[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mimo ostrzeżeń, bardzo przywiązała się do Neila. Ale w wypadku tak miłego dziecka
nietrudno to było przewidzieć. Neef przez moment zastanawiał się, czy dobrze zrobił
pozwalając Ewie na pierwszą wizytę u chłopca. Od niej wszystko się zaczęło. Ale szybko
pozbył się tych wątpliwości przypominając sobie, jak ta dwójka świetnie czuła się razem
na pikniku. Był pewien, że jednak postąpił słusznie.
Przed południem Neef dowiedział się, że Frank MacSween wrócił do pracy. Tuż po
lunchu poszedł do pracowni patologicznej z kondolencjami. Frank siedział w swoim
gabinecie obok prosektorium. Usytuowany w podziemiach pokój pozbawiony był
okien, toteż oświetlały go jarzeniówki, podobnie jak samo pomieszczenie do wykony-
wania sekcji zwłok. W jasnym blasku twarz MacSweena wydawała się papierowo biała
i widniały na niej szare, siwiejące ślady nieogolonego zarostu. Wyglądał, jakby błądził
myślami gdzie indziej.
Przyszedłem, żeby ci powiedzieć, że strasznie ci współczuję z powodu śmierci
wnuka odezwał się Neef. To wielka tragedia.
MacSween skinął głową i Neef zauważył, że jego oczy są zupełnie bez wyrazu. Poczuł
duże zaniepokojenie. Frank nie powinien tak szybko wracać do pracy. Potrzebował
opieki lekarskiej, by przetrzymać kryzys.
Dobrze się czujesz, Frank? zapytał łagodnie.
MacSween podniósł na niego wzrok z takim wyrazem twarzy, że Neef podejrzewał,
iż nie usłyszał pytania.
Ten malutki chłopczyk stanowił dla mnie wszystko odrzekł po chwili Frank.
Wiem, że był niemowlęciem, ale symbolizował dla mnie w pewnym sensie przy-
szłość.
129
Neef przypomniał sobie kryjówkę w ogrodowym żywopłocie i plany budowy domku
na drzewie, które snuł MacSween.
Kiedy brałem go na ręce, czułem że trzymam samą siłę życia. Wibrowała w nim,
tętniła w jego ramionkach i nóżkach. Możesz sobie wyobrazić, co to znaczy dla kogoś,
kto przez większość życia dotyka martwych ciał?
Neef niepewnie pokręcił głową. Wiedział, że Frank będzie strasznie przeżywał śmierć
wnuka, ale nie spodziewał się takiej rozpaczy.
I jego oddech... Czułeś kiedyś zapach oddechu małego dziecka, Mike? Jest wspa-
niały. Absolutnie cudowny. I wiesz co?
Co? spytał cicho Neef.
To ja go zabiłem.
Ty... co?! wykrzyknął Neef nie wierząc własnym uszom.
Ja go zabiłem powtórzył MacSween. Nie wiem jak i nie wiem dokładnie
kiedy, ale wiem, że to ja.
Frank! Naprawdę nie powinieneś być w pracy. Przeżyłeś ogromny wstrząs i po-
trzebujesz czasu, żeby...
MacSween uniósł do góry dłoń i spojrzał Neefowi prosto w oczy.
Ja nie postradałem zmysłów, Mike. Po prostu wiem, co zrobiłem. Widzisz, tuż
przed twoim przyjściem miałem telefon.
Jaki telefon? zapytał Neef, gdy Frank zamilkł na chwilę i jego oczy się za-
szkliły.
Ze szpitala w Yorkshire. Z tego, do którego zabrali Nigela. Mają wyniki sekcji
zwłok.
No i...? przynaglił go Neef.
Obustronne zapalenie płuc... przesłaniające rozległego raka oskrzeli.
Jezu Chryste! wykrzyknął Neef. Co się, u diabła, dzieje?!
Nie wiem odrzekł w zamyśleniu MacSween. Ale to niemożliwe, żeby malut-
kie dziecko zostało przypadkowo narażone na działanie czynnika rakotwórczego, jak
Melanie Simpson czy Jane Lees. Ten środek musiał wciąż być obecny w ich ciałach i ja
go w jakiś sposób wchłonąłem, a potem przeniosłem na Nigela.
To nie ma sensu, Frank zaprzeczył Neef. Wszystko wskazuje na to, że winne
były wdychane opary.
Więc ta teoria jest błędna odrzekł z uporem MacSween.
Ale gdyby chodziło o ciało stałe, twoi ludzie znalezliby je podczas mikroskopo-
wych badań wycinków pochodzących z sekcji. A tymczasem nie natrafili na nic szcze-
gólnego. Ani na cząsteczki, ani na włókna.
To nie jest zbieg okoliczności. Przeczy temu po prostu zdrowy rozsądek! obsta-
wał przy swoim MacSween.
130
Masz rację zgodził się spokojnie Neef. Ale nie możesz winić siebie.
Pomyślał o Charlie em Morse. MacSween jeszcze nie wiedział, że potwierdziło się
podejrzenie, iż Charlie ma raka. Zastanawiał się, czy nie powinien oszczędzić Frankowi
tej wiadomości. Był już wystarczająco zdruzgotany. W końcu uznał, że jednak musi mu
powiedzieć. Jeszcze nie miałem okazji wspomnieć ci o Charlie em Morse.
MacSween spojrzał na niego dziwnie, jakby nie rozumiał.
Mój Boże, zapomniałem o Charlie em! przypomniał sobie nagle. Też to ma?
Neef pokiwał głową.
Niestety. Jego płuca to sito, jak się wyrazili.
O co tu chodzi, do jasnej cholery?! w głosie MacSweena odbiła się wściekłość
pomieszana z rozpaczÄ….
Lepiej wezwijmy tu zaraz kogoś z Wydziału Zdrowia, zanim staniemy w obliczu
wybuchu epidemii zaproponował Neef.
Epidemii czego? MacSween spojrzał na niego zaskoczony.
Neef zdał sobie sprawę, że użył niewłaściwego określenia. Wypowiedział je bez za-
stanowienia. Może wybuchnąć epidemia z powodu zatrucia żywności, ale nie epidemia
raka. Takiej nie ma.
Szczerze mówiąc, nie mam bladego pojęcia odrzekł bezradnie.
¬
Neef wrócił do gabinetu i zadzwonił do Wydziału Zdrowia, ale nie zastał Lennona.
Jednak dowiedziawszy się, kto dzwoni, jego współpracownicy podali Neefowi numer
jego telefonu komórkowego. Lennon zgłosił się podczas jazdy samochodem. Neef sły-
szał w tle odgłosy ruchu ulicznego.
Powinniśmy spotkać się jak najszybciej powiedział Neef. Sprawa zatacza
coraz szersze kręgi.
Następny przypadek?!
Tak. Tym razem to malutkie dziecko z Yorkshire.
Może pan powtórzyć?
Dobrze pan usłyszał. Wnuk naszego patologa, Franka MacSweena.
Niech to szlag trafi westchnął Lennon. Mogę przyjechać około piątej.
Dobrze. Koniecznie musimy porozmawiać.
Neef spojrzał na zegarek. Była trzecia trzydzieści. Jeśli Ewa odwiedzała dzisiejszego
popołudnia Neila zamierzał jej powiedzieć o stanie chłopca. Rano Neil nie czuł się do-
brze. Ewa pewnie zauważyła, że coś jest nie w porządku, ale wolał powiedzieć jej to
wprost. Połączył się przez telefon wewnętrzny z dyżurką i zapytał, czy widziano Ewę na
oddziale.
131
Panna Sayers przyszła około trzeciej odpowiedziała pielęgniarka dyżurna.
Neef powędrował do sali Neila i zatrzymał się na zewnątrz, gdy zobaczył Ewę przez
szybę. Czytała malcowi bajkę. Chłopiec nie zachowywał się tak jak zwykle. Leżał bez
ruchu pod kocem z oczami utkwionymi w Ewie. Neef cicho wszedł do środka i pod-
szedł do łóżka.
Cześć wam odezwał się półgłosem i przykucnął obok Ewy siedzącej na krześle
z książką na kolanach. Pewnie przeszkadzam, jak zwykle.
No pewnie! odrzekła Ewa. Właśnie dochodzimy do momentu, w którym
wilk zacznie sapać ze złości.
Neef spojrzał na Ewę i wyczytał w jej oczach, że czegoś się domyśla. Tylko udawała,
że wszystko jest w porządku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]