[ Pobierz całość w formacie PDF ]

już tę kawę i uciekaj. Muszę zająć się wypiekiem. I nie ruszaj tego bandaża na palcu! - rzuciła
za wychodzÄ…cÄ… B. J.
B J., szykując się na spotkanie z Howardem, zastanawiała się nad słowami Elsie.
Doszła do wniosku, że nie należy do osób wzbudzających autorytet. Zmarszczyła brwi,
przypominając sobie, że Elsie potraktowała ją jak rozkapryszone dziecko. Stanowczo
powinna zmienić swój wizerunek.
Wiatr wpadający do pokoju rozwiewał zasłony, przynosząc zapach świeżo skoszonej
trawy. B. J. usiłując rozproszyć zły nastrój, pogrzebała w szafie i wyjęła urodzinowy prezent
od babci. Po chwili biała jedwabna bluzka z głębokim dekoltem prowokacyjnie opinała jej
ciało, a potem ginęła w czarnych, obcisłych spodniach. Ten strój niczym druga skóra
podkreślał jej kształty.
- Czy ten wizerunek do mnie pasuje? - zadała sobie pytanie, stojąc przed lustrem. - I
czy Howard jest gotów na taką odmianę? - Przypomniała sobie niezbyt urodziwą twarz Ho-
warda i wybuchnęła niepowstrzymanym śmiechem. Jest jednak bardzo sympatyczny,
zgromiła się w duchu. Miły, nieskomplikowany i przewidywalny. B J. wsunęła stopy w czar-
ne czółenka, chwyciła torebkę i wybiegła z pokoju.
Miała nadzieję, że uda jej się niepostrzeżenie wyślizgnąć na zewnątrz i tam poczekać
na przyjazd Howarda. Ale w holu zagrodził jej drogę przerażony Eddie.
- B. J., B J.! - Chwycił ją za rękę. - Dot powiedziała Maggie, że panna Trainor
zamierza zmienić tu wystrój wnętrz, a pan Reynolds chce zrobić tu ośrodek wypoczynkowy z
sauną i nielegalnym kasynem gry! - Oczy Eddiego za grubymi szkłami okularów przybrały
błagalny wyraz. Zciskał rękę B J., jakby chciał dodać jej otuchy.
- Po pierwsze - zaczęła spokojnie B. J. - pan Reynolds nie zamierza prowadzić
nielegalnego kasyna...
- Ale ma już jedno w Las Vegas! - przerwał jej Eddie.
- Hazard w Las Vegas nie jest czymś nielegalnym - odparła B. J. uspokajająco.
- Ale Maggie powiedziała - ciągnął rozgorączkowany - że w salonie będą pluszowe
złoto - czerwone kotary, a na ścianach obrazy nagich kobiet!
- Dziękuję - dobiegł z tyłu głos Taylora. B J. aż podskoczyła. - Eddie, wydaje mi się,
że szukają cię siostry Bodwin - dodał.
- Rozumiem, proszę pana. - Z rozpaloną twarzą Eddie pobiegł na górę, pozostawiając
B J. dokładnie w takiej sytuacji, jakiej pragnęła umknąć.
- Patrzcie, patrzcie! - Taylor zagwizdał z podziwu, lustrując ją uważnym spojrzeniem.
Jego wzrok zatrzymał się dłużej na głębokim wycięciu bluzki.
- Naprawdę ci się podoba? - Odrzuciła włosy za ramiona i uśmiechnęła się zalotnie.
- Powiedzmy, że w innych okolicznościach uznałbym twój wygląd za pociągający -
odparł sucho.
Zadowolona, że go rozzłościła, protekcjonalnie pogłaskała go po policzku i
poszybowała w stronę drzwi.
- Dobranoc, Taylor. Nie czekaj dziś na mnie. - Z triumfalną miną zniknęła za
drzwiami w zapadajÄ…cym z wolna zmierzchu.
Reakcja Howarda, gdy ją zobaczył, przeszła wszelkie oczekiwania. To ją podniosło na
duchu. Przełknął ślinę, zamrugał gwałtownie powiekami, a potem przez całą drogę do miasta
jąkając się, wypowiadał krótkie, chaotyczne zdania. B. J. delektując się wrażeniem, jakie na
nim wywarła, obserwowała przez okno samochodu, jak zamglone słońce chowa się za
wzgórza.
W miasteczku na pustoszejących ulicach panowała typowa dla środka tygodnia
wieczorna cisza. Tylko kilka okien lśniło jak oczy kota w ciemności. Dopiero na końcu ulicy,
gdzie znajdowało się kino, widać było jakieś oznaki życia.
Howard z wrodzoną sobie dokładnością zaparkował samochód na parkingu. Neon,
błyszczący na tle spokojnego nieba, wyglądał nieco absurdalnie. Litera L w nazwie Plaża nie
świeciła się od sześciu miesięcy.
- Ciekawa jestem - powiedziała B. J., wysiadając z wysłużonego buicka Howarda -
czy pan Jarvis kiedykolwiek to naprawi, czy raczej każda z tych liter po kolei umrze naturalną
śmiercią.
Odpowiedz Howarda stłumiło trzaśnięcie drzwi samochodu. B. J. była lekko
zdumiona, gdy Howard władczym ruchem wziął ją pod ramię i poprowadził do budynku.
W kinie doszła do wniosku, że Howard zachowuje się całkiem inaczej niż zwykle. Nie
rzucił się żarłocznie na popcorn, ani też nie kręcił się na niewygodnym krześle. Siedział jak
zahipnotyzowany i wpatrywał się w ekran.
- Howardzie... - Cicho wypowiedziała jego imię, kładąc dłoń na jego dłoni. - Dobrze
siÄ™ czujesz?
Podskoczył, jakby go uszczypnęła, a potem ku jej niebotycznemu zdumieniu objął ją i,
nie bacząc na wysypujący się popcorn, wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek.
B. J. wbiło w fotel. Awanse, jakie do tej pory czynił jej Howard, ograniczały się do
przyjacielskiego uścisku na do widzenia. Gdy usłyszała z tyłu chichot, wyswobodziła się z
ramion Howarda i odepchnęła go od siebie.
- Zachowuj się przyzwoicie - mruknęła ze zniecierpliwieniem, po czym wyprostowała
siÄ™ na swoim fotelu.
Nagle Howard chwycił ją za ramię i siłą wyprowadził z sali. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire