[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kolei uważałem, by nie dawać im za bardzo do zrozumienia, że są ciołkami z
Południa.
Pewien mężczyzna pochodzący z wiejskich rejonów Karoliny Północnej, z
którym często pracowałem i którego nikt nie nauczył podstaw dzielenia i mnożenia,
potrafił mimo to liczyć i mierzyć, stawiając słupki z pionowych kresek. Ostatnia,
piąta, przecinała na ukos pozostałe cztery. Do moich obowiązków należało
dostarczanie mu odpowiedniej ilości długich prętów, które miał pociąć na określoną
liczbę mniejszych kawałków. On sam jednak świetnie sobie z tym radził, zaznaczając
kredą trzy-stopowe odcinki, na które trzeba było pociąć mający mniej więcej
trzydzieści stóp pręt. A potem układał je w palenisku i kując nadawał kształt, jaki
miały przybrać. Pewnego dnia, kiedy byłem zajęty przy krajarce i liczyłem
jednocześnie kawałki, które mierzył i zaznaczał, zerknąłem na całe szczęście na
maszynę i zdążyłem dostrzec ostrze, które opadało właśnie na moje wsuwające metal
palce. Przerażony cofnąłem rękę, ratując w ostatniej chwili palce przed ucięciem.
Nigdy już nie odwróciłem wzroku, żeby porozmawiać z nim ani kimkolwiek innym
przy tej krajarce i do dzisiaj traktuję tę niedoszłą tragedię jako jedno z najbardziej
przerażających życiowych doznań, straszniejsze od tego, co przytrafiło mi się
podczas drugiej misji do Awinionu i innych niebezpiecznych rzeczy, które
wydarzyły się w czasie wojny. Niewykluczone, że, niczym w klasycznym
koszmarze, tym, co przeraża mnie najbardziej we wspomnieniu krajarki, jest
okropność, do której w ogóle nie doszło; wszystko, co działo się na wojnie, jednak się
wydarzyło. W retrospekcji oceniam te brakujące palce, których nie straciłem, na
równi z utonięciem, do którego (wbrew nawiedzającym mnie dzisiaj stale obawom)
nie doszło w trakcie kilku moich pływackich eskapad do boi dzwoniącej.
Epizod weselszy od tej niedoszłej katastrofy przy krajarce wiąże się z młodym
mistrzem kowalskim z pobliskiej Karoliny Północnej. Po kilku tygodniach - kiedy,
jak przypuszczam, doszedł w końcu do wniosku, że jestem swój chłop -
zaproponował parę razy, żebym pojechał z nim na weekend do miasta, gdzie
mieszkał i gdzie, jak obiecywał, przedstawi mnie dziewczynom, które marzą o tym,
aby mnie spotkać i od których będę mógł dostać, ile tylko chcę, tego, czego chcę.
Pokusa była silna, ale powstrzymujące mnie obawy silniejsze: na moje
szczęście i nieszczęście zawsze wybiegam ostrożnie myślą naprzód i nawet pijany,
przewiduję konsekwencje swojego postępowania; tutaj zaś zdawałem sobie jasno
sprawę, że będę musiał zrezygnować z nadgodzin w jednym dniu, a jeśli przenocuję,
to nawet przez dwa dni. Myśl, że przyjdzie mi pózniej wykonywać za osiem dolarów
robotę, którą mógłbym wykonać za dwanaście, okrywała kirem zniechęcenia moje
lubieżne wizje.
Był jeszcze drugi powód, raczej zabawny, który pomógł mi poskromić żądze.
W wiejskiej gwarze, którą mówiono w jego rejonie, powszechnie uznawane za
wulgarne słowo oznaczające żeńskie genitalia brzmiało tak samo jak to, którym gdzie
indziej powszechnie określa się męski organ płciowy - co przyjmowałem z pewnym
szokiem za każdym razem, gdy odnosił je do nich, i do czego niełatwo było się
przyzwyczaić. Pisząc to teraz, zastanawiam się, czy nie chciał mnie przypadkiem
przedstawić osobnikom płci męskiej, chłopcom i mężczyznom, ale mocno w to
wątpię, ponieważ rozmawialiśmy jak zwykle o spółkowaniu z kobietami. A moje
nocne i dzienne fantazje na ich temat skupiały się zawsze na tym, co on nazywał
inaczej, a my nazywaliśmy cipką.
Kolejnym powodem praktycznie codziennej wesołości moich kolegów były
robocze buty, które wybrał mi na Manhattanie zapobiegliwy brat Lee. Jak zwykle
troszcząc się o bezpieczeństwo moje i innych, Lee długo szukał i znalazł robocze
buty wzmocnione od środka stalowymi płytami, które chroniły palce i przednią
część stopy przed zmiażdżeniem przez spadające przedmioty. %7ładen z nas nie miał
najmniejszego pojęcia, jakiego rodzaju masywne obiekty będą mi zagrażać w stoczni;
w fabrykach zdarzają się przecież wypadki. W konsekwencji chodziłem do pracy w
butach, które były nienormalnie duże, długie i bardzo ciężkie.
Jak się okazało, wśród moich kowali z Wirginii istniał ludowy przesąd, wedle
którego wielkość stopy mężczyzny wskazuje bezpośrednio na rozmiary i zasięg jego
penisa. %7ładen z moich kolegów nie widział ani nawet nie słyszał o wzmacnianych od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]