[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domu, zdyszani i natychmiast znalezli się w łóżku.
Teraz patrzył na nią wzrokiem posiadacza, ale coś go niepokoiło. Był spięty; gdy tylko przejeżdżał
jakiś samochód czy zadzwonił jej lub jego telefon, natychmiast on albo ktoś z rodziny znajdował się w
pobliżu Jessiki.
- Willow, zrób mi listę, komu się robi jakie zakupy i kogo kiedy przewozisz. - Jessica pogrążona była
w swoich myślach. Nigdy jeszcze przed nikim nie odkryła siebie
w takim stopniu jak przed Aleksym, nawet przed Robertem. - Co mówiłaś o Aleksym? - zareagowała
na głos przyjaciółki.
- Mówiłam, że jeżeli będziesz mu pomagała, zajmowała się na odległość firmą i jeszcze pomocą
staruszkom, będziesz naprawdę zmęczona.
- Już bywałam w życiu zmęczona. Ty też dużo pracujesz. Wszystko da się jakoś zorganizować i
zaplanować, i życie, i pracę.
- Naprawdę? - Willow zaśmiała się. -1 w twoim planie mieszczą się zajęcia pozalekcyjne z
Aleksomanii? -Spoważniała. - Czy mówiłaś mu, że Howard ci groził?
- Czy Aleksy mówił ci coś na temat Howarda?
- Rozmawialiśmy dziś rano. Powiedziałam mu, że dawałaś sobie radę z Howardem przez siedem lat,
zanim wyszłaś za Roberta i potem, więc i teraz sobie poradzisz.
- Ico?
- Powiedział, że teraz jest inaczej, bo nie jesteś sama. Bardzo mi się to spodobało. To stuprocentowy
facet.
Willow spojrzała w stronę drzwi, przez które właśnie wchodziła Ellie w bardzo zaawansowanej ciąży,
a z nią mała Tanya. Za nimi weszła też już z zaokrąglonym brzuszkiem Leigh, trzymając na rękach
KaterinÄ™.
- Aleksy powiedział, żeby od razu wchodzić. Można?
- Rozgośćcie się - zapraszała Jessica. - Tak się cieszę, że przyszłyście. - Ogarnęła ją panika. Nigdy nie
miała przyjaciół, oprócz Roberta i Willow, i nigdy nie urządzała
takich rodzinnych spotkań. - Mam tylko kawę, herbatę i bułeczki z miejscowej piekarni. Są na
kredensie.
- O, jedzonko! - ucieszyła się Leigh, podając córeczkę do potrzymania Jessice, którą nagle ogarnęło
wzruszenie. W jej rodzinie dzieci nie były oczekiwane i ona też tak myślała, zwłaszcza od czasu, gdy
została nastoletnią mężatką.
Leigh umieściła na stole plastikowy pojemnik z ciastem, z torby wyjęła jednorazowe talerzyki i
widelczyki. Po chwili Jarek postawił na stole większe pudło, a jego brat drugie, w drewnianym
stelażu.
- Otwórz je, Jessico - poprosiła Ellie. - To należało do matki Aleksego i Wiktor chciałby, żebyś ty ich
używała.
Podeszła do stołu i powoli rozpakowała pudło. Zaszeleścił papier i wyciągnęła piękną porcelanową
filiżankę w kwiatki, zdobioną złotem. Sięgnęła po kolejne opakowanie i wyjęła spodeczek do
kompletu. Porcelana była niewątpliwie stara i cenna dla rodziny, więc Jessica poczuła wielkie
wzruszenie.
- W drugim pudle jest samowar Luizy i Wiktora - wyjaśniła cicho Ellie, patrząc ze zrozumieniem na
łzy wzruszenia w oczach Jessiki. - Miło jest mieć własny serwis i zaprosić rodzinę, żeby się z tobą nim
cieszyła.
Jessica próbowała powstrzymać łzy, zastanawiając sięjed-nocześnie, ile w życiu straciła i co będzie,
jeśli jej się nie uda tym razem, jeżeli ich zawiedzie? Popatrzyła na Aleksego i odwróciła wzrok. Co
ona sobie wyobraża? Przecież ona nie pasuje do niego i do tej miłej, kochającej się rodziny.
Aleksy wytarł ręce i spojrzał na świeżo zainstalowany zmywak i blat. W pokoju obok jego stryj i
kuzynowie raczyli się już słodkimi bułeczkami i kawą, więc musiał nareszcie do nich dołączyć.
Zatrzymał się w drzwiach, podziwiając niecodzienny obrazek. Jessica siedziała po turecku na
podłodze, a na jej kolanach rozgościła się malutka córeczka Jarka. Jessica była jednocześnie
zadowolona i przestraszona kontaktem z jego bliskimi. Aleksy podał malucha ojcu i podniósł Jessicę z
podłogi, a następnie siadł na bujanym fotelu, trzymając ją na kolanach.
Kiedy zostali sami, patrzył, jak ustawia filiżanki i spodeczki w olbrzymim kredensie. Jej palce
ostrożnie głaskały błyszczący, ozdobny samowar. Właśnie wtaszczył do pokoju sekretarzyk, który
razem z Jarkiem zostawili na werandzie, bo Aleksy chciał dać Jessice swój prezent bez świadków.
- Gdzie ci to ustawić?
- Co takiego? - obróciła się. - Jakie to piękne! Ale odnieś z powrotem do pracowni czy na wystawę.
Wystarczy mi to biurko z drzwi. - Podeszła bliżej. - Nie widziałam jeszcze takiego wzoru.
- Zrobiłem je dla ciebie. Według własnego projektu. Zaskoczona Jessica przyłożyła rękę do serca.
- Ty je zrobiłeś? Dla mnie? - powtórzyła.
- Mam nadzieję, że ci się podoba. To gdzie mam je postawić?
- Dla mnie? Taki piękny mebel? - Spod jej rzęs spłynęła łza i potoczyła się po policzku. - Nikt nigdy
nie zrobił dla mnie prezentu.
- To tylko taki drobiazg, coś, co mężczyzna robi dla kobiety, którą... ceni.
Postawił sekretarzyk na podłodze. Ujął w dłonie twarz Jessiki i scałował łzę z jej policzka. Teraz już
łzy płynęły jedna po drugiej.
- Dlaczego masz taką minę? - spytała.
- Bo taki zwyczajny podarunek cię przeraża. Powinnaś zawsze dostawać prezenty robione z myślą... -
przerwał. Przytulił ją i lekkimi pocałunkami osuszał jej łzy. - Za dużo o pewnych sprawach myślisz.
- Wiesz, że to jest tylko tymczasowe. Tam na zewnątrz jest prawdziwy świat, do którego wrócimy.
Przytul mnie mocno. Czuję, jakbym się rozpadała.
Tulił ją mocno. Nie podobało mu się słowo tymczasowe".
Gdy nadszedł ostatni tydzień stycznia, zaledwie dwa tygodnie po tym, jak po raz pierwszy się kochali,
Jessica weszła w swą nową rolę. Ta zmiana dawała jej prawdziwą radość. Polubiła codzienne życie w
Amoteh, rodzinę Aleksego i czuła, że żyje pełnią życia i nie jest tylko biurowym robotem. Ceniła
sobie czas spędzany z kobietami z rodziny Stepanovów, towarzystwo Ellie, spokojnie oczekującej
maleństwa, które miało się urodzić na początku lutego. Dzwoniła tylko do wybranych osób, nie
odpowia-
dając na telefony Howarda. Był zły, bo ograniczyła ich kontakty tylko do e-maili.
Jessica czuła się cudownie. W ramionach Aleksego była kobietą szczęśliwą i spełnioną.
Spojrzała teraz w górę na Aleksego, który wołał do niej poprzez prowizoryczny otwór w dachu, który
miał być świetlikiem.
- Powiedziałem gwozdzie dachowe", a to są wkręty do drewna.
- Posłuchaj, ciesz się z tego, co masz. Zerwałeś mnie o świcie i cały czas mnie poganiasz. Według
ciebie niczego nie zrobiłam dzisiaj dobrze. Zapyliłeś całą podłogę. Musiałam ją odkurzać
odkurzaczem z pracowni.
Uśmiechnął się złośliwie.
- To się zdarza. Jak się piłuje drewno, lecą trociny.
- Aażę po tej drabinie w górę i w dół, aż mnie pupa boli.
- Potrzebuję gwozdzi, a nie wkrętów, a młotek z pazurem to nie jest łom.
- Najpierw za nisko trzymałam okno, więc się na mnie wydzierałeś.
- To i ty się też wydzieraj. Wracaj do swojej biurowej roboty, tylko podaj mi nareszcie te gwozdzie.
- Wiesz, że nigdy nie wrzeszczę - powiedziała Jessica.
- PrzyniosÄ™ ci te cholerne gwozdzie. Co tam mruczysz?
- Nic.
- Powiedziałeś kobiety", tak jakby...! - krzyknęła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]