[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mój dom. Moi odzwierni.
Ponure przeczucie dołączyło się do stracha i złości Victorii, do jej pulsującego pożądania.
- Jest pan właścicielem tego domu? W jego oczach błysnęły jakieś emocje.
- Mam na imiÄ™ Gabriel.
Gabriel. Dom Gabriela.
Dobry Boże! Victoria powiedziała wcześniej, że przyszła do Domu Gabriela z nadzieją, iż on tu
będzie.
Kobieta powinna pierwszy raz kochać się z mężczyzną takim jak pan"- blefowała.
Czy jego zdaniem celowo wtargnęła do tego domu, żeby zwrócić na siebie uwagę właściciela?
- Jest pan Francuzem? - zapytała impulsywnie. Jednocześnie zastanawiała się, czy w ciągu
ostatnich sześciu miesięcy nie pomieszało jej się w głowie.
Co za różnica, jakiej narodowości jest ten człowiek? Francuz może zastrzelić kobietę z taką samą
łatwością jak Anglik.
- Owszem, jestem Francuzem - przyznał spokojnie. - Pytam po raz ostatni, mademoiselle. Jak
poradziła sobie pani z moimi odzwiernymi?
Victoria przypomniała sobie dwóch mężczyzn, którzy pilnowali wejścia: jeden miał włosy, które
lśniły jak złoto, włosy drugiego przypominały najszlachetniejszy mahoń. I
Ich uroda nie mogła się równać z urodą pracodawcy.
- Powiedziałam, że szukam protektora- wyjaśniła zwięzle.
Zastanawiała się, czy jej uwierzy. Zastanawiała się, czemu miałby jej nie uwierzyć.
- I wpuścili panią? - zapytał uszczypliwie, a w jego srebrnych oczach pojawiły się srebrne błyski.
Victoria wyprostowała plecy.
- Nie mam zwyczaju kłamać, sir.
- NaprawdÄ™?
W jego głosie wyraznie było słychać cynizm.
Jak ma pani na imiÄ™, mademoiselle?
Mary" - dzwięczało jej w uszach.
- Naprawdę - potwierdziła.
- Na ulicy za dziewictwo płaci się pięć funtów.
Postanowiła zachować dumę. Było to uczucie łatwiejsze do zniesienia niż strach.
- Wiem, ile warta jest kobieca niewinność.
Jej reputacja. Jej pozycja.
Jej życie...
- W takim razie czemu zaproponowała pani sto pięć funtów?
Ponieważ nie wierzyła, że je dostanie.
- Myśli pan, że dziewictwo nie jest warte takiej sumy? - rzuciła wyzywająco.
- Uważam, że zarówno kobiety, jak i mężczyzni są warci znacznie więcej niż sto pięć funtów - odparł
enigmatycznie.
Victoria nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Ponieważ przyjemność sprawia panu pozbawianie kobiet dziewictwa - powiedziała z pogardą.
- Nie, mademoiselle, ponieważ ja sam zostałem sprzedany za sto pięć funtów. Wiedziała pani o
tym, prawda?
Słowa dudniły jej w uszach.
Sprzedała pani swoje ciało, mademoiselle, więc jest pani prostytutką".
A pan kupił moje ciało, sir, więc kim pan jest?"
ProstytutkÄ…..."
Victoria nagle zdała sobie sprawę, gdzie widziała te oczy: spoglądała w nie, przemierzając ulice
Londynu w poszukiwaniu przyzwoitej pracy. Takie samo spojrzenie mają bezdomni. Mężczyzni,
kobiety i dzieci na co dzień borykający się z głodem, zimnem i brakiem nadziei.
Mężczyzni, kobiety i dzieci, którzy rutynowo sprzedają swoje ciało, kradną i zabijają, żeby przeżyć i
nie umrzeć tak jak inni.
- Kim pan jest? - szepnęła.
- Mówiłem, mam na imię Gabriel.
Właściciel.
Prostytutka.
Chociaż nie z własnego wyboru.
Nie miał wpływu na swój los.
Bieda pozbawia mężczyzn - i kobiety - wyboru.
- Przykro mi.
Natychmiast zorientowała się, że nie powinna tego mówić.
Człowiek, który pokonał wszelkie przeciwności losu, z pewnością nie będzie potrzebował
współczucia.
Nie potrzebował.
Bez słowa zablokował jej drogę do wyjścia, czarne jedwabne spodnie musnęły jasnoniebieską skórę
oparcia fotela w stylu królowej Anny.
- Dlaczego jest pani przykro, mademoiselle? - zapytał tak cicho, że musiała natężyć słuch.
Victoria nie miała zamiaru się wycofywać, ani w przenośni, ani dosłownie.
- Przykro mi, że został pan sprzedany wbrew własnej woli.
- Wcale nie zostałem sprzedany wbrew własnej woli, mademoiselle- zaoponował delikatnie. - A
może ten człowiek zapomniał pani o tym powiedzieć?
- Każdy z nas robi to, co konieczne, żeby przetrwać. - Victoria zignorowała pytanie.
Nozdrza mężczyzny delikatnie drgnęły.
- Dziś wieczorem pani też zrobiła to, co było konieczne? Victoria zacisnęła usta.
- Tak, dziś wieczorem zrobiłam to, co musiałam zrobić.
- Zgodziła się pani przyjść do mojego domu i wystawić swoje dziewictwo na licytację.
Victoria zdusiła złość.
- Nie zgodziłam się, ale owszem, przyszłam do pańskiego domu właśnie w tym celu.
- To znaczy, że jest pani niechętną wspólniczką - podpowiadał.
- Nie jestem wspólniczką.
- Niemniej jest pani tu z powodu mężczyzny. Tak" - pomyślała.
Wyprostowała się i poczuła szorstką wełnę na wciąż nabrzmiałych brodawkach.
- Mówiłam już, że nie wiem, o kim pan mówi.
- W takim razie kto polecił pani mój dom, mademoiselle?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]