[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uczucia!
Czytałem wczoraj książkę pod następującym tytułem: Pobyt ich cesarskich mości w
Kraju Przywiślańskim przez M. Chudziaka. * Chciałbym dostać w ręce tego
Chudziaka!
By otrząsnąć się z mgły wściekłości zacząłem czytać Historią zbrodni Wiktora
Hugo. * Jakże to nikczemny kraj,
KIELCE, 1885
171
jeżeli wydaje takich Chudziaków! Gdybym wiedział, że znajdę jeszcze ze stu
takich ludzi, którzy ośmieliliby się pisać po polsku w celu propagowania między
prostym ludem książek z podobną treścią doprawdy uciekłbym stąd. Nie może być
książki wstrętniejszej dla mnie. Przeczytawszy to do ostatniej stronicy, uczułem
jakieś przygnębienie straszne. Myśl, że to pisane po polsku, goniła mię jak
harpia. Odżyłem w Wiktorze Hugo. Ten mię szarpał, tamten łagodził rozdarte rany.
Usnąłem pózno. Jestem takim już demokra-' tą, że nie mam już innego zdrowia
podczas naszych koleżeńskich uczt prócz zdrowia demokracji. Jeden Krzyż-
kiewicz wtóruje w takim razie całą duszą. Reszta pije lecz pije, by kieliszek
wypróżnić. Wpadam w bagna utopii. Darmo jednak: idę z czerwoną czapką na głowie
coraz dalej! Gdy spotkam się ze zdaniem arystokratycznym wpadam we wściekłość
i szyderstwem Węgierskiego płacę procenta. Wiktor Hugo, Konopnicka to sztandar
nasz: mój, Bernarda *, Wacka! Inni niech idą z Krasińskim tylko od naszego
sztandara z daleka! Janek * za bardzo wierzy w arystokracją umysłową. Kto wie,
czy człowieka z gminu nie nazwałby w ślad za prof. Siemiradzkim wyrazem CKOT!"
* cechującym wybornie arystokratyczne dążenia wielkich panów, magnatów,
książąt-prałatów... *
21 V (czwartek).
Egzamina! Na wszystkich punktach rozpalone latarnie, wszędzie widać blade twarze
i słychać bicie serc. Powietrze nad Kielcami ciężkie, jak zwyczajnie podczas
egzaminów!
W klasie ósmej pobożność zakwitła. Rychłowski modli się na zabój... Wszystko to
da się wytłomaczyć, jeśli zważymy, co to egzamina dla kończącego gimnazjum i
charakter gnący się przed wielkością. Przyszłość złota i ogrom wiadomości, jedna
luka w którym może zamienić przyszłość w noc jedne. Janek zdaje świetnie:
ćwiczenie jego łacińskie
DZIENNIKI, TOMIK VI
areopag filologiczny uważa za zupełnie klasyczne. Jemu łatwiej wojować z panem
Bogiem. U nas cicho l spokojnie jak dawniej: łaziemy na lekcje i na złość
dżdżystemu i zimnemu majowi, zamiast uprzywilejowanych mu poezyj, studiujemy
zawiły i nudny binom Newtona. Ja z tej gmatwaniny wychodzę zazwyczaj z bólem
głowy. Matematykiem nie będę niech stracę, ale nie będę!
22 V W nocy.
Wczoraj czytałem do piątej rano Historią zbrodni Hugo i Hołotę Kraszewskiego. *
Porywa duszę wir poezji. Pisałem kilka kartek mojego poematu: sławiłem1 moje
przekonania więc to część najważniejsza. Obecnie wróciłem ze spaceru zwykłego
z Wackiem po szosie. Ile my przemarzym na tych naszych spacerach! Godzina 12
myślę przesiedzieć znów do rana. Wracają te boże noce moje, cudne noce majowe,
spędzane ze sobą i książkami... Cicho tak te węże oplatają duszę i sączą jad
poezji... Helu gdzieś ty, siostro moja? Jestem pijany widokami cudów wiosennej
nocy! Jak rwie siÄ™ dusza wysoko, do chmur...
23 V (sobota).
Hołota jest jedną z najpiękniejszych powieści Kraszew-skiego, jakie czytałem. Są
tam dwa charaktery, Lusi i Zygmunta, które wywołują takie wrażenie jak rysunki
Grottgera. Są to ideały, wymarzone w chwilach natchnień wysokich takiego jak
Kraszewski poety. Postaci te żyją w tym regionie fantazji, który ja myślą
najczęściej odwiedzać lubię. Artystka, pianistka, zmuszona żyć bez muzyki, a
palona nią, śród otoczenia obcego jej duszy, choć to otoczenie składa się z jej
ojca i chorej matki odzywa się w ten sposób do litującego się jej położeniu
brata:
1 Może: stawiłem.
KIELCE, 1885
173
Ani Siedm stów Haydna, ani Stabat Mafer* nie może pójść w porównanie z jedną
Å‚zÄ…, otartÄ… chorej matce...
Jest to zachwycające i wysoce etyczne. Takimi słowy, rzuconymi nieznacznie
między wierszami powieści działa się silniej na wrażliwe umysły, niż za pomocą
całych bibliotek moralności i obowiązku, niż za pomocą logicznych dowodzeń i
kazań.
Lekcje religii wprowadzają mię we wściekłość. Kanonik rysuje zaburzenia we
Włoszech z czasów Garibaldiego. Zwiętą postać Mazziniego obrzucił błotem. Nie!
nie zejdziem się już nigdy z czarnymi aniołami. Nienawidzę księży! Ranią mię
najboleśniej. Te jezuickie kruczki, to cofanie się i rzucanie naprzód, te
wybiegi na pole logiki, filozofii są mi wstrętne. Ukrywają fałsz i niskie
cele.
Byłem znów na zastępstwie p. Gronkowskiego, czytałem, a pózniej prowadziłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]