[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzieckiem.
– Nieskromnie powiem, że też tak sądzę.
Oboje się roześmieli.
– Tatuś jest moim Aniołem Stróżem. Każdy ma swojego
anioła. Czuję czasami, jak skrzydłem poklepuje mnie po pleckach.
Nie mówię o tym nikomu, żeby dzieci się ze mnie nie śmiały.
– Ja też wierzę w anioły.
– Twoja Ania też na pewno poklepuje cię po pleckach,
szczególnie wtedy, kiedy jest ci bardzo smutno.
– Zapewne tak.
– Dobrze, że wybrałaś się z nami w podróż na koniec świata.
– Zaczynam się cieszyć z tej wyprawy. – Matylda mówiła
całkiem poważnie.
– Tam, na końcu świata, jest już blisko do aniołów. Ty
spotkasz swojego, a ja swojego.
Chciałaby wierzyć w słowa chłopca, tak bardzo by chciała w
nie wierzyć.
Majka z Alicją wyszły na wieczorny spacer. Szły wąskimi
uliczkami rybackiej wioski.
– Masz jakieś zwichrowania? – zapytała Majka.
– Co masz na myśli?
– Jakieś odpały? – Dziewczyna przystanęła, by z buta
wysypać piasek. – Prowadzisz z sobą rozmowy? Ja czasami lubię
ze sobą poważnie porozmawiać, czasami nawet siebie opieprzam.
A ty?
– Nie wiem.
– A ja wiem. Przyłapałam cię na czymś.
– Na czym?
– Zaglądasz ludziom do okien. Nawet przed chwilą to
robiłaś.
– I co w tym dziwnego?
– Jesteś podglądaczką.
– Nieprawda.
– To po co to robisz?
– Lubię patrzeć na rodziny, które jedzą razem posiłek, mąż
dziękuje żonie za doskonałą kolację, a ona się rumieni. Wesołe
dzieciaki biegają dookoła stołu. Wyobrażam sobie codzienne życie
takiej rodziny. Lubię podglądać kobiety po pracy, kiedy są tak
zmęczone, że zrzucają szpilki i w garsonkach padają na łóżko.
Nieraz widywałam samotnych mężczyzn siedzących w fotelach ze
szklaneczką czegoś mocniejszego. Zastanawiam się, jacy są ci
wszyscy ludzie zza szyb. Czy są szczęśliwi, czy przypadkiem nie
cierpią?
– Podglądaczka jak nic.
– Majka, ty nic nie rozumiesz.
– Mylisz się. – Dziewczyna złapała kobietę za rękę. – Ty
chcesz żyć ich życiem. I to jest twój problem. Obserwujesz życie
innych, zamiast zająć się swoim.
– Jestem zajęta swoim życiem.
– Taaaa. Z tego, co mówiłaś, to nie sądzę.
– Zajmuję się dzieckiem.
– I rozpamiętujesz zmarłego męża. A gdzie w tym wszystkim
jesteś ty? Może jestem młoda i głupia, ale coś niecoś o życiu
wiem. Powinnaś żyć dla siebie i nie oglądać się za siebie. Żyjemy
do przodu. Czas spełniać swoje marzenia. Postaw na siebie. Bierz
z tego życia to, co najlepsze.
Alicja się zaśmiała. Lubiła ten entuzjazm Majki.
– Czyli mam się nie ograniczać?
– Carpe diem.
– I myślisz, że życie chwilą wszystko rozwiąże? A ty? Co
zamierzasz robić po powrocie do Rodzinnej? Jakie masz plany na
przyszłość?
– Nie planuję – poważnie odpowiedziała Majka. – Życie
nauczyło mnie, by niczego nie planować. Myślałam, że prysnę z
Rodzinnej, ale teraz już sama nie wiem, co robić.
Przez chwilę szły w milczeniu. Policzki miały zaróżowione.
Wieczór był ciepły. Znad morza wiał lekki wiaterek.
– A jak twoja książka? – zapytała dziewczyna.
– Ha, i tu cię zaskoczę. Zrobiłam już pierwsze notatki. Dużo
o tym myślałam i…
– To nie myśl, tylko działaj.
ROZDZIAŁ 29
Ewa źle spała. Materac był zbyt miękki, dlatego bolał ją
kręgosłup. Przeciągnęła się i rozprostowała obolałe ciało. Nie
miała w ogóle energii. Kobiety poszły na plażę, a ona usiadła na
ławce przed domem z kubkiem mrożonej herbaty w dłoni. W
pewnym momencie rozdzwoniła się jej komórka. Numer był
zastrzeżony.
– Halo?
– Dziękuję za list. – To był Paweł! Serce zaczęło jej walić jak
oszalałe.
– Proszę. – Co mogła więcej powiedzieć? Zabrakło jej słów.
– Powiedziałem ci, że to już skończone.
– Powiedziałeś, ale ja mogę wciąż mieć nadzieję. Kocham
cię i nigdy nie przestałam. Popełniłam błąd i teraz za to płacę.
Może kiedyś mi wybaczysz – mówiła rzeczowo, a Paweł słuchał.
Wiedział, że go kocha, on też ją kochał i nie mógł bez niej żyć. Do
tego jednak nie chciał się przyznać.
– Jeśli będziesz chciał – kontynuowała – to przyjedź nad
morze. Pisałam ci o tym w liście.
– Tak – westchnął. – Tylko że ja nie chcę.
– Nie wierzę.
On też nie wierzył. Chciał do niej przyjechać. Chciał chwycić
ją w ramiona i całować do utraty tchu. Zaraz jednak stanął mu
przed oczami obraz: ona w objęciach tego drugiego, jego usta na
jej ustach, męskie dłonie błądzące po jej ciele. Dłonie innego
mężczyzny. Zrobiło mu się niedobrze. Po cholerę do niej dzwonił.
– Potrzebujesz czasu? Ile? Rok, dwa? A może miną wieki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]