[ Pobierz całość w formacie PDF ]

paka; nogi podkurczyła pod siebie jak posąg i obejmowała go ramionami.
Gentry i Zlizg znalezli połączenie, światła przygasły i zdawało jej się, że sły-
szy jęk twarzy na ekranie. Ale już sunęła w stronę Angie, widząc (nagle, abso-
lutnie, tak wyraznie, że aż zabolało) cieniutką strużkę krwi płynącą z jej lewego
ucha.
Nawet wtedy spokój trwał nadal, choć czuła już igły żaru w krtani. Przypo-
mniała sobie, co tłumaczyła jej Lanette: Nigdy tego nie wąchaj, to wyżera dziury.
Molly wyprostowała się, wyciągnęła ręce. . . W dół i przed siebie, ale nie do
tego szarego bloku, tylko do pistoletu, małej zabawki. Mona usłyszała, jak strze-
la puk-puk-puk, a potem trzy wybuchy w dole. Na pewno były też niebieskie
rozbłyski, ale Mona obejmowała teraz Angie, a pokrwawione futro gładziło jej
przeguby. Spojrzała w przymglone oczy; ich światło już gasło. Patrzyły daleko,
najdalej stÄ…d.
 Hej  powiedziała Mona właściwie do nikogo, tylko do Angie padającej
na te zwłoki w śpiworze.  Hej. . .
Podniosła głowę i zdołała jeszcze pochwycić ostatni obraz na wideoekranie.
Zobaczyła, jak zanika.
Potem przez długi czas nic nie miało znaczenia. Nie przypominało to obojęt-
ności spokoju, krystalicznego turbodoładowania, i nie przypominało załamania;
tylko to uczucie stania z boku. Tak mógłby czuć się duch.
Stała w drzwiach obok Zlizga i Molly. Spoglądała w dół. W mętnym świetle
wielkich starych żarówek widziała metalowego pająka biegającego po brudnym
betonie. Miał długie zakrzywione ostrza, które trzaskały i wirowały, ale nikt już
się tam nie ruszał, więc pająk tylko krążył jak popsuta zabawka, tam i z powrotem
przed skręconym wrakiem pomostu, po którym przeszły z Angie i Cherry.
Cherry wstała z podłogi  blada, z poszarzałą twarzą. Odlepiła derm z szyi.
 To kiś mśniowy relaksnt  wybełkotała.
Monie było przykro, bo wiedziała, że zrobiła coś głupiego, chociaż chciała
pomóc. Ale na magu zawsze się zdarza coś takiego, więc jak mogła się powstrzy-
mać?
Bo jesteś nałogiem, głuptasie, usłyszała głos Lanette, ale wolała o tym nie
pamiętać.
I tak stali nieruchomo, obserwujÄ…c, jak metalowy pajÄ…k podryguje i wolno
zużywa energię. Wszyscy oprócz Gentry ego. Gentry odkręcał szary blok z ramy
nad noszami; jego czarne buty dotykały niemal czerwonego futra Angie.
 Słuchajcie  powiedziała Molly.  Zmigłowiec. I to duży.
236
* * *
Zeszła po linie ostatnia  oprócz Gentry ego, ale on powiedział, że nie idzie,
że to go nie obchodzi i zostaje.
Lina była gruba i brudnoszara. Miała powiązane węzły, żeby łatwiej się było
trzymać  jak huśtawka, którą zapamiętała z dawnych lat. Zlizg i Molly najpierw
opuścili tę szarą bryłę na platformę, gdzie metalowe schody były wciąż całe. Po-
tem Molly zsunęła się w dół jak wiewiórka, jakby wcale nie musiała się trzymać.
Przywiązała linę do poręczy. Zlizg schodził powoli, bo niósł na ramieniu Cherry,
ciągle zbyt rozluznioną, żeby mogła opuścić się sama. Monie wciąż było trochę
głupio i zastanawiała się, czy to dlatego postanowili ją tu zostawić.
Właściwie to Molly postanowiła. Stała przy oknie i patrzyła na ludzi wyska-
kujących z długiego czarnego śmigłowca i rozbiegających się po śniegu.
 Patrzcie tylko  powiedziała.  Oni wiedzą. Przylecieli tylko zamieść
szczątki. Sense/Net. Zabieram tyłek i znikam.
Cherry wymamrotała, że oni też się wynoszą, ona i Zlizg. A Zlizg wzruszył
ramionami, potem wyszczerzył zęby i objął ją ramieniem.
 A co ze mnÄ…?
Molly spojrzała na nią. A przynajmniej tak się wydawało przez te okulary.
Przez moment na dolnej wardze pojawił się brzeg białego zęba.
 Ty zostań. To moja rada  stwierdziła w końcu.  Niech się w tym
wszystkim połapią. Ty właściwie niczego nie zrobiłaś. Nic z tego nie było twoim
pomysłem. Myślę, że jakoś ci to wynagrodzą, a przynajmniej spróbują. Tak, lepiej
zostań.
Mona nic z tego nie zrozumiała, ale czuła się teraz tak zdechła, tak słaba po
załamaniu, że nie próbowała nawet się kłócić.
A potem zniknęli. Zjechali po linie i już ich nie było. Tak po prostu: zosta-
wiają cię i nigdy więcej już ich nie spotykasz. Obejrzała się; Gentry chodził tam
i z powrotem przed swoimi książkami, przesuwając palcem po grzbietach, jakby
szukał jakiejś specjalnej. Nosze przykrył kocem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire