[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zobacz! - zawołała zachwycona, kiedy uklękła przy niskim
sosnowym stoliku i opró\niła pudełko. - Karuzela!
Mru\ąc oczy, popatrzył na rysunek. Widział tylko niewyrazne kreski,
esy-floresy, płaszczyzny wypełnione cyframi, które odpowiadały kolorom
farb.
- Skąd wiesz? - spytał.
Zdawała się nie słyszeć pytania. Powiodła spojrzeniem w stronę stolika
nocnego, na którym stała mała blaszana pozytywka.
- Pamiętam, jakie ładne, \ywe kolory miała przed laty karuzela Kate.
Teraz są starte, ale kiedyś... Jaskrawa czerwień, intensywna zieleń, parę
odcieni błękitu...
- Kate?
- Moja babcia - odparła cicho. - To ona zało\yła Fortune Cosmetics.
Zginęła pół roku temu. Bardzo za nią tęsknię.
Wiedział, \e nie powinien ciągnąć Allie za język, wypytywać o babkę,
którą wyraznie uwielbiała. Przez cały dzień udawało mu się utrzymać
dystans; nie pozwalał sobie na jakąkolwiek bliskość czy za\yłość. Póki jest
odpowiedzialny za bezpieczeństwo Allie, musi mieć się na baczności,
przestrzegać reguł gry. Ale kiedy sprawa anonimowych telefonów się wyjaśni
i Allie nie będzie dłu\ej jego klientką, wtedy...
Po raz pierwszy zaczął na powa\nie rozwa\ać taką mo\liwość.
Wiedział, \e zauroczenie fizyczne, jakie istnieje między nim a nią, nie musi
doprowadzić do mał\eństwa, ale romans... romans te\ mo\e być czymś
pięknym.
Przysięgał sobie, \e ju\ nigdy więcej nie zwią\e się z \adną kobietą;
dość miał w \yciu komplikacji i kłopotów. Ale teraz, patrząc na Allie
siedzącą w blasku płomieni, nie potrafił myśleć o sobie i swoich postanowie-
niach.
Pragnął jej pomóc, chronić ją przed przeciwnościami losu, przed
cierpieniem i smutkiem, jaki wyzierał z jej oczu.
- Jaka była? - spytał cicho, wyczuwając, \e dziewczyna ma
potrzebę podzielenia się z kimś swoim bólem i tęsknotą. W przeszłości, gdy
nachodziła ją taka potrzeba, przypuszczalnie zwierzała się siostrze, ale dziś
miała tylko jego.
- Odwa\na, uparta, niezale\na. Pod wieloma względami
przypominała mi ciebie. Nikogo się nie bała, nikogo nie słuchała. Prowadziła
nad Amazonką samolot, który nagle się rozbił...
- Musiała być niezwykłą kobietą. Allie ponownie
zerknęła na karuzelę.
- Była. Zacisnąwszy ręce w pięści, aby nie zgarnąć Allie
w objęcia, Rafe nerwowo zastanawiał się, jak jeszcze mógłby ją pocieszyć.
- A mo\e, zamiast malować rysunek na tekturze, poma-
lowalibyśmy karuzelę twojej babci? - zaproponował. -
W tracie pracy mogłabyś mi trochę o niej opowiedzieć.
Radość rozjaśniła jej oczy.
- Co za wspaniały pomysł! Potrafisz malować?
- A to takie trudne? Zanurza się pędzelek w jednym w tych
pojemniczków z farbą, potem nanosi kolor na upatrzone miejsce.
- Hm... - Zamyśliła się. - Coś mi się zdaje, \e czeka nas większe
wyzwanie, ni\ sÄ…dzimy.
I faktycznie. Tyle \e wyzwaniem było nie malowanie, lecz konieczność
zachowania dystansu. Pracowali przy stoliku pod oknem. Ilekroć Allie
podnosiła głowę i widziała ciemną czuprynę Rafe'a albo jego rękę trzymającą
pędzelek wielkości wykałaczki, serce biło jej przyśpieszonym rytmem.
Właściwie więcej czasu poświęcała na obserwację Rafe'a ni\ na malowanie.
Trudno było się jej skupić. Zdarzało się, \e niechcący trącał ją łokciem albo
ona jego nogą - wtedy kilka minut dochodziła do siebie. Nawet nie
zauwa\yła, kiedy zaczęła opowiadać mu o całym klanie Fortune'ów. O pełnej
temperamentu, niepokornej Kate, o swoich rodzicach, którzy coraz bardziej
oddalali się od siebie, o radościach i udrękach wynikających z bycia
blizniaczkÄ….
- Uwielbiałyśmy z Rocky zamieniać się rolami. Ona udawała, \e
jest mną, a ja, \e jestem nią. Ostro\nie namalowała cienką czerwoną kreskę
na uzdzie małego, uchwyconego w galopie rumaka. - Czasem jednak przy
nosiło to niespodziewane i nie zawsze miłe efekty. Kiedyś, wcieliwszy się we
mnie, poszła na randkę z moim chłopakiem, a on zakochał się w niej bez
pamięci.
Marszcząc czoło, Rafe przysunął pędzelek do końskiego pyska.
- Co za palant! - mruknął pod nosem. - Trzeba być ślepcem, \eby
was nie odró\nić.
Zanurzyła czubek pędzla w plastikowym pojemniku.
- Mówisz tak, bo widziałeś Rocky w sportowej skórzanej kurtce i
d\insach. Ale kiedy ma na sobie sukienkÄ™, wtedy...
Wtedy te\ była sobą. Jedyną i niepowtarzalną Rocky Fortune.
- Jesteście inne, Allie - oznajmił Rafe, nie odrywając oczu od
pracy. - Mo\e podobne z wyglÄ…du, ale inne z charakteru.
Zaskoczona trafnością komentarza, na moment przerwała malowanie.
- To trochÄ™ tak jak z karuzelÄ… twojej babci. WsunÄ…Å‚ zabrudzony
zieloną farbą pędzel do pomarańczowego pojemnika, po czym przystąpił do
poprawiania końskiej grzywy. - Co innego widzi oko, co innego kryje się
w środku. To nasza wewnętrzna melodia sprawia, \e ró\nimy się od siebie.
Allie poczuła ucisk w gardle. Nie odezwała się. Rafe odło\ył
pędzelek.
- Całkiem niezle - powiedział zadowolony z wyniku swojej pracy.
Nagle Allie zrozumiała prawdę. Od pewnego czasu podejrzewała, \e
jej uczucia do Rafe'a to coś więcej ni\ zwykłe po\ądanie. W głębi duszy
miała nadzieję, \e po zakończeniu sesji ich wzajemne zauroczenie przerodzi
się w... Sama nie bardzo wiedziała w co. W przyjazń? Mo\e w romans? A
mo\e...
Z przera\eniem pomyślała sobie, \e nie jest gotowa na miłość. Jeszcze
nie. Ju\ raz zaręczyła się z człowiekiem, którego sądziła, \e zna na wylot, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]