[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swoimi prawami, o czym zdą\yła przekonać się na własnej skórze. Jak na jej
gust, wystarczy przykrych doświadczeń. Nie spojrzawszy nawet na Willa,
przemknęła po schodach i schroniła się w swojej sypialni. Zdecydowała, \e tak
będzie lepiej. W gruncie rzeczy byli sobie obcy. I niech tak zostanie.
Carolina stuknęła jubilerskim młoteczkiem w srebrną oprawkę do
wypolerowanego lapisu. Przy pracy zwykle słuchała muzyki, lecz tego dnia za
cały akompaniament wystarczył deszcz bębniący głośno o dach.
W północnej Arizonie rzadko pada, ale jeśli ju\, to solidnie. Wyjrzała
przez okno i uprzytomniła sobie, \e podczas gdy ona znajdowała się w suchym,
ciepłym pomieszczeniu, Will pracował na dworze, poniewa\ nowy dom był
nadal tylko częściowo zadaszony.
Przez ostatnie dwa tygodnie był w domku rzadkim gościem, ona zaś
trzymała się z dala od placu budowy. Rano czekała, a\ Will zje śniadanie,
wypije kawę i wyjdzie. Wieczorem zazwyczaj wybierał się na kolację do
miasteczka. Spotkali się tylko raz, kiedy przyprowadził Mike a, który chciał się
z Caroliną po\egnać.
Głośne drapanie w drzwi wyrwało ją z rozmyślań. Odło\yła pierścionek,
wytarła ręce i poszła do wyjścia. Do pracowni wpadł Zbój, zostawiając za sobą
mokre ślady na podłodze.
 Zbój! Idz stąd, jesteś cały mokry!
 Próbujemy uciec przed deszczem  rozległ się głos Willa.
Zaskoczona odwróciła się. Potę\na postać tarasowała drzwi. W twarzy
Willa, która pozostawała w półcieniu, lśniły zielone oczy. Wilgotne włosy
uło\yły się w fale. Mokra kurtka przylegała do umięśnionego torsu.
 Zbój, do nogi!  Pies posłusznie stanął przy panu. Obaj patrzyli
wyczekująco na Carolinę.  Mo\emy wejść?  spytał Will.
 Oczywiście  odparła, siląc się na swobodny ton. To bliskość tego
przystojnego mę\czyzny, którego smak pocałunku zdą\yła ju\ poznać, tak na
nią działała. Wez się w garść, nakazała sobie w duchu. Udawaj, \e nic się nie
wydarzyło. Zapomnij o swoich rojeniach. Musisz wrócić do punktu wyjścia 
Will to fachowiec, który ma postawić ci dom, i nikt więcej.
Aatwo powiedzieć. Dobrze było go znów widzieć, czuć jego siłę,
obserwować oszczędne ruchy, gdy wycierał zabłocone buty i wieszał mokrą
kurtkÄ™ na klamce.
Will kazał psu poło\yć się na wycieraczce, a sam zajął krzesło stojące
blisko warsztatu Caroliny.
 W taką pogodę nie da się pracować  odezwał się, zupełnie
nieświadomy wra\enia, jakie uczynił swoją obecnością.
 Tak?  rzuciła zdawkowo. Serce waliło jej jak młotem. Aby ukryć
zmieszanie, wło\yła okulary i pochyliła się nad robotą.
 W tym tygodniu du\o zrobiliśmy. Stanęły ściany, poło\yliśmy część
dachu.
 Wspaniale  odrzekła, pilnując, by głos jej nie zadr\ał.
 Jak ci idzie praca?
Uniosła wzrok. Will najwyrazniej pragnął porozmawiać. Co go do tego
skłoniło? Ostatnio unikał jej towarzystwa, zresztą ona tak\e schodziła mu z
drogi. Uznała, \e tak będzie lepiej dla nich obojga.
 Mam do skończenia tylko jedną du\ą sztukę bi\uterii.  Dobierała słowa
równie starannie jak narzędzia jubilerskie.
 Mogę zobaczyć?  Wyciągnął rękę.
Carolina poło\yła pierścionek na otwartej dłoni Willa, starając się jej nie
dotykać.
 Ostro\nie, nie zagięłam jeszcze uchwytów kamienia. Mo\esz się
skaleczyć.
 Naprawdę piękny  pochwalił.  Nie będziesz miała nic przeciwko
temu, \ebym został i przyjrzał się, jak pracujesz?
Will postanowił skorzystać z okazji i przerwać trwające od dwóch tygodni
milczenie. Cią\yło mu, tak samo jak nieprzyjazna atmosfera, która zapanowała
między nimi.
 Proszę bardzo, pod warunkiem, \e nie będziesz mi przeszkadzał.
Will rozejrzał się z ciekawością po pracowni i zapytał o nazwy
poszczególnych narzędzi. Carolina cierpliwie tłumaczyła, do czego słu\ą ró\ne
imadła, młoteczki i specjalne śrubokręty.
 A to?  Will wyjÄ…Å‚ jej z rÄ…k szczypce.
 Zostaw natychmiast!  poleciła surowo Carolina i nagle się roześmiała.
Willowi zrobiło się l\ej na sercu. A więc nie wszystko stracone. Mo\e
będą mieli jeszcze jedną szansę. Zaczną wszystko do początku, unikając
poprzednich niedomówień i błędów. Nadal pragnął Caroliny  to się nie
zmieniło.
 Co będzie na kolację?  spytał, oddając jej szczypce.
 Jeszcze nie wiem. Nie wybierasz się dziś do miasta?  zapytała z lekkim
przekąsem w głosie, choć bez gniewu czy złośliwości.
Will miał serdecznie dość samotnych kolacji w zatłoczonym,
zadymionym barze i nocowania w małym składziku na narzędzia. A najbardziej
dokuczyło mu pozostawanie z dala od Caroliny. Ciągnęło go do niej i nic nie
mógł na to poradzić. Nie chciał jej skrzywdzić  była siostrą jego najlepszego
przyjaciela, kobietą, z którą mą\ postąpił podle. Pamiętał o tym i pragnął dać jej
szczęście. Zasługiwała na nie  była dobra i piękna. Uczyni to, a potem
odejdzie. Jak miał to w zwyczaju.
 Będę w domu  zapewnił z rozradowaną miną.
 Pomóc ci?
Carolina odwróciła się na dzwięk głosu Willa. Po raz pierwszy od dwóch
tygodni mieli zasiąść razem do stołu i Will wyglądał na przejętego tym faktem.
Ucieszyła się z takiego obrotu sprawy. Jej te\ cią\yła napięta atmosfera,
udawanie, niedomówienia.
 Postaw na stole.  Wręczyła mu półmisek.
 Ale gorące! Zapomniałem, gdzie mam to zanieść. Wybuchnęła
śmiechem.
 Na stół. Chyba \e chcesz zjeść na dworze, ze Zbójem.
Uśmiechnięta wrzuciła ostatnie składniki do sałatki i wlała sos. Will starał
się ją rozweselić, sprawić, by przy stole zapanował sympatyczny nastrój.
Powinna być mu wdzięczna  ona sama z trudem zdobywała się na
niefrasobliwość, była raczej powa\na, chwilami do przesady. Mo\e czas
otrząsnąć się, zapomnieć o przeszłości. Dzięki Willowi uświadomiła sobie, \e
znowu, mimo przykrych przejść, jest zdolna zapragnąć mę\czyzny. Oczywiście
kogoś na stałe, z kim będzie się śmiała nad miską gorących ziemniaków, kto
przytuli ją podczas bezsennej nocy, kogoś, kto będzie dą\ył do stabilizacji, a nie
obie\yświata. Po kolacji Will zauwa\ył:
 Przestało padać. Mo\e się przejdziemy? Dawno nie byłaś na budowie.
Zobaczysz, ile ju\ zrobiliśmy.
 Dobrze. Tylko wstawię talerze do zlewu. Zanim wyszli z domku, zapadł
zmrok. Wilgotne powietrze pachniało świe\ością. Zwierszcze rozpoczęły
wieczorny koncert. Gwiazdziste niebo obiecywało pogodę na następny dzień.
 Po deszczu zawsze tak ładnie pachnie.  Carolina napawała się
orzezwiajÄ…cym powietrzem i zapachem wieczoru.
 Tak... Posłuchaj, chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie. Zdaję
sobie sprawę, \e jesteś dorosłą i wolną kobietą i masz prawo decydować o sobie.
Nie potrzebujesz przyzwoitki ani ochroniarza.  Kątem oka spostrzegł, \e
zmarszczyła czoło.  Wydawało mi się jednak, \e Kirkland nie jest
odpowiednim...
 Nie powiedziałabym, w pewnym sensie Jimmy Kirkland to idealny
mę\czyzna dla mnie  wpadła mu w słowo.
 Co?  Will omal nie wypuścił latarki z ręki. Stanął jak wryty i chwycił
CarolinÄ™ za ramiÄ™.  Co takiego w nim widzisz?
Uwolniła rękę i ruszyła dalej.
 Có\, jest o co najmniej pięć lat starszy ode mnie. Rozwiódł się dawno
temu, prowadzi niezle prosperującą firmę w Prescott, więc nie będzie chciał się
nigdzie przeprowadzać. Ma dorosłe dzieci i lubi tańczyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire