[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drzewami, a ja pomyślałem sobie, że dobrze by było jechać tędy za miesiąc lub dwa, kiedy
drzewa, zielone teraz i lekkie, ugną się już pod ciężarem rdzy.
- Nie lubię tego wszystkiego - powiedziałem do niej. - Za ładnie tu i za czysto. Nie ma
ściernisk. Nikt tu pewnie nie pali ognisk. Chciałbym kiedyś pójść ścierniskiem i zjeść trochę
pieczonych kartofli. I zapytać się pastuchów, jaka jutro będzie pogoda, i dostać od nich po
głowie.
- Dlaczego?
- Dla kompozycji - powiedziałem. - %7łeby w jakiś sposób zamknąć zdanie. Niech pani na
mnie nie zwraca uwagi.
- Dlaczego pan chce pisać?
- Pani mnie o to pyta poważnie?
- Nie. Dla kompozycji. Pan prowadzi wóz, a ja z panem rozmawiam. Pan patrzy na mijane
drzewa i wypowiada swoje myśli. Obraz się zamyka.
Nic nie odpowiedziałem. Uśmiechnąłem się gorzko i popatrzyłem na drzewo rosnące u
skrzyżowania dróg.
- Nie lubię tych drzew - powiedziałem. - Nie wiem, co pani odpowiedzieć. Postanowiłem
poświęcić życie głupstwu... Czy pani patrzy na mnie?
- Tak.
- Czy oczy moje są puste? - Tak. Proszę mówić.
Nie zdążyłem jej odpowiedzieć; o mało nie wyrwało mi kierownicy z rąk; całe szczęście,
iż trzymałem ją mocno i udało mi się ją odepchnąć od siebie; zjechałem na bok i
popatrzyłem na Weronikę. Była blada, lecz trzymała się dzielnie.
- Guma poszła - powiedziałem. - Szczęście, że nikt nie nadjeżdżał, bo rzucało mną.
Dziękuję pani.
- Za co?
- %7łe nie chwyciła mnie pani za rękę. Byłoby z nami kiepsko. A w ogóle mało jest zajęć
dla dorosłych ludzi.
- Tego już nie rozumiem.
- Pani mnie pytała, dlaczego wziąłem się do pisania. Być może, iż mogłem tego nie robić.
Tak czy owak teraz jest zbyt pózno. aby' o tym mówić.
Wysiadłem z wozu i od razu dostrzegłem, co się stało; jakiś koń zgubił podkowę z
hacelami; podkowa tkwiła teraz w mojej przedniej gumie. Wyrwałem podkowę i pokazałem
jÄ… Weronice.
- Zmiało - powiedziała. - Zaczynaj pan.
- Powiadają, że podkowa przynosi szczęście. Czasem to różnie wygląda.
- Mogłoby być gorzej.
- Ale zawsze się tak przecież mówi w takich wypadkach. Zdjąłem marynarkę i rzuciłem
ją na siedzenie; otworzyłem bagażnik, i wyjąłem stamtąd zapasowe koło i lewar. ,
- Nie musi pani wysiadać - powiedziałem. - Za pięć minut jedziemy dalej. .
- Niech pan wezmie rękawice -. powiedziała. . Podszedłem do niej i wziąłem grube,
skórzane rękawice; wciągnąłem je, lecz nie umiawszy poradzić sobie z zatrzaskiem,
wyciągnąłem ku niej ręce.
- Proszę zapiać - powiedziałem.
Patrzyła na mnie i twarz jej nagle stała się biała, a ja wciąż
jeszcze .stałem z wyciągniętymi rękami. .
- Już po wszystkim - powiedziałem. - Nie musi się pani bać. Najważniejsze, że nikt nie
nadjeżdżał z przodu.
- Dlaczego pan chciał zostać aktorem?
31
Marek Hłasko  Sowa, córka piekarza
- %7łeby się schronić przed ludzmi - powiedziałem. - Nie wiem, dokąd przed nimi można
uciec, a boję się żyć z tymi ludzmi.
- Dlaczego? ,
- Są tacy jak ja - powiedziałem. - Proszę zapiąć te zatrzaski.
Wróciłem do bagażnika i wziąłem stamtąd korbę od lewara; a potem, kiedy zmieniłem już
koło i zamknąłem bagażnik, usiadłem przy Weronice i począłem ściągać rękawiczki.
- Proszę nie ściągać rękawic - powiedziała Weronika. Niech Pan prowadzi wóz w
rękawicach.
- SÄ… brudne.
-To bez znaczenia. W rękawicach lepiej prowadzić. Kierownica nie wyslizguje się z rąk.
- Baśnie. To może ważna rzecz dla kierowców wyścigowych, ale mnie nie wolno jechać
więcej niż siedemdziesiąt. Pobrudzę kierownicę i właściciel zrobi mi piekło. Nawet nie
wiem, kto to jest.
- Nikt panu nie zrobi piekła. Ten wóz jest mój. - Dlaczego pani sama nie prowadzi?
- Nie nauczyłam się nigdy. Uważałam, że tak jest zabawniej. Położyłem ręce na
kierownicy i wtedy znów dojrzałem jej wzrok, i ten dziwny wyraz nienawiści w stosunku do
mnie, a przecież znaliśmy się tylko od dwóch godzin i jadąc teraz, i rozmawiając z nią
myślałem, że jest wszystko w porządku.
- Dlaczego pani na mnie patrzy tak cholernie? - zapytałem. - Nie jestem przecież
inspektorem z urzędu podatkowego. A w dodatku pani wcale nie ma pieniędzy.
Uśmiechnęła się.
- Ten uśmiech też już znam - powiedziałem. - Znam człowieka, który uśmiecha się cały
czas tak jak pani, kiedy na mnie patrzy. Nie wiedziałem, że jestem aż tak zabawny.
Dotychczas mówiono mi co innego.
- Panu się zdaje - powiedziała. - Jedzmy już.
- Nic mi się nie zdaje. Nie wiem, co jest pomiędzy panią a Samsonowem. Nie wiem,
dlaczego patrzycie na mnie tak, jakbyście mieli jedną parę oczu do spółki. Wiem natomiast
co innego: nic mnie to wszystko nie obchodzi.
- A więc proszę się nie zajmować moją osobą - powiedziała. - Pańska rzecz to
prowadzenie samochodu. Za to właśnie będzie pan płacony.
Wyszedłem z samochodu i zatrzasnąłem drzwi; przeszedłem na drugą stronę i usiadłszy
tam na kamieniu, zapaliłem papierosa. - Zabiorę się jakoś do Wrocławia - powiedziałem. -
Kapitanowi powiem, gdzie pani stoi. Na wieczór panią ściągnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire