłem wy-
powiadając słowa. - Myślę, że w decydującej chwili nie po-
trafiłabym się go pozbyć.
- A co z ojcem Daisy? Czy nigdy ci go nie brakowało?
Gemma nagle zapragnęła wyznać przyjaciółce prawdę, jednakże
jakiś wewnętrzny opór nie pozwolił jej tego zrobić.
- Przywykłam radzić sobie bez niego, chociaż przyznaję, że
czasem mi go brakuje - odparła ogólnikowo. - Ale nie możesz
swojej sytuacji porównywać z moją. Ty i Dean stanowicie parę,
nawet jeżeli zdarzają się między wami nieporozumienia. Musisz
mu powiedzieć.
- Wiem - zgodziła się Kim.
- Czy wybieracie się na przyjęcie u Alex? - zagadnęła ją
Gemma po chwili milczenia.
- Niestety, Deanowi wypada w tym dniu nocny dyżur.
- Szkoda - zauważyła Gemma. - To może wybierzemy się
razem?
- Właśnie miałam zaproponować, że po ciebie przyjadę -
ucieszyła się Kim. - W moim stanie i tak nie mogę pić.
- Mądra dziewczynka - pochwaliła ją Gemma. - A teraz, je-
żeli skończyłaś szorować tę nerkę, która stała się chyba najbar-
dziej antyseptycznym przedmiotem w całym szpitalu, może
pójdziesz ze mną do pana Graingera? Pomożemy mu wstać z
łóżka i odbyć pierwszy spacer. Potem obiecałam przyprowadzić
mu do pokoju wózek z telefonem, żeby mógł osobiście złożyć
żonie urodzinowe życzenia.
S
R
- Chętnie - odparła Kim. - I bardzo dziękuję, Gem.
- Za co? - zdziwiła się Gemma.
- Za to, że poświęciłaś mi tyle uwagi. Nie wiem, co bym bez
ciebie zrobiła.
Szpital bez Stephena stał się dziwnie pusty. Dwa dni jego
nieobecności wlokły się Gemmie w nieskończoność. O przy-
jęciu u Alex myślała bez entuzjazmu, a kiedy nadeszła chwila,
by zacząć się ubierać, usiłowała pod byle pretekstem wykręcić
się od wyjścia z domu.
- Nic nie kombinuj. Idziesz i już! - surowym tonem za-
rządziła Jill. - Wcale nie jest powiedziane, że nie będziesz się
dobrze bawić. Co na siebie włożysz?
- Jeszcze nie wiem. CoÅ› lekkiego.
Fala upałów nadal trwała, a wieczór zapowiadał się duszny i
parny. Gemma zabrała się do przeglądu swojej garderoby. Naj-
pierw odłożyła na bok rzeczy za ciepłe albo w oczywisty sposób
nieodpowiednie. Po kolejnej selekcji zdecydowała się na ku-
pione niedawno czarne jedwabne spodnie i mi-nibluzeczkÄ™ na
ramiączkach, w kolorze lawendy. Włosy rozpuściła na ramiona i
tylko dwa pasma znad czoła spięła błyszczącą spinką na czubku
głowy.
Kiedy po nałożeniu lekkiego makijażu i spryskaniu szyi oraz
ramion perfumami przejrzała się w lustrze, rezultat niezbyt dłu-
gich zabiegów mile pogłaskał jej próżność, sprawiając, że z
mniejszą przykrością pomyślała o nadchodzącym przyjęciu.
Przemknęło jej nawet przez głowę, iż byłoby miło iść na zabawę
w towarzystwie mężczyzny, którym mógłby być, na przykład,
S
R
Stephen, lecz oczywiście szybko odsunęła od siebie niemądre
rojenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]