[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Przybyłeś po miecz. Już to odczytałem. Wejdź do środka, porozmawiamy. Potem zastanowi-
my się, czy go dostaniesz.
Taramis gestem nakazał swoim ludziom zsiąść z koni, a Darrick zrobił to z nimi. W drzewach
nad ich głowami gwizdał wiatr.
388
*
*
*
Cholik znalazł Kabraxisa w jednym z ogrodów na dachu. Demon zaplótł ramiona na potężnej
piersi i patrzył na północ. Rzucone na ogród zaklęcie iluzji nie pozwalało, by zobaczył go ktoś
z dołu.
Cholik zatrzymał się i wyjrzał przez krawędź dachu. Ujrzał nieprzerwany strumień wiernych
wpływający do budynku.
— Posłałeś po mnie? — spytał Cholik, zatrzymując się przy demonie. Kabraxis oczywiście tak
zrobił, bo inaczej Cholik nie usłyszałby w głowie jego głosu, kiedy przygotowywał się do modłów.
— Tak — odrzekł Kabraxis. — Zajmując się człowiekiem, o którym się dowiedziałem, odkryłem
jeszcze coś interesującego.
— Taramis Volken? — spytał Cholik. Pamiętał imię łowcy demonów z rozmowy poprzedniego
wieczora.
— Tak. Ale w drużynie Taramisa Volkena jest jeszcze jeden człowiek, którego rozpoznaję.
Chciałem, żebyś ty też na niego spojrzał.
— Oczywiście.
Kabraxis odwrócił się i przeszedł po dachu do jednej z sadzawek. Przesunął nad nią ręką i cofnął
się.
389
— Patrz.
Cholik podszedł bliżej, ukląkł i spojrzał na powierzchnię sadzawki. Pokrywały ją zmarszczki.
Zaraz jednak powierzchnia wygładziła się, a Cholik zobaczył odbicie błękitnego nieba.
Wówczas utworzył się obraz, przedstawiający mały domek ukryty pod wysokimi jodłami, klo-
nami i dębami. Na zewnątrz domu siedzieli wojownicy, wszyscy twardzi i zmęczeni długą podróżą.
Cholik od razu zrozumiał, że było ich zbyt wielu, by mieszkali w domku. Byli zatem gośćmi, ale
nadal nie rozpoznawał domu.
— Czy go widzisz? — spytał Kabraxis.
— Widzę wielu ludzi — odrzekł Cholik.
— Tutaj. — Kabraxis zrobił niecierpliwy gest.
Sadzawka na chwilę zmarszczyła się i zamgliła, a potem znów wygładziła. Tym razem obraz
skoncentrował się na bladym młodzieńcu z rudawymi włosami splecionymi w warkoczyk. Oparłszy
się o potężny dąb, z kordem na kolanach, mężczyzna wydawał się spać. Jedną z jego brwi przecinała
poszarpana blizna.
— Rozpoznajesz go? — spytał Kabraxis.
— Tak — odrzekł Cholik, gdyż teraz rzeczywiście go rozpoznawał. — Był w Porcie Tauruka.
— A teraz jest z Taramisem Volkenem — zastanawiał się Kabraxis.
390
— Znają się?
— Nic o tym nie wiedziałem. O ile wiem, Taramis Volken i ten człowiek, Darrick Lang, spotkali
się wczoraj w Przylądku Poszukiwacza.
— Twoi szpiedzy obserwują łowcę demonów? — spytał Cholik.
— Oczywiście, kiedy sam go nie obserwuję. Taramis Volken jest niebezpiecznym człowiekiem,
a jego misja dotyczy nas. Jeśli dostanie to, czego szuka w domu tego rolnika, jego kolejnym ruchem
będzie przybycie tutaj.
— Czego szuka?
— Gniewu Burzy.
— Tego magicznego miecza, który odpędził hordę barbarzyńców setki lat temu? — spytał Cho-
lik. Jego lotny umysł szukał powodów, dla których Kabraxis miałby się zainteresować mieczem
i dlaczego sądził, że łowca demonów zainteresuje się nimi.
— Ten sam. — Ohydną twarz demona wykrzywił grymas.
Cholik pomyślał sobie, że demon obawiał się miecza i tego, czego mógł on dokonać, ale wiedział
też, że nie odważy się o tym wspomnieć. Rozpaczliwie próbował usunąć tę myśl z umysłu, nim
demon ją wyczuje.
391
— Miecz może być problemem — powiedział Kabraxis — ale mam sługi, które nawet teraz
zbliżają się do Taramisa Volkena i jego bandy. Nie uciekną, a jeśli miecz tam będzie, moi słudzy go
odbiorą.
Cholik myślał. Starannie dobierał słowa.
— Dlaczego miecz stanowi zagrożenie?
— To potężna broń — powiedział Kabraxis. — Został wykuty setki lat temu przez kowala na-
pełnionego mocą Światłości i zwrócony przeciw barbarzyńskiej hordzie oraz ciemnej mocy, której
oddawali cześć.
Cholik poczuł przypływ zrozumienia.
— Oddawali cześć tobie. To ty byłeś Lodowym Pazurem.
— Tak. A ludzie wykorzystali miecz, by wygnać mnie z tego świata.
— Czy może znów zostać wykorzystany przeciwko tobie? — spytał Cholik.
— Teraz jestem potężniejszy niż byłem wtedy — powiedział Kabraxis. — Mimo to upewnię się,
że tym razem miecz zostanie zniszczony na zawsze. — Demon przerwał. — Martwi mnie jednak
obecność tego drugiego mężczyzny.
— Czemu?
392
— Wróżyłem, by ocenić znaczenie tego, co zrobiliśmy z lordem Darkulanem — powiedział
Kabraxis. — Ten człowiek ciągle pojawiał się we wróżbach.
— Czy widziałeś go od czasu Portu Tauruka? — spytał Cholik.
— Nie, dopiero teraz — stwierdził Kabraxis. — Gdy wezwałem lezanti i kazałem im polować
na Taramisa Volkena i jego ludzi. Żeby dać trop lezanti, musiałem obejrzeć drużynę.
Cholik zadrżał, myśląc o lezanti. Zawsze wierzył, że te stwory istnieją tylko w mitach i legen-
dach.
Wedle słyszanych przez niego opowieści, lezanti powstawały z połączenia trupa kobiety, świeżo
zabitego wilka i jaszczura, czego efektem była szybka i krwiożercza chimera posiadająca spryt więk-
szy niż zwierzę, częściowo wyprostowaną sylwetkę, ogromną wytrzymałość i zdolność regeneracji
odciętych kończyn.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]