[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krwawo pomścić swoich kolegów. I dochowali przysięgi. Po dwóch zamachach tak bliskich
sukcesu, \e trzeci z pewnością by się udał, McMurdo musiał uciekać z Chicago. Pod
fałszywym nazwiskiem schronił się w Kalifornii. Tam, wraz ze śmiercią Ettie, zgasł jasny
promyk jego \ycia. Raz jeszcze o mały włos go nie zabito i raz jeszcze, pod nazwiskiem
Douglas, pracował w odludnym wąwozie, gdzie do spółki z Anglikiem Barkerem zdobyli
pokazny majątek. Ale i tam doszło go ostrze\enie, \e mściciele są znów na jego tropie. Uciekł
więc w sam czas do Anglii. Tu, o\eniwszy się po raz drugi, znalazł w swej mał\once godną
siebie towarzyszkę i przez pięć lat pędził spokojny \ywot ziemianina w hrabstwie Sussex,
\ywot zakończony zadziwiającymi wydarzeniami.
EPILOG
Po skończonym śledztwie sprawa Johna Douglasa przeszła do sądu. Przysięgli uwolnili go
od winy i kary uznawszy, \e działał w obronie koniecznej. Za ka\dą cenę niech wyjedzie z
Anglii , pisał Holmes do jego \ony. Działają tu siły po stokroć grozniejsze ni\ te, od których
się uwolnił. Anglia jest niebezpiecznym krajem dla pani mę\a .
Dwa miesiące minęły od tego czasu i po trochu zapomnieliśmy o całej sprawie. A\
pewnego ranka w skrzynce na listy znalezliśmy zagadkową kartkę: O Bo\e, panie Holmes!
O Bo\e! wyczytaliśmy na niej. Nie miała ani podpisu, ani nagłówka. Zmiałem się z tego
dziwacznego listu, ale Holmes potraktował go niezwykle powa\nie.
Paskudna historia rzekł i długo siedział ze zmarszczonym czołem.
Póznym wieczorem nasza gospodyni, pani Hudson, zaanonsowała nam jakiegoś pana,
który w bardzo pilnej sprawie chciał się widzieć z Holmesem. Tu\ za nią w drzwiach ukazał
się Cecil Barker, nasz znajomy z otoczonego fosą dworu. Twarz miał wykrzywioną, a
spojrzenie dzikie.
Przynoszę złą wiadomość& straszną wiadomość rzekł.
Bałem się tego zauwa\ył Holmes.
Czy dostał pan depeszę?
Dostałem kartkę od kogoś, kto otrzymał depeszę.
Chodzi o biednego Douglasa. Mówiono mi, \e nazywa się Edwards, ale dla mnie do
końca ju\ pozostanie on Johnem Douglasem z wąwozu Benito. Mówiłem ju\ panu, \e trzy
tygodnie temu oboje wyjechali do Afryki Południowej na statku Palmyra .
Tak.
Wczoraj wieczorem statek był ju\ w Capetown. A dziś rano doręczono mi tę depeszę od
pani Douglas:
Jack wpadł do morza w czasie sztormu na wysokości Wyspy Zwiętej Heleny. Nikt nie wie,
jak to się stało
Ivy Douglas
A więc tak to zrobili& z namysłem rzekł Holmes. Nie wątpię, \e sprytnie
zaaran\owali całą sprawę.
Sądzi pan, \e to nie był wypadek?
Nigdy w świecie.
Mord?
Oczywiście.
Ja te\ tak myślę. Ci przeklęci złoczyńcy. To piekielne gniazdo mściwych zbrodniarzy&
Nie, nie, mój drogi panie przerwał mu Holmes. Widzę w tym rękę artysty. Tym
razem to ju\ nie ucięta strzelba lub niezdarne sześciostrzałowe rewolwery. Poznać mistrza po
robocie. A gdy spotkam się z takim artyzmem, od razu mówię: Moriarty. Ta zbrodnia zrodziła
siÄ™ w Anglii, nie w Ameryce.
Ale po czym pan to poznaje?
Po tym, \e dokonał jej człowiek, który nie mo\e sobie pozwolić na niepowodzenie&
Człowiek, którego wyjątkowa pozycja polega na tym, \e wszystko, do czego się bierze, musi
się udać. Potę\ny mózg i potę\ną organizację puszczono w ruch, aby zgasić owo ludzkie
\ycie. To tak, jakby zgnieść orzech kowalskim młotem, absurdalna strata sił, niemniej przeto
orzech został zgnieciony.
W jaki sposób wciągnięto w to tego człowieka?
Mogę tylko rzec, \e pierwsze słowo w całej sprawie zawdzięczamy jednemu z jego
ludzi. Dobrze doradzono tym Amerykanom. Mając do załatwienia coś w Anglii, uciekli się,
jak zawsze obcy zbrodniarze, do pomocy miejscowej wielkiej sławy w dziedzinie
przestępstwa. Od tej chwili los ich ofiary był przypieczętowany. Moriarty przede wszystkim
skorzystał ze swojej organizacji, aby zidentyfikować Dougłasa. Potem wskazał, jak zabrać się
do rzeczy. I wreszcie, kiedy wyczytał o nieudanym zamachu, sam wkroczył z właściwym mu
mistrzostwem. Pamięta pan, jak uprzedzałem Douglasa w jego dworze w Birlstone, \e
nadchodzące niebezpieczeństwo grozniejsze jest od poprzednich. Czy nie miałem racji?
Barker w bezsilnym gniewie uderzył się pięścią w głowę.
1 pan chce, \ebyśmy siedzieli i czekali z zało\onymi rękami? Mówi pan, \e nikt nigdy
nie dorówna temu królowi zbrodniarzy?!
Nie, tego nie mówię rzekł Holmes ze wzrokiem utkwionym jakby w daleką
przyszłość. Nie twierdzę, \e nie mo\na go pokonać. Ale dajcie mi czas& dajcie mi czas!
Przez kilka minut siedzieliśmy w milczeniu, gdy jego prorocze oczy próbowały przeszyć
rozpościerającą się przed nami zasłonę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]