[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Choć słońce przygrzewało jedynie w miejscach osłoniętych od wiatru, a dokoła panował dojmujący
chłód, Christy podobało się czyste, mrozne powietrze i kłęby chmur przesuwających się z wolna po
niebie.
Na szczytach gór wznosiły się kępy ozłoconych jesienią osik. Stada jeleni z pewnością zaczęły się
już gromadzić w wyższych partiach, przygotowując się do corocznej wędrówki w doliny.
65
Myślałaś, że zostawiłaś to wszystko za sobą, przemknęło Christy przez myśl. A to cały czas tutaj
było i czekało na ciebie o kilka głupich godzin jazdy z Manhattanu. I zawsze już tak będzie.
Kiedyś ta myśl napełniłaby ją przerażeniem. W tej chwili Christy odczuwała jedynie spokój i
zadowolenie, których nie potrafiła sobie wytłumaczyć, podobnie zresztą jak nie mogła zrozumieć,
dlaczego Cain tak bardzo ją pociąga. A jednak uczucie to było nie mniej realne niż ziemia, na której
stali.
Kiedy zbliżyli się do gęstej kępy drzew, Moki zwietrzył świeży ślad i ruszył w głąb zagajnika. Nagle
usłyszeli przerazliwy hałas. Spośród sosen rozleciała się na wszystkie strony chmara niewielkich
błękitnych ptaków. Ich ciemnoniebieskie pióra przybierały miejscami kolor przejrzałej śliwki.
Cain i Christy obserwowali z uśmiechem niespokojny lot ptaków, które mknęły pod wiatr niczym
ruchliwe, błękitne iskierki. Sformowawszy stado przeleciały jeszcze kilkaset metrów, po czym
zapadły w kolejną kępę sosen, by nasycić się do woli słodkimi nasionami szyszek.
Cain schylił się i podniósł z ziemi ciemnobłękitne piórko. Jakby mimo woli przyłożył je do rudych
włosów Christy. Dostrzegła w jego oczach, że sprawiło mu to przyjemność.
Nagle, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, Cain rozluznił palce, pozwalając piórku unieść
się na wietrze.
- Wolne i szczęśliwe - odezwał się mając na myśli ptaki. - Ale jeśli chcą przeżyć, mają jeszcze sporo
do zrobienia przed zimą. Tutaj nie dostaje się obiadu za darmo.
Przywołał Mokiego i podjął przerwany marsz. Christy upewniła się, dokąd poleciało piórko,
podeszła do krzaka, o który się zaczepiło, zdjęła je i schowała do kieszeni.
Kiedy zbliżyli się do Sióstr, usłyszeli lekki świst prądów powietrznych zataczających kręgi wokół
białej iglicy. Zawodzenia wiatru przypominały trochę dzwięki fletu. Należały do dawnego świata, w
którym ludzie i duchy byli sobie znacznie bliżsi, choć z pewnością nie było to spokojne sąsiedztwo.
Moki wyłonił się z zarośli i zaczął iść przy nodze Christy. Cain zwolnił i rozejrzał się uważnie
wokół.
- Co się stało? - zapytała po chwili dziewczyna.
- Coś mi tu nie pasuje.
- Na przykład co?
- Gdybym wiedział, nie szukałbym.
Christy przyjrzała się Siostrom i otaczającemu je surowemu krajobrazowi. U podnóża skalnych
kolumn leżały drobiny pokruszonego białego i czerwonego piaskowca. Cały ten nieład wyglądał
jednak najzupełniej naturalnie. Spękane skały przez lata były narażone na wyniszczające działanie
wody i wiatru. Dokoła rozciągał się wierzchołek wzniesienia, którego gładka powierzchnia
przypominała świeżo pozamiataną podłogę.
Im dłużej Christy przebywała w tym miejscu, tym lepiej rozumiała zmienne rytmy natury. Choć
piaskowiec mógł się wydawać niezwykle trwały, w rzeczywistości kamień był ulotny jak wszystko na
świecie. Wiatr i niepogoda panowały tu niepodzielnie, zamieniając skałę ziarnko po ziarnku w
unoszony porywistymi podmuchami czerwony pył.
Podobnie działo się z roślinami. W osłoniętych miejscach cedry i sosny trzymały się prosto i
zdrowo. Na otwartej przestrzeni, gdzie wiatr hulał bez przeszkód, powykręcane pnie drzew
przywodziły na myśl wyniszczone upływem lat ciała starców.
Cain podszedł do niewielkiego skalnego występu znajdującego się w odległości około stu metrów
od podnóża białej iglicy. Sprawdził położenie półki i wdrapał się na szczyt.
Christy obserwowała go w milczeniu.
- Stąd strzelał zabójca - odezwał się.
- Skąd wiesz?
- Gdybym ja chciał zabić kogoś chodzącego wokół Sióstr, strzelałbym właśnie z tego miejsca.
Cain przeszedł się kilka razy wzdłuż skalnej półki, aż znalazł miejsce z obu stron osłonięte
metrowymi głazami. Osunął się w zagłębienie, naśladując ruchy snajpera, który szuka w szczelinie
dogodnego miejsca do oparcia lufy.
Po chwili obrał najlepszą pozycję, uniósł wyimaginowany sztucer i zamarkował kolejno wystrzał i
66
przeładowanie broni. Powiódł wzrokiem za torem lotu łuski, zeskoczył w miejsce, gdzie powinna
była upaść, i zniknął z widoku, szukając czegoś między głazami.
Stojąc samotnie w podmuchach wiatru, Christy oczekiwała na powrót Caina. Wydawało jej się, że
minęły całe wieki, zanim jego głowa wyłoniła się z zagłębienia między skałami. Zeskoczył na dół z
wyrazem ponurego triumfu na twarzy.
- Trzydziestka ósemka, tak jak myślałem - oznajmił.
W jego ręku spoczywał niewielki metalowy przedmiot. Cain położył go na dłoni Christy.
- Auska - wyjaśnił.
Kiwnęła głową. Widziała w dzieciństwie wiele podobnych kawałków metalu, zniszczonych długim
leżeniem pod gołym niebem. Auska, którą przyniósł Cain, błyszczała jednak nowością, nietknięta
jeszcze niszczącymi siłami natury.
- Od razu mi lepiej, kiedy pomyślę, jakie wnikliwe dochodzenie przeprowadził Danner w sprawie
mojego wypadku - stwierdził sarkastycznie Cain. Zabrał łuskę z dłoni Christy i wrzucił ją do kieszeni
koszuli.
- Nie powinieneś jej w coś owinąć? - zapytała. - Może ktoś inny zrobi z niej użytek w sądzie, skoro
szeryf nie odróżnia własnego tyłka od nagrzanej słońcem skały.
Cain błysnął zębami w uśmiechu, lecz natychmiast spochmurniał.
- Połowa myśliwych w południowo-zachodnim Kolorado używa winchesterów tego kalibru -
powiedział. - Dopóki nie znajdę broni i motywu, nic nie zdziałam.
- Ktoś próbował cię zabić!
- Zdaje się, że wreszcie mi uwierzyłaś.
- Owszem - potwierdziła krótko.
- Zabójca nie działał w pojedynkę - oznajmił Cain.
- Skąd ta pewność?
Mężczyzna obrzucił Christy dziwnym spojrzeniem.
- Nie zapominaj, że tam byłem, Ruda.
- Oddalony o trzysta metrów, bez lornetki. Leżałeś na plecach i zastanawiałeś się, co ci się stało.
Jak, do jasnej cholery, możesz być pewien, że ktoś zrobił to celowo, a tym bardziej, że Jo maczała w
tym palce? - zagalopowała się Christy.
Cain był tak zaskoczony gwałtownością jej wybuchu, że nie zdobył się na odpowiedz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright 2016 Moje życie zaczęło się w dniu, gdy cię spotkałem.
    Design: Solitaire