[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pokręcił głową. Nawet teraz, po latach, wspomnienia tamtych chwil z Katie wywołały fizyczną
reakcję. Musi się kontrolować, żeby nie dostać pełnej erekcji! Sprawdził puls i starał się myśleć o
czymÅ› innym.
Tej nocy, kiedy pojechali na wybrzeże, ich związek naprawdę zaczął znaczyć więcej. Przez długi
czas Jake zamartwiał się wspomnieniami nocy nad jeziorem, a Katie myślała, że on nie ma na nią
ochoty. Zabawne! Wycofał się, bo bał się, że ją wystraszył, a ona wzięła to za odrzucenie.
Dobrze, że sobie wszystko wyjaśnili. Wziął ją w ramiona w samochodzie. Powiedział jej, że ją
kocha, a ona wyznała mu to samo. Przytulał ją tak mocno, jakby nigdy nie miał jej puścić. Od
tamtej nocy zaczęli robić plany na przyszłość.
Co człowiek wie o życiu w wieku osiemnastu lat? Nic. Nie ma o niczym pojęcia. Wyobrażali
sobie przyszłość zupełnie nie tak. Ale to było wspaniałe. Tygodnie między świętami i końcowymi
egzaminami spędzili razem. Całowali się, planowali i dotykali. Rozmawiali o seksie - uważali, że są
tacy dojrzali! Ależ byli zabawni. Zdecydowali, że poczęli kaja do  ślubu . Ponieważ miał on
nastąpić dopiero za kilka lat, postanowili pobrać się na żarty.
Były i inne przeszkody. Na przykład jego rodzice. Jake bał się zaprosić Katie do domu, żeby ją im
przedstawić, bo wiedział dokładnie, jak zareagują. Jednak na Walentynki zmienił zdanie i potem
przez długi czas tego żałował.
Tego wieczoru Katie pracowała do jedenastej. Jake chciał zrobić jej niespodziankę zaraz po szkole
i dać jej prezent. Prawie codziennie odwoził ją do domu, ale tego dnia pojechali autostradą na
wschód, w stronę Portland.
- Dokąd jedziemy? Zaczynam pracę o szóstej - zaprotestowała.
- Wiem. To nie potrwa długo.
To był najgłupszy pomysł z możliwych. Na dworze było potwornie zimno. Chmury kłębiły się na
niebie i zanosiło się na deszcz lub nawet śnieg. Ale Jake nie myślał o tym. Były Walentynki i miał
przy sobie ukochanÄ… dziewczynÄ™. Co tam pogoda.
Wjechał na dwupasmówkę i ruszył w kierunku gór. Phillip powiedział mu, jak znalezć pewną
starą szopę na odludziu. Cóż, jego brat zawsze umiał wybrać odpowiednie miejsce, żeby się
zabawić.
Jake poprowadził Katie żwirową ścieżką do szarego, rozsypującego się budynku. Przez chwilę
patrzyli na niego oboje z obawą, ale potem Katie wzruszyła ramionami i powiedziała:
- Powinni to uwiecznić na pocztówkach. - Zcisnęła dłoń Jake a i pociągnęła go do środka.
Przecisnęli się przez rozwalone drzwi.
Przywitał ich zapach siana i kurzu, ale było sucho i deski trzymały się jeszcze solidnie. Jake
podskoczył na nich. Nie skrzypiały i nie wyglądały, jakby miały się pod nimi zarwać.
Katie popatrzyła na torbę, którą ściskał w lewej ręce.
- Co tam masz?
Jake jeszcze raz musiał skorzystać z pomocy Phillipa, który z szelmowskim uśmieszkiem spełnił
jego prośbę. Wyciągnął butelkę szampana i dwa plastikowe kubki. Katie spojrzała na niego
pytajÄ…co.
- Słyszałem, że szampan wcale nie jest smaczny - przyznał i wyciągnął z torby bukiet róż. Podał
go jej z ukłonem.
- Są piękne - westchnęła i spojrzała na niego ciepło, a głęboko w jej bursztynowych oczach
zabłysły iskierki radości.
- Ty jesteś piękna - powiedział.
- Nie, ty jesteś piękny - przedrzezniała go.
Jake chwycił ją za rękę. Zaśmiała się i próbowała uwolnić z uścisku, kiedy zaczął ją łaskotać.
- Na pomoc - zawołała, z trudem łapiąc powietrze.
Puścił ją powoli i napełnił kubki. Pili powoli, stwierdzając, że w smaku szampana i wina nie ma nic
szczególnego. Potem wymienili się kubkami, a kiedy skończyli, padli sobie w objęcia, jakby od pierwszej
chwili zaplanowali całe to spotkanie.
Nie mieli wiele czasu, bo Katie musiała wracać do pracy, poza tym było zimno, więc i tak nie
wytrzymaliby długo na dworze. Nie zrobili nic więcej, chociaż oboje mieli ochotę. Kiedy zaczęło
się ściemniać, wrócili szybko do Lakehaven. Jake jednak nie chciał się rozstawać z Katie.
- Chodz do mnie - namawiał.
Ponieważ nigdy wcześniej jej nie zapraszał, Katie zdziwiona zamrugała oczami.
- Moi rodzice cię polubią - skłamał.
- Zobacz, co mam na sobie! - Była ubrana w dżinsy i granatowy golf. Na wierzchu miała jego
marynarkę, którą dawno dał jej na własność. Lubił, gdy ją nosiła. Chciał, żeby cały świat zrozumiał,
że Katie należy do niego.
- Nie zwracają uwagi na takie rzeczy - zapewnił ją.
Podjechali prosto przed dom. Nie byli tam razem od czasu nocnej wycieczki kajakiem. Rodzice Jake a
nalegali jedynie na to, aby miał jak najlepsze stopnie, i interesowali się tylko tym, do jakiej pójdzie szkoły i
co będzie studiować, zanim pewnego dnia zostanie prezesem Talbot Industries
- Och, Jake, sama nie wiem...
Po prostu zignorował jej protesty. Nie miał zamiaru rezygnować z Katie za żadne skarby. Kiedy
stanęli na ganku, schowała się za jego plecami. Jake szukał klucza. Zdenerwowany, nie mógł go
znalezć, mruknął coś zniecierpliwiony, przyciągnął Katie do siebie i na chwilę ukrył twarz w jej
włosach.
Objęła go za szyję, a Jake ją pocałował.
- Kocham cię - wyszeptała.
- Ja ciebie bardziej - mruknÄ…Å‚ w odpowiedzi.
Trzymał ją przy sobie, opanowując pokusę, żeby włożyć ręce pod jej sweter i pomasować piersi.
Czuł się jak na torturach. Ich ciała mocno i szybko ocierały się o siebie i nic więcej nie mogło się
zdarzyć. Ale to było jak słodkie szaleństwo i kiedy Jake przylgnął do niej biodrami, poczuła jego
twardość, doskonale rozumiejąc, co się z nim dzieje. Jej ciche, pełne żalu westchnienie podnieciło
go jeszcze bardziej. Pragnął jej i pożądał. I wtedy drzwi otworzyły się nagle.
Nie spodziewali się tego i oboje podskoczyli, nadal trzymając się w objęciach. Matka Jake a
patrzyła na nich z przerażoną miną. Potem, jakby przypomniawszy sobie o dobrych manierach,
wycedziła sztywno: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire